Kuchnia "na wymiar", problemy niezamówione

Rys. Andrzej Czyczyło
Rys. Andrzej Czyczyło
Państwo Macibuchowie z Paczkowa złożyli indywidualne zamówienie w salonie meblowym A.D.A.S. w Nysie na meble kuchenne. Zamiast się nimi cieszyć, mają same kłopoty.

Wybraliśmy meble z katalogu, który nam przedstawiono w sklepie. Kosztowały sześć tysięcy złotych - mówi pani Grażyna Macibuch, właścicielka nowej kuchni. - Zgodnie z przedstawionymi w sklepie zasadami sprzedaży mebli montowanych w domu, przy ich wyborze wpłaciliśmy zaliczkę, która stanowiła ok. 30 proc. ceny. Na dzień przed terminem odbioru mebli, czyli 25 października 2002 roku, zatelefonowano ze sklepu, byśmy dopłacili resztę pieniędzy. Zdziwiło nas to, że mamy płacić za towar, którego jeszcze nawet nie widzieliśmy, ale spełniliśmy życzenie sprzedawcy i pieniądze zostały wpłacone. To był nasz błąd - i to nie jedyny.

Przez dwa dni fachowcy ze sklepu montowali meble. W trakcie ich ustawiania okazało się, że główny blat roboczy jest za krótki. Fachowiec powiedział, że na razie, dopóki nie dostarczą nam nowego, to go dosztukuje. Przy okazji przykrajania okazało się, że blat zamiast z płyty MDF, którą państwo Macibuchowie zamówili, jest wykonany z płyty wiórowej. Ale to nie koniec niespodzianek.
- Nie poinformowano nas wcześniej, że jeśli kupimy sprzęt gospodarstwa domowego do zabudowy w tymże sklepie meblowym, to jego montaż jest za darmo - relacjonuje pechowa nabywczyni. - My kupiliśmy lodówkę, kuchenkę i zmywarkę gdzie indziej, więc policzono nam za "montaż" każdej z tych rzeczy dodatkowo po 100 zł, na co nie byliśmy przygotowani. Dopiero kiedy mieliśmy już w domu kuchnię, przeczytaliśmy dokładniej umowę, czego wcześniej nie zrobiliśmy. To był jeden z naszych błędów. Doczytaliśmy się wówczas, że przy montażu pracownicy sklepu nie podłączają instalacji elektrycznych, hydraulicznych i wentylacyjnych. Zatem "montaż" lodówki, kuchenki i zmywarki odbył się tylko w ten sposób, że po prostu tylko wsunięto je w obudowy, natomiast podłączenia wykonał mąż z fachowcem.

Nie kupować kota w worku
Zygmunt Jurczak, inspektor wojewódzki Inspekcji Handlowej w Opolu:
- Klienci popełnili błąd wpłacając za meble całą kwotę przed ich montażem. Kupili bowiem kota w worku. Należało zapłacić brakującą część kwoty dopiero wtedy, kiedy całość mebli zostanie zamontowana i wszystkie elementy kuchni będą takie, jakie zostały zamówione. Kolejny błąd jest taki, że czekali tak długo na załatwienie reklamacji. Na to jest określony czas (2 tygodnie), a jeśli sklep lub usługodawca nie wywiąże się ze swych zobowiązań, należy zgłosić się do rzecznika praw konsumenta (działa przy każdym starostwie powiatowym) lub Inspekcji Handlowej w Opolu. Te instytucje dysponują odpowiednimi sankcjami na niesolidnych sprzedawców i usługodawców.

Jakby nie dość tego, państwo Macibuchowie zamówili największe witrynowe szafki z szybami przeźroczystymi, bez wzorów, ale przywieziono szafki z innymi szybami. Te niewłaściwe odwieziono więc do sklepu i teraz właściciele kuchni mają szafki w ogóle bez drzwi, a na monity odpowiedź sklepu brzmi niezmiennie, że "drzwi już jadą".
To jeszcze nie wszystko. W ciągu kilku pierwszych dni użytkowania nowej kuchni od razu odpadały fronty drzwiczek od szuflad. Dopiero po kolejnej reklamacji wreszcie je wymieniono. Zanim jednak do tego doszło, sprzedawczyni ze sklepu proponowała, żeby właściciel kuchni sam dowiózł wadliwe szuflady do sklepu.

- Mieszkamy w odległości 27 km i nie mamy zamiaru dokładać do bubla jeszcze kosztów benzyny za jego naprawę - uparli się właściciele.
Wreszcie więc po kolejnych monitach szuflady zostały dowiezione. Teraz jednak, jeśli zechcą mieć na święta kuchnię z zamkniętymi witrynami, zapewne sami je będą musieli wykonać albo zamówić w innym sklepie.
- Najgorsze jest to, że nie mam żadnych dowodów na piśmie świadczących o perypetiach z reklamacjami, bo wszystko załatwiane było telefonicznie. Są tylko świadkowie, do których należą moja rodzina i znajomi. Nie mam też pieniędzy, by zapłacić za rzeczoznawcę - mówi Grażyna Macibuch.

Niemało trudu zadałam sobie, żeby skontaktować się z właścicielką.
Kiedy wreszcie to mi się udało, na przedstawione zarzuty pani Kozerska nie odpowiedziała... nic. Niczego nie usiłowała wytłumaczyć. Przeciwnie - powiedziała, że mebli nie kupiła "Trybuna", ale klienci, z którymi nadal będzie załatwiała tę sprawę. W końcu obiecała, że w tym tygodniu drzwi witryn zostaną dostarczone do zakupionej kuchni.
Po sposobie, w jaki zostałam potraktowana przez właścicielkę sklepu, mogę sobie wyobrazić, w jaki sposób traktuje się w nim klientów zgłaszających się doń ze słusznymi pretensjami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska