Marek Gaworski - monografista polskich zamków ze Strzelec Op. Jest jednym z najbardziej znanych autorów piszących o architekturze obronnej

Wiesław Kaczmar
Marek Gaworski, mieszkaniec Strzelec Opolskich jest absolutnym liderem w Polsce jeśli chodzi o liczbę wydanych książek poświęconych zamkom, pałacom czy zabytkowym dworom. Od 2004 roku napisał i wydał około 80 książek, albumów i przewodników turystycznych. Można je znaleźć w księgarniach w całej Polsce.

Jak to się stało, że napisałeś swoją pierwszą książkęi?

Kiedy mieszkasz w Strzelcach Opolskich i będąc dzieckiem interesujesz się miejscami magicznymi, skrywającymi jakieś tajemnice, to strzelecki zamek czy raczej jego ruiny są idealnym miejscem dla dziecięcej wyobraźni. W czasie mojego dzieciństwa zamek nie był zagrodzony, była nawet ścieżka, którą przechodziło się przez ruiny, więc dla nas, dzieciaków, było to wymarzone miejsce do zabawy czy szukania wyimaginowanych skarbów, odkrywania ukrytych tajemnic. Później, już w dorosłym życiu, dotarło do mnie, że od czasu monografii pana Stanisława Smolenia „Strzelce znane i nieznane” wydanej na początku lat 90-tych, nie ukazała się żadna nowa pozycja wydawnicza związana z historią mojego miasta, a zamku i jego właścicieli w szczególności. Wtedy byłem na etapie „japońskiego turysty”. Na koniec służby wojskowej dostałem na wychodne jakieś pieniądze, które udało mi się odłożyć. Nie była to jakaś zawrotna fortuna, ale wystarczyło na porządny aparat fotograficzny, dobre obiektywy i kilka podróży po wybranych miejscach, głównie na Dolnym Śląsku. Wtedy robiłem zdjęcia w każdym odwiedzanym przeze mnie miejscu, a były to głównie zabytkowe pałace, zamki, szlacheckie dworki. Od zawsze przyciągały mnie miejsca z własną historią, i wówczas, mając sporo wiedzy na temat strzeleckiego zamku, zdecydowałem się na wydanie swojej pierwszej książki. Ale nieco wcześniej zainteresowałem swoimi zdjęciami dom kultury w Strzelcach Opolskich, gdzie przygotowałem wystawę. Pamiętam, że wtedy jedna z pań pomagających mi przy wystawie zapytała, czy nie mam w planach zrobienia książki czy albumu na bazie moich zdjęć, Żachnąłem się wtedy, bo nie wyobrażałem sobie siebie w roli autora. Musiałem dojrzeć. Książka „Zamek i park w Strzelcach Opolskich” to debiut, do którego musiałem sam siebie przekonać.

Jak zostałeś przyjęty przez strzeleckie środowisko? Jak przyjęto nową książkę o zabytkowym parku i zamku?

Trudne pytanie. Na pewno wielu ludzi do dzisiaj nie wiąże mnie z moimi książkami, bo niektórzy zapamiętali mnie jako lokalnego kibola i nie mieści im się w głowie, że ten Gaworski mógł cokolwiek mądrego napisać. Podobna była reakcja tak zwanego środowiska lokalnych historyków, ono też patrzyło na mnie jak lekko pomylonego, kiedy prosiłem o jakiekolwiek materiały, które mogłyby mi pomóc w napisaniu pierwszej książki. Wielkie słowa podziękowania należą się w tym momencie Piotrowi Smykale, badaczowi lokalnej historii i autorowi wielu monografii poświęconych podstrzeleckim miejscowościom. Piotrek jako jedyny nie odmówił mi pomocy udostępniając wiele cennych dla mnie informacji i nie szczędził również szczerych i serdecznych uwag po jej wydaniu. Natomiast książkę przyjęto z pewną ciekawością, ale nie wyczuwałem wówczas jakiegoś wsparcia czy zachęty do dalszej pracy. Monografia o parku i pałacu w Strzelcach Opolskich doczekała się już kilku wznowień, a raczej aktualizacji i chociaż dzisiaj patrzę na to pierwsze wydanie z lekkim zażenowaniem, to teraz widzę, że było miejsce dla mojej książki na strzeleckim rynku. Udowodniły to zresztą kolejne zrealizowane pomysły, bo tematycznie zatrzymałem się na ziemi strzeleckiej i wydałem książki o Strzelcach i okolicy na starej fotografii oraz gminę Leśnica na starej fotografii. Później była ważna książka „700 lat właścicieli strzeleckiego zamku”, ale materiał do niej wynikał z ukazania się pierwszej książki.

Czym wtedy, na początku XXI wieku, zajmował się Marek Gaworski, a co nie kolidowało z Twoimi zainteresowaniami zabytkowymi miejscami?

Wtedy Marek Gaworski był przedstawicielem handlowym, a to zajęcie nie dość, że nie kolidowało z moimi zainteresowaniami to w wielu przypadkach mi pomagało! Jeździłem po południowej Polsce, po województwie śląskim, opolskim i dolnośląskim i w miarę możliwości, odwiedzając różne miejscowości w tych regionach, zahaczałem o ciekawe, historycznie miejsca. Nie układałem swoich tras w jakiś specjalny sposób, ale jadąc do określonego miasta i wiedząc, że mam w okolicy jakiś pałac, zamek czy ruiny, to znajdowałem chwilę, żeby się zatrzymać, porobić zdjęcia czy porozmawiać z zarządcami czy właścicielami takich miejsc. Wtedy za każdym razem narastało we mnie przekonanie, że jest olbrzymia luka w wiedzy na temat takich miejsc, że nawet lokalsi zapytani o zabytek czy ślad po historycznym miejscu, a który mieli w swojej miejscowości, robili wielkie oczy i nierzadko byli zaskoczeni moimi pytaniami. Pomijam już brak jakiegokolwiek oznakowania, jakiejkolwiek informacji na te temat, szczególnie w niewielkich miejscowościach, to w tamtych latach jeszcze było nagminne. Nawet mapy wtedy nie wszędzie były. Dzisiaj Internet załatwia dużo, choć mało kto pamięta o tym, że treść do sieci też trzeba przygotować. Z moich spostrzeżeń wypłynął wtedy dość konkretny wniosek: że nie ma na rynku żadnych pozycji, które opisywałyby zabytkowy potencjał miast, gmin, większych czy mniejszych regionów, i po pierwszym doświadczeniu autorskim podjąłem decyzję, że warto spróbować iść w takim właśnie kierunku. Wtedy, w nieco późniejszych krokach przygotowałem i wydałem książki i albumy o zamkach i pałacach powiatu strzeleckiego, a z czasem pojawiły się podobne monografie i przewodniki o zabytkach w innych regionach, w tym także zabytki województwa opolskiego, dolnośląskiego czy śląskiego.

Sam wspomniałeś, że dostępność źródeł była słaba, te istniejące były w większości mało aktualne, skąd zatem czerpałeś informacje dotyczące interesujących Cię zabytków?

Łatwo nie było, ale od początku postawiłem na bezpośredni kontakt z właścicielami, zarządcami i potomkami przedwojennych właścicieli. Bywało różnie, z reguły spotykałem się z dużą nieufnością co rozumiałem, bo jak tu zaufać komuś, kto chce informacji o czyjejś własności i nie mając żadnego portfolio opowiada o planach wydania książki czy albumu. Później było już inaczej, wystarczyło, że pokazywałem właścicielowi nieruchomości kilka moich książek i lody powoli pękały. Tak na przykład było już przy okazji pierwszej książki o zamku i parku w Strzelcach Opolskich. Tak się złożyło, że hrabina Amelie zu Castell-Castell, żona Fryderyka Ludwika, brata ostatniego właściciela strzeleckich dóbr, mieszkała w Niemczech niedaleko od mojej mamy. Zebrałem się na odwagę, zadzwoniłem i pojechałem do jej domu szukać informacji. Było dość chłodno, z dużym dystansem. Ot, przyjechał jakiś co mówi, że książkę pisze, to damy mu coś na odczepkę. Kiedy książka była już wydrukowana znowu zapowiedziałem się z wizytą u hrabiny Amalie i pojechałem do niej z kilkoma egzemplarzami rzecz jasna. Jak hrabina i jej syn zobaczyli książkę, to nagle ten Gaworski, co ich odwiedził z gotową książką, to był już zupełnie inny Gaworski od tego, co nachodził ich kilka miesięcy wcześniej! Ten Gaworski mówił, że pisze książkę i ją wydał! Nagle otworzyły się przepastne szafy z pamiątkami rodzinnymi, z archiwalnymi dokumentami do tej pory niedostępnymi dla osób postronnych. Mogłem pytać o wszystko, grzebać w tych archiwach, kopiować, robić zdjęcia. Tych materiałów było wręcz mnóstwo, ale zamiast robić poszerzone wydanie pierwszej książki, wolałem wydać zupełnie nową pozycję i powstała monografia poświęcona historii 700 lat właścicieli strzeleckiego zamku. I z powodzeniem mógłbym wydać kolejną.

Wtedy udało mi się przecież odnaleźć pamiętnik hrabiny Sybilli z czasów, kiedy mieszkała w strzeleckim zamku. To niezwykle cenny dokument, bo z jednej strony mamy wgląd w osobiste notatki żony właściciela zamku, ale w tych memuarach jest mnóstwo dokładnych opisów wyposażenia wnętrz pałacu i to opisanych w szalenie drobiazgowy sposób.

Bardzo sobie ceniłem znajomość z hrabiną Amelie, ponad dziewięćdziesięcioletnia arystokratka okazała się bardzo wdzięczną rozmówczynią i cennym źródłem informacji. Ale to już niestety, przeszłość, w ubiegłym roku jej syn powiadomił mnie, że starsza pani zdecydowała się na pobyt w domu opieki z racji wieku i tym samym kontakt z nią jest mocno utrudniony. Podobnie zdarzało się podczas nawiązywania kontaktów z innymi właścicielami zamków czy też interesujących mnie archiwów: kiedy przyjeżdżałem do nich już jako autor kilku wydanych książek, wówczas znacznie łatwiej było mi przekonać ich do udostępnienia mi potrzebnych informacji.

Jak to się stało, że Twoje zainteresowania zaczęły wykraczać poza granice lokalne granice, że zacząłeś kierować wzrok w stronę ościennych i dalszych regionów?

Wypada mi raz jeszcze wrócić do czasu pracy w charakterze przedstawiciela handlowego. Jak wspomniałem wcześniej miałem możliwość podróżowania w celach zawodowych po Opolszczyźnie, po Dolnym i Górnym Śląsku i z każdej podróży wracałem bogatszy o nowe, kolejne doświadczenia i obserwacje, nierzadko zdjęcia. Po powodzeniu moich pierwszych doświadczeń z wydanymi książkami, których nakłady rozeszły się w stu procentach, zacząłem coraz wyraźniej widzieć niszę wydawniczą, którą mógłbym z powodzeniem zająć. Wniosek był prosty: skoro jest zapotrzebowanie na moje książki na rynku lokalnym i sąsiednich, to znaczy, że podobnie będzie w innych regionach. Miałem już swoje przemyślenia, dobre doświadczenia i byłem coraz bardziej przekonany do pomysłu wydawania podobnych książek czy albumów na zlecenie. Poza tym w moim przypadku zaczęło sprawdzać się powiedzenie o rosnącym w miarę jedzenia apetycie, a dodatkowo za każdym razem czułem swoistą radość z odkrywania historii, o której wcześniej się nie mówiło czy też nie można było znaleźć żadnych informacji. To nie był impuls a raczej proces, w trakcie którego krok po kroku dojrzewałem do praktycznego wykorzystania zdobytej wiedzy, zdobytych informacji, a w efekcie pojawiała się kolejna książka.

Czy stosowałeś wtedy jakiś sprawdzony schemat działania?

W pewnym sensie tak, chociaż nie chciałbym, żeby wyglądało to na prosty system: kopiuj - wklej. Schemat nadal opierał się przede wszystkim na budowaniu relacji z właścicielami, zarządcami zabytkowych obiektów. Kiedy odwiedzałem jakieś ciekawe miejsce, o którym miałem już jakieś informacje i dodatkowo właściciel okazywał się zainteresowany moją wizytą, proponowałem wówczas napisanie książki i tak powstawały kolejne monografie. Co najważniejsze w tej opowieści, a dla mnie szalenie istotne, w przytaczającej liczbie przypadków właściciele na swój sposób uczestniczyli w pisaniu i przygotowywaniu monografii o swoich pałacach czy dworach. Dopingowali mnie, nie szczędzili uwag i pozostajemy do tej pory w dobrych relacjach. Oni otrzymywali dobry materiał podnoszący wartość promocyjną ich zabytku, a ja każdorazowo cieszyłem się z nowej pozycji w portfolio i z kolejnego udanego wydania. Później dochodziło do sytuacji, że trafiałem do zleceniodawców z polecenia poprzednich, zadziałała reklama szeptana. Zaczęły zgłaszać się do mnie samorządy różnych szczebli i z bardzo różnych regionów Polski.

Wtedy też zaczęły pojawiać się nieco większe albumy typu: zamki i pałace województwa opolskiego, dolnośląskiego czy śląskiego, w tym także takie o charakterze rankingu, typu: 1000 śląskich zamków i pałaców, czy też 1000 zamków i pałaców województwa dolnośląskiego, etc. Zakładam, że one wymagały znacznie więcej pracy w przygotowaniu do wydania?

Ale miałem już wtedy atut w postaci wielkiej bazy informacji. Takie albumy z powodów czysto objętościowych, w opisach skupiały się na podstawowych informacjach, niemniej rzeczywiście wymagały sporego nakładu pracy podczas przygotowywania materiału do druku. One zawierały esencję wiedzy o zabytkach danego regionu, a dla mnie stanowiły punkt wyjścia do kolejnych poszukiwań i pogłębiania wiedzy. Nie ukrywam, że dawały mi też szalenie dużo radości, bo stawały się pewnym drogowskazem dla przyszłych wydań. A poza tym nawet wtedy, kiedy trzeba było w wielkim skrócie opowiedzieć historię pałacu czy zamku, trafiałem na zupełnie nowe fakty, które miały być wykorzystane w przyszłości. No i ciekawostka: pierwszym takim wydawnictwem był album „Zamki i pałace powiatu strzeleckiego”. Nie mogło być inaczej.

Równolegle pracowałem nad monografiami pojedynczych pałaców i zamków, bywało, że w jednym roku pracowałem nad kilkoma książkami jednocześnie.

Mówiłeś, że zdarzało się, że pisząc monografię jakiegoś obiektu często trafiałeś na wątki, które nie przystawały do konwencji książki o zabytku, ale które z racji swojej wagi należało wykorzystać w treści. Jakieś przykłady?

Takich wątków było mnóstwo i każdy został lub zostanie w przyszłości wykorzystany i odpowiednio opisany. Przygotowywałem na przykład monografię o zamku Goszcz w gminie Twardogóra. Pisząc o pozostałościach tego imponującego obiektu okazało się, że w przeszłości okolica słynęła z manufaktury papierniczej, która powstała dzięki rodowi Reichenbachów, właścicieli pałacu. Skoro manufaktura, która była zalążkiem przemysłu papierniczego w okolicy, miała tak istotne znaczenie dla lokalnego rynku pracy i gospodarki, to nie sposób opisując pałac i jego historię nie wspomnieć o tym wątku właśnie. A przy okazji wychodzą na jaw inne wątki i baza ciągle się uzupełnia.

W pewnym momencie postanowiłeś wyjść poza sztywny gorset zamkowo-pałacowy i zacząłeś wydawać książki oparte na historiach ludzi, którzy w nich mieszkali. Cykl: „Śmierć, bale i skandale” opowiada o ludziach, ich życiu, ich pasjach i słabościach. Skąd pomysł na takie właśnie książki?

Tutaj zadziałał efekt nagromadzenia informacji, których nie udawało się wykorzystać podczas pisania zwartych monografii czy albumów. A tych informacji przybywało z każdym dniem. Kiedy piszesz monografię pałacu to działa pewien schemat: ktoś go wybudował, później właściciele się zmieniali, a bywało, że został zburzony i odbudowany lub nie. Ale z jego istnieniem związane były przeróżne historie, które były udziałem ludzi w nim mieszkających. I pisząc o murach nierzadko trudno było te opowieści wpleść w treść książki. A „Bale” były idealnym miejscem dla takich historii, bo odwracała się forma książki: to mury były tłem, a treścią ludzkie życie. Książki z cyklu „Śmierć, bale i skandale” pokazują ludzi z krwi i kości i nierzadko udawało mi się przelać na papier treści i wydarzenia, o których milczały poważne opracowania historyczne. Świetny przykład to morderstwo w Janowicach Wielkich pod Jelenią Górą, o którym pisałem w tym cyklu, a o którym nie wiedzieli historycy pracujący w muzeum w Jeleniej Górze. Historię znalazłem w przedwojennych gazetach, ale zostało ono zapomniane.

Początek i lwia część Twojej działalności wydawniczej to własne wydawnictwo, ale w pewnym momencie zostałeś zauważony i zaproszony do współpracy z Arkadami, bardzo poważnym partnerem. A miało to swoje kolejne następstwa.

Początek współpracy z Arkadami to robienie dla nich zdjęć do leksykonu zabytków Górnego Śląska i Opolszczyzny. Później Arkady wydały moją ogromną księgę, największy album o zabytkowych obiektach jak ukazał się w Polsce. Mówię tutaj o albumie „Najpiękniejsze zamki, pałace i dwory w Polsce”, który to album ma 720 stron. A w kolejnym kroku Arkady postanowiły wydać przygotowywany przeze mnie nowy odcinek cyklu „Śmierci, bali i skandali”. No i to spowodowało, że nagle Gaworski został zauważony na znacznie szerszych wodach. Pojawiły się całkowicie niespodziewane propozycje. Otóż pewnego dnia zadzwonili do mnie ludzie z radiowej Trójki i zaproponowali mi udział w tworzeniu scenariusza radiowego cyklu pod nazwą „Trójka po królewsku”. Spróbowałem, spodobało się, i jak na razie jest postanowione, że cykl radiowych audycji będziemy robić co najmniej do końca roku.

We wstępie napisałem, że wydałeś około 80 książek. Nie uważam, żebym przeszacował, ale powtórzę pytanie, które zadaję Ci od wielu lat: czy wiesz ile książek napisałeś i wydałeś?

Ostatnio podobne pytanie zadano mi w radiowej Trójce i wtedy odpowiedziałem, że około 60-70. Moja żona natychmiast ruszyła z ripostą i stwierdziła, że podobnie odpowiedziałem dwa lata temu. Możliwe zatem, że będzie to około 80 sztuk, ale obiecuję, że pewnego dnia podejmę wyzwanie i postaram się policzyć moje książki.

Dziękuję za rozmowę
***
Marek Gaworski, mieszkaniec Strzelec Opolskich, jest autorem około 80 publikacji z zakresu historii i architektury Dolnego i Górnego Śląska, jak i całej Polski. Jest także podróżnikiem, fotografem oraz współprowadzącym program Trójka po królewsku w Programie III Polskiego Radia. Na rynku wydawniczym zadebiutował w 2004 roku książką „Zamek i Park w Strzelcach Opolskich”. Monografie zabytkowych obiektów stanowią największą część wydanych przez niego książek.

Dzięki późniejszej współpracy z wydawnictwem Arkady, stał się jednym z najbardziej znanych autorów piszących o architekturze obronnej i rezydencjonalnej. W 2019 roku nakładem Arkad, ukazała się książka – „Najpiękniejsze zamki, pałace i dwory w Polsce” – licząca 720 stron, będąca najobszerniejszą książką tematyczną w naszym kraju. W 2022 roku zostało mu powierzone przez wydawnictwo Arkady zredagowanie oraz uaktualnienie nowego wydania „Leksykonu zamków w Polsce.

W 2017 roku Gaworski zadebiutował na polskim rynku beletrystyki serią zatytułowaną „Śmierć, bale i skandale”. Dobre przyjęcie serii zaowocowało podpisaniem umowy na książki o podobnej tematyce w szerszym zakresie dla Arkad. W 2022 roku nakładem tego wydawnictwa ukazała się książka „Śmierć, bale i skandale. Arystokraci, kolekcjonerzy, skandaliści”.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska