Kocham Polkę, u mnie to rodzinne

Fot. archiwum
Fot. archiwum
Z Ryszardem GALLĄ, posłem Mniejszości Niemieckiej, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- Co takiego jest w kobietach z częstochowskiego?
- Hmmm... Pan wie, że częstochowianie to medalikarze, czyli ludzie niezwykle oszczędni. I ta cecha ma w przypadku mojego małżeństwa wielkie znaczenie, bo ja w życiu prywatnym jestem typem lekko rozdającym pieniądze.

- Żona nie prosi: Rysiu, kup mi sukienkę, kup futro...
- Jest wręcz przeciwnie. To ja mówię: kochanie, może kupimy to czy tamto. A ona: lepiej jeszcze z tym poczekajmy. Ona jest uśmiechnięta, kiedy pieniądze wpływają na konto. Ale jak ma wydać, to cierpi.

- Czyli żona skarb.
- Tak, uzupełniamy się. No, ale jak pan pytał o zalety kobiet z częstochowskiego, to nie można też zapomnieć o ich wdziękach, urodzie.

- Pana ojciec, rodowity Ślązak, też to docenił, przywożąc sobie żonę spod Częstochowy. To już w pewnym sensie rodzina tradycja.
- Owszem. Tylko różnica między nami polega na tym, że ojciec się żenił w latach 50., a więc w wyjątkowo trudnym okresie. To był z jego strony akt wielkiej odwagi.

- Poseł Kroll wspominał, że kiedy on brał za żonę "chadziajkę", to rodzina długo nie mogła mu darować.
- Mój ojciec miał podobnie. On za to, że pokochał Polkę, został nieomal wykluczony z rodziny. Ale rodzice wytrwali w miłości i potem moja mama została ulubioną synową dziadków. No i zrobiła się z niej zatwardziała Ślązaczka.

- Pana starszy syn zapuszcza się już sondażowo pod Jasną Górę?
- Nie, nie, on jeździ do Osin.

- Czyli trzyma się terenu gminy Komp-rachcice, gdzie mieszkacie.
- Tak jest.

- Kto poszedł w pana małżeństwie na większy kompromis, jaka kultura przeważa w domu?
- Na kompromis pracowaliśmy wspólnie - z każdej kultury bierzemy to, co najlepsze. Dotyczy to także kuchni. Moja żona np. robi wyśmienite rolady i kluski śląskie. Na wigilię robi charakterystyczne dla Śląska makówki. Co ciekawe, jej te makówki bardziej smakują niż mnie.

- Był pan pierwszym w historii marszałkiem z mniejszości niemieckiej. Kiedy pan jechał w delegację, gdzieś w Polskę, nie patrzyli na pana jak na eksponat, nie pytali o kapelusz z piórkiem?
- Wielu miało szeroko otwarte buzie, ale to zdziwienie nie objawiało się w żartach. Pamiętam, kiedy w ramach starań o samodzielny oddział telewizji w Opolu pojechałem z senator Simonides na spotkanie z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Oni tam faktycznie patrzyli na mnie z niedowierzaniem - marszałek Niemiec, jak to możliwe? Ale potem wszyscy się oswoili, zrodziło się nawet wiele przyjaźni z samorządowcami z różnych stron Polski.

- Jak pan, jeden z bardziej zalatanych ludzi w regionie, wypoczywa?
- Wracam z biura do domu, przebieram się i biorę się do fizycznej roboty. Uwielbiam pracować wokół domu, nie ma lepszej odskoczni. Krzątać się po ogródku, porządkować garaż. Kto wie, może dlatego tak to lubię, bo mam na to coraz mniej czasu? Człowiek chciałby trochę pomieszkać, porobić coś w domu, porozmawiać z żoną, a ostatnio coraz częściej wpadam do domu tylko się wyspać.

- Dziękuję za rozmowę, gratuluję wyboru na posła i wyboru małżonki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska