Kup pan obraz!

Danuta Nowicka
O tym, jak funkcjonuje opolski rynek sztuki, świadczy to, że podczas gdy przed laty w Desie paliły się wszystkie wystawione na sprzedaż lampy, teraz zapala się pojedyncze, na wyraźne życzenie.

To skutek usunięcia galerii z Rynku i zubożenia społeczeństwa. Ale czy tylko dlatego liczna klientela, która często tu wpadała, by się dowiedzieć, co nowego przybyło, pojawia się tylko we wspomnieniach?
Personel najczęściej ma do czynienia z gościem przypadkowym. - Wyposażył mieszkanie w sprzęt podstawowy i chce je udekorować lampą Tifany?ego lub obrazem (mniejsza o autora), wstawić stylowy stolik - wyjaśnia kierowniczka, Irena Słota.
W innych galeriach
Właściciel sklepiku ze starociami (plac Piłsudskiego, nieopodal), Andrzej Przebindowski, kilka razy zapowiadał likwidację, ale ponieważ kontakt ze sztuką traktuje jako hobby, jeszcze nie zdecydował się na ten krok. - Ale to tylko kwestia czasu - zastrzega. Nie stać mnie na dopłacanie do interesu.
Irena Rzeźniczkowa twierdzi, że galeria "Autor" swoje istnienie zawdzięcza projektowaniu wnętrz i konserwacji zabytków. Wpływy ze sprzedaży przedmiotów artystycznych są znikome.
Krystyna Brzozowska może sobie pozwolić na luksus prowadzenia salonu przy Studziennej, ponieważ piętro wyżej jej mąż zarabia w branży telekomunikacyjnej.
Barbara Paprocka, właścicielka galerii w Prudniku i biura podróży - drzwi w drzwi - ma nadzieję przeczekać najgorszy okres, ratując się wpływami z organizowania turystyki. Tuż po otwarciu sklepu, dziesięć lat temu, w ciągu roku sprzedała pięćdziesiąt obrazów, zaś w 2001 znalazła klientów na trzy.
Denis Cuber z Głogówka kilka miesięcy w roku żyje na rachunek męża - witrażysty. W lecie - z interesownych wizyt gości z Zachodu i z większych miast. - Oczywiście, że w Krakowie jest mnóstwo antykwariatów i ogromny wybór, ale u mnie obraz można kupić za pół ceny - wyjaśnia.
Na frekwencję nie narzeka tylko gospodarz "Antyków" w Opolu przy ulicy Młyńskiej. Jednakowa frekwencja, wspomagana wizytami (i zakupami) ministrów i innych co ważniejszych gości ratusza i urzędu wojewódzkiego utrzymuje się od dziesięciu lat. Jeszcze w tym roku serwantki, konsole, kredensy, stoły, fotele, obrazy, rzeźby, zegary i wszelkiego rodzaju bibeloty, zajmujące coraz większą przestrzeń, zostaną przeniesione do kamienicy na plac Sebastiana. Po remoncie znajdzie się tu nie tylko miejsce na działalność handlową, ale i na wystawy i spotkania.
Przed dwoma laty można było w regionie usłyszeć, że galerie sięgnęły dna. Większość właścicieli z nostalgią wspominała czasy, kiedy za markę płaciło się krocie, więc "polski Niemiec" limitował zakupy jedynie ze strachu przed celnikiem (przedmioty powstałe przed 45 r. i dzieła autorów nieżyjących były - i są - objęte zakazem wywozu). Dziś ci sami ludzie zaczęli z żalem wspominać rok 1998. Panuje przekonanie, że "tych, którzy znają się na sztuce, na nią nie stać, zaś ci, którzy mają pieniądze, wolą samochody, dalekie podróże i...". Spuśćmy zasłonę milczenia.
Jak jest naprawdę?
Tadeusz Selzer, właściciel fabryki żaluzji, tłumaczy: - Sportowe samochody mnie nie interesują. Już nie ten wiek. A ponieważ stale jestem zabiegany, wybrać się gdzieś dalej mogę najwyżej na tydzień. Kiedy brakuje na nowe pomieszczenia i technologie, trudno inwestować w sztukę. Znajomi zajmujący się przedsiębiorczością, jak ja, od dziesięciu, piętnastu lat, myślą podobnie. Fibaków i Gudzowatych jest w Polsce niewielu.
Najbogatszy opolski polityk, Leszek Korzeniowski: - Nie interesuję się sztuką, nie lokuję w coś, na czym się nie znam.
Krystian Lelek, dealer samochodowy: - Nie interesuję się, nie kupuję, chyba że w grę wchodzą aukcje charytatywne. Firma jest na takim etapie, że jeszcze do tego nie dorosłem.
Właściciel "Pod Pająkiem" i pubu "John Bull" przyznaje, że sztuka mu nieobojętna, na dowód oprowadza po restauracyjnych salach z malowidłami ściennymi (kopią sztychu przedstawiającego stary Szekesfehervar i fantazyjnymi widoczkami w salach węgierskiej i francuskiej, zaś reprodukcje w kameralnej, pomysłu i autorstwa wrocławian). Podobno zmiana wystroju przekonała do częstszych odwiedzin.
A we własnym domu? - Nie, nie mam obrazów. Nie odczuwam takiej potrzeby - mówi wprost.
Polnar i inni
Jest jednak grupa biznesmenów, którzy sztukę doceniają i lubią z nią obcować. Także ze względu na autora. - Bardzo lubimy Bolka Polnara i to przekłada się na jego malarstwo - wyznają Krystyna i Piotr Mińscy, właściciele zakładu kserograficznego. - Cenimy jego umiejętność budowania metafor.
Polnar od lat prowadzi na liście najczęściej kupowanych artystów. Tuż za nim znaleźli się Henryk Rachfalski, Krzysztof Bucki, Elżbieta Szołomiak, Krystyna Wiejak, a ostatnio Edward Szczapow, portrecista i specjalista od martwych natur. Niejeden z młodych biznesmenów, choć stać go tylko na autorów lokalnych, ogranicza się do nich. Z patriotyzmu lokalnego? Z niewiedzy? Z braku... przedsiębiorczości?
Niemcy wolą kupować
w Niemczech
To, że ilość przedmiotów sztuki, kupowanych przez obcokrajowców wyraźnie spadła, potwierdza Joanna Filipczyk z Muzeum Śląska Opolskiego. - W dobrych latach osiemdziesiątych wydawaliśmy po tysiąc zezwoleń, w ubiegłym roku było ich sto dwadzieścia. Dwadzieścia procent stanowiły warunkowe zezwolenia na wywóz instrumentów na koncerty i prac plastycznych na wystawy, resztę - pojedyncze obrazy domorosłych autorów i kopie europejskiego malarstwa. Prawdę mówiąc, mało wartościowe.
Jeszcze niedawno najczęściej zmieniały miejsce kamienne koryta, w Niemczech awansujące na żardiniery. Ponieważ moda na nie wciąż trwa, prawdopodobnie większość została już wywieziona lub przekracza granicę na waleta.
Bliżej sztuki
- Czy człowieka na coś stać, czy nie, decyduje się samemu. Momentem rozstrzygającym jest hierarchia wartości. - Autora tej uwagi, właściciela dobrze prosperującej firmy elektronicznej, stać było m. in. na zakup rysunków Jerzego Starowieyskiego, prac Polnara i Beskiego. Na spacery po krakowskich antykwariatach i udział w aukcjach charytatywnych. Jego zdaniem: - Ludzie, którzy jeszcze parę lat temu mieli obojętny stosunek do sztuki, gotowi są wydać pieniądze na obrazy. - Życie wokół sztuki zaczyna się odradzać - mówi.
Szef jednej z prężniejszych firm o zasięgu ponadwojewódzkim opowiada o szoku na widok obrazów Wojciecha Kossaka w jednym z opolskich mieszkań, o radości z posiadania największej kolekcji płócien Rachfalskiego. Jest uczestnikiem warszawskich, i nie tylko, wernisaży, zasłużył na dyplom mecenasa sztuki. Inna osoba, zaliczana do czołówki opolskich biznesmenów, wśród swoich własności wymienia meble z epoki, stary rosenthal. I malarstwo przedstawicieli Młodej Polski. - Aż boję się poddawać jeden z obrazów ekspertyzie - zwierza się. - Ale wszystko wskazuje na to, że jest to autentyczny Wierusz-Kowalski.
Tak oto sięgnęliśmy najwyższej krajowej półki.
To, co najcenniejsze
Na Studziennej można jeszcze zobaczyć biurko z okleiną z mahoniu piramidalnego, zdobione prostokątnymi aplikacjami i motywami roślinnymi, z 1790 roku. Czeka na transport, bo za 19 tysięcy kupił je właściciel pałacu na Pomorzu. Tylko nieco mniej wartościowe meble pojadą do Szczecina. Wszystkie czekały dość długo, lecz opolskiego klienta się nie doczekały. Natomiast przy Młyńskiej do nabycia jest inkrustowany kabinet z koroną margrabiowską z XVII lub XVIII wieku; ostatecznie czas jego powstania ma ustalić Instytut Heraldyki we Włoszech. A także - czterystuletni relikwiarz św. Wojciecha i obraz Wincentego Wodzinowskiego.
Kim są klienci?
Na ten temat pracownicy galerii i antykwariatów wypowiadają się niechętnie. Najczęściej pada jednak hasło "lekarz", nieco rzadziej "adwokat" i "nauczyciel". Właśnie lekarze często mają ostatnie słowo w aukcjach, zaś pedagogów stać na drobiazgi. Jednorazowo są skłonni (i zdolni) pozostawić w kasie góra tysiąc złotych. Co innego nauczyciele akademiccy.
Arystokracja
Jan Trzos, z tej ostatniej grupy, raczej nie wstępuje do galerii czy antykwariatów na zakupy. Monetą przetargową w przypadku kolekcjonera najczęściej jest przedmiot. Dr. Trzosowi całkiem niedawno udało się wymienić starą miśnię na XVI-wieczny obrazek rodzajowy, istne cudo. Mieszkanie państwa Trzosów wypełniają wyłącznie cenne starocie - meble, porcelana, obrazy. Nie ma przedmiotów anonimowych. Znane są daty powstania i ich skomplikowane historie.
Zbiory innego kolekcjonera znalazły się w albumie. Autor nie uzupełnia kolekcji drogą żmudnych poszukiwań. Przy rozległych kontaktach po prostu odbiera sygnały z Polski i spoza niej. W ubiegłym roku gościł dwudziestoczteroosobową grupę Amerykanów, członków stowarzyszenia kolekcjonerów. - Z jakim pożytkiem, z jakim materialnym skutkiem? - Na tak postawione pytanie pada odpowiedź: - Wiele się dowiedziałem.
Bo to już ten etap.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska