Leki w domowej apteczce. Gorzka pigułka...

Redakcja
Po rozmowie z lekarzem wyprowadziłam się z bloku, w którym mieszka Goździkowa, zaoszczędziłam sporo miejsca w domowej apteczce i planuję też spore oszczędności w portfelu. Koniec z kupowaniem niepotrzebnych leków.

Do pampersów i chusteczek higienicznych ekspedientka w jednej z opolskich drogerii w centrum miasta proponuje mi w promocji tabletki uodparniające, o 4 złote tańsze. Kto by nie chciał za 3,50 zł "wzmocnić siły obronne organizmu". Specyfik ma w składzie witaminę C, prebiotyk, rutynę i cynk. Tego mi właśnie potrzeba. W środku, o dziwo, nie ma opisu zalet i wad używania leku. Za to jest ulotka reklamowa zachęcająca mnie do kupna kolejnych tabletek na piękne włosy, skórę i paznokcie, na piękny kolor skóry i naturalną ochronę przed promieniowaniem UV (co to za cudo?), dla serca, na stres i na mocne zęby. Kupując te produkty, mogę zbierać punkty, za które dostanę w nagrodę potas, magnez, wapń i kilka innych pierwiastków w tabletkach do wyboru.

Każdego dnia Polacy zażywają 100 mln tabletek, co wywindowało nas na trzecią pozycję na świecie po Amerykanach i Francuzach. A że jest nas 38 milionów, to na głowę przypada po prawie 3 tabletki dziennie. Jak wezmę coś do ssania na gardło, witaminę C na uodpornienie i pigułkę od bólu głowy, to norma będzie wyrobiona. Na osobę każdy z nas kupuje 34 opakowania leków rocznie, podczas gdy Niemcy, którzy zarabiają dwa razy więcej, zjadają farmaceutyków dwa razy mniej. I mam już gotową odpowiedź na pytanie, dlaczego apteki wyrastają u nas jak grzyby po deszczu. Podobno mało leków łykają kraje śródziemnomorskie, Chorwacja i Słowenia. No tak, tylko u nich słońce grzeje przez cały rok, a my wiosną, jesienią i zimą grzejemy się w blasku telewizorów wpatrzeni w cuda dokonywane przez Goździkową i inne inteligentne tabletki, które jak po sznurku kierują się wprost do miejsca, gdzie nas boli. Tylko że przy okazji zahaczą o wątrobę - tego już nikt nam w reklamie nie powie.

Mariusz Polikowski, pediatra i lekarz rodzinny z Brzegu, potwierdza te dane statystyczne. Nadużywamy leków ogólnodostępnych. Drapie mnie w gardle, więc kupuję witaminę C, lek przeciwko grypie, krople na powstrzymanie kataru, pigułki od bólu głowy - tak na wszelki wypadek - i lek w saszetkach, bo znakomicie działa na przeziębienie. Mama zachwalała homeopatyk w granulkach jako stawiający na nogi, gdy ją bierze grypa, więc też o niego proszę. I płacę za tę siatkę pudełeczek ponad 50 zł, i to po rabacie.

- Witamina C? Nie ma żadnego działania - Mariusz Polikowski wprawia mnie w osłupienie. Jak to? To ja przez tyle lat łykałam ją przy każdej chorobie bez sensu? - Nie zaszkodzi - uspokaja mnie lekarz. - Wydalamy ją bez problemu z moczem. Za to może dać efekt placebo - psychicznie poczujemy się lepiej, a to wpłynie dobrze na nasz organizm. Witaminy - kontynuuje Polikowski - potrzebne są niedożywionym mieszkańcom Trzeciego Świata. W naszym kraju ktoś, kto stosuje zróżnicowaną dietę, nie potrzebuje takich suplementów. To tylko strata pieniędzy, nawet jeśli w jednej tabletce jest ich aż dwadzieścia cztery czy nie wiadomo ile.

Zdaniem Polikowskiego leczona i nie leczona znanymi z reklam lekami grypa będzie trwała tyle samo, z tym, że po zażyciu paracetamolu, aspiryny czy ibufenu objawy będą nieco łagodniejsze. Ale uwaga! W leku, dzięki któremu mam pokonać przeziębienie, w ulotce napisano, że zawiera paracetamol w maksymalnej dawce. Tymczasem my ulotki czytamy rzadko albo nieuważnie, za to do sięgania po kolejne specyfiki jesteśmy pierwsi. Kilka tygodni temu opolski gastrolog Danuta Henzler tłumaczyła mojej redakcyjnej koleżance, Gosi Fedorowicz: - Często zdarzają się sytuacje, że pacjent leczy się pod kontrolą lekarza i jednocześnie łyka coś na własną rękę, nie biorąc pod uwagę, że pewne leki mogą mieć działanie przeciwstawne. Takie leczenie nie przynosi skutku, a może grozić poważnymi konsekwencjami.

Niekontrolowane zażywanie może doprowadzić do choroby wrzodowej. Łykanie panadolu i paracetamolu jednocześnie, zwłaszcza przez długi okres, grozi uszkodzeniem wątroby. Okazuje się, że jest to ten sam lek, tylko w różnej dawce. Paracetamol bierzemy pod różnymi nazwami, ale kto o tym wie? Zawiera go np. apap, efferalgan i codipar. Źle może się skończyć również zażywanie na własną rękę pyralginy. Grozi to uszkodzeniem szpiku kostnego, a w efekcie zmniejszeniem produkcji białych krwinek, które chronią nas przed stanami zapalnymi. Alergicy, którzy biorą zbyt często na własną rękę krople do nosa blokujące wydzielanie śluzu, niszczą sobie śluzówkę. Potem muszą podawać te krople, bo inaczej będzie im ciekło z nosa. Brr, skóra cierpnie.

Podobno najwierniejszymi widzami reklam leków są... farmaceuci. To jakby część ich obowiązków zawodowych, bo następnego dnia muszą wiedzieć, co będzie schodziło z półek. Zasada jest prosta: jeśli przez miesiąc reklamuje się aspiryna, to w kolejnym bankowo do akcji wkroczy jej konkurent, żeby przyciągnąć tych, którzy przerzucili się na aspirynę.

Mariusz Polikowski odradza zażywanie na własną rękę leków uodparniających, które ingerują w układ immunologiczny. Nie poważa też homeopatyków. - Badania nie potwierdziły skuteczności ich działania. A w niektórych przypadkach wykryto w nich metale ciężkie - informuje. Ale przecież ja nie kupuję ich u baby na straganie jak mleka w butelce po coca-coli, tylko w aptece. Tymczasem okazuje się, że część specyfików w aptece nie jest rejestrowanych jako leki, tylko środki spożywcze. Zawierają one wprawdzie dawkę substancji, która ma nas leczyć, ale nie muszą przeprowadzać badań, jak ona faktycznie działa. Firmy farmaceutyczne znalazły też inny sposób na zwiększenie obrotów. Obniżyły zawartość substancji leczniczej w tabletce, co spowodowało, że lek jest nieco słabszy niż ten na receptę. Zmniejszyły też liczbę tabletek w opakowaniach i wystarały się o pozwolenia na sprzedaż tych preparatów bez żadnych ograniczeń. A my korzystamy z tego jak możemy.

Doktor Polikowski nie zaleca mi także szczepienia przeciw grypie, które są przecież hitem ostatnich lat, dla wszystkich. - One mają sens jedynie przy wskazaniach takich tak zaburzona odporność, dla osób starszych czy przewlekle chorych na drogi oddechowe - tłumaczy. - W takiej szczepionce są trzy podtypy wirusów grypy, które, jak się przypuszcza, potencjalnie mogą nas zaatakować w danym sezonie. Tymczasem znamy ponad 100 wirusów. Jakie jest zatem prawdopodobieństwo, że trafimy w nie z tą szczepionką? - pyta.

Co radzi swoim pacjentom brzeski lekarz? Nie przegrzewać siebie i mieszkania. Zimny wychów naszych babć miał, okazuje się, sens. Kąpiel kończyć chłodnym prysznicem, co bardzo hartuje. Jak najwięcej ruszać się na świeżym powietrzu, a rozpoczynającą się infekcję pokonać podczas intensywnego wysiłku fizycznego. Do tego zaaplikujmy naturalny antybiotyk w czosnku, o ile ktoś z nami wytrzyma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska