Komu należy się zastrzyk?

Monika Kluf Anna Listowska
W kluczborskim pogotowiu pacjentów nadal wysyła się po zastrzyk przeciwtężcowy do apteki.

Czy nie można go kupić na miejscu? - pytają pacjenci.
Nie można - usłyszeliśmy od Janusza Kubowa, dyrektora Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Kluczborku. - Żeby prowadzić sprzedaż tego leku, pogotowie musiałoby mieć własną, wewnętrzną aptekę. Chodzi tu o obrót lekami i pieniędzmi, a tylko w takiej aptece można by to robić.
Zresztą dyrektor Kubów nie widzi problemu w tym, że pacjenci sami chodzą po zastrzyk przeciwtężcowy do apteki. - Z reguły pacjent nie przychodzi na pogotowie sam, tylko z kimś z rodziny albo z opiekunem. I ta osoba może po taki zastrzyk pójść czy pojechać.

Dla osób trafiających na pogotowie, zarówno opiekunów, jak i poszkodowanych, wędrówki do apteki po zastrzyk są jednak problemem. Nie każdy ma samochód, a najgorzej jest, kiedy po lek trzeba pójść w nocy, a dyżur ma akurat apteka na drugim końcu miasta.
- Często "obrywa się" nam od pacjentów, którzy trafiają do nas po zastrzyk, bo nasza apteka jest najdalej od pogotowia - mówi jedna z pracownic apteki przy ul. Morcinka. - Czasem ktoś, kto uległ jakiemuś wypadkowi, musi przejść kawał drogi, żeby kupić zastrzyk za 2,04 zł.

Jedna z czytelniczek, która "na wszelki wypadek" woli pozostać anonimowa, opowiedziała nam, jak przyjechała z mężem, który uległ w domu wypadkowi, na pogotowie i okazało się, że nie może dostać surowicy na miejscu. Musiała szukać jakiejś dyżurującej apteki i nie wiedziała, czy ma męża ciągnąć ze sobą, czy zostawić na pogotowiu. Jej zdaniem, jeśli już trzeba ten zastrzyk sobie kupić, to powinien on być dostępny w pogotowiu. W tej sytuacji każdy pacjent chętnie zapłaci te 2 zł.
O sprawie zastrzyków pisaliśmy już w "NTO" dwa miesiące temu. Kierownik pogotowia Zygmunt Dworniczak wyjaśnił nam wówczas, że zastrzyki przeciwtężcowe w pogotowiu są, ale z reguły otrzymują je osoby, które nie mogą do apteki dojść o własnych siłach. Inni mogą je sobie kupić sami, bo nie jest to lek bezpośrednio eliminujący zagrożenie życia. Jednak w większości stacji pogotowia ratunkowego, m.in. w Namysłowie, Brzegu czy Oleśnie, takich praktyk się nie stosuje. Tam wszyscy wymagający tego pacjenci otrzymują surowicę na miejscu. Sprawą zainteresowali się nawet radni powiatowi, starosta obiecał, że jeśli będzie trzeba, kupi potrzebny zapas leku - i na tym koniec. Pacjenci nadal są wysyłani do aptek. Otrzymujemy sygnały od czytelników, że nic się nie zmieniło.

- Nie powinno się odsyłać pacjentów po zastrzyk - uważa Elwira Bielak, rzecznik Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych. - Pogotowie podpisało umowę z kasą chorych na świadczenie usług medycznych, a taki zastrzyk wlicza się w te usługi. Choć faktem jest, że w umowie nie jest dosłownie napisane, że pogotowie ma obowiązek podawać wymagającym tego pacjentom anatoksynę, czyli surowicę przeciwtężcową.

- Sprawie trzeba się dokładniej przyjrzeć - powiedział, poproszony o komentarz, Janusz Hrechorów, z-ca dyrektora SPZOZ, i zapewnił, że personel pogotowia będzie się starał, aby pacjenci byli dobrze leczeni. Naczelnik wydziału promocji starostwa powiatowego Mieczysław Zaleciński twierdzi, że starostwo do tej pory nie otrzymywało żadnych sygnałów w tej sprawie, ale zajmie się nią. Jego zdaniem trzeba dokładnie przeanalizować stanowisko kasy chorych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska