MEN wprowadzi dzienniczki dla nauczycieli?

Redakcja
Dzienniki lekcyjne, dzienniki zajęć dodatkowych, protokoły zebrań i szkoleń, papiery unijne. To ledwie cząstka szkolnej biurokracji. - Już tylko 10 procent swojego czasu poświęcam dydaktyce i wychowaniu - mówi Mirosław Śnigórski, dyrektor PSP nr 2 w Opolu.
Dzienniki lekcyjne, dzienniki zajęć dodatkowych, protokoły zebrań i szkoleń, papiery unijne. To ledwie cząstka szkolnej biurokracji. - Już tylko 10 procent swojego czasu poświęcam dydaktyce i wychowaniu - mówi Mirosław Śnigórski, dyrektor PSP nr 2 w Opolu. Paweł Stauffer
MEN chce, by nauczyciele zapisywali, co robią w ramach dodatkowych obowiązków. Bzdura! Zwycięstwo biurokracji. To obróci się przeciwko uczniom - oburzają się pedagodzy.

Ministerialny pomysł powstał pod naciskiem samorządów, które nieustannie mają wątpliwości, co właściwie nauczyciele robią w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy.

Wiadomo, że przy tablicy stoją 18 godzin, do tego dochodzą 1-2 godziny obowiązkowych zajęć pozalekcyjnych.

Reszty nikt nie kontroluje. MEN chce więc wprowadzić "obowiązek rejestrowania najważniejszych dodatkowych zadań realizowanych w ramach swoich obowiązków, takich jak: spotkania z rodzicami, doskonalenie zawodowe oraz spotkania rad pedagogicznych".

"Bzdura i głupota" to najdelikatniejsze oceny pomysłu, jakie można znaleźć na internetowych forach. Nauczycieli oburza podejrzliwość urzędników, którzy nie mają pojęcia o ich pracy, a w oczy kłuje ich tylko małe pensum i długie wakacje.

"Świetnie, niech nas kontrolują - pisze Anna. - W ubiegłym tygodniu przepracowałam 56 godzin. Lekcje, wycieczka, wywiadówka. Oczekuję pieniędzy za nadgodziny. Może wreszcie moja praca zostanie, jeśli nie doceniona, to przynajmniej właściwie opłacona".

Przeczytaj też: Nowy projekt MEN. Karta Nauczyciela do liftingu

- Jestem zdruzgotany - mówi Mirosław Śnigórski, dyrektor PSP 2 w Opolu. - To tylko dodatkowa biurokracja, której już i tak mamy mnóstwo. Nauczyciela trzeba rozliczać z efektu końcowego - zrealizowania podstawy programowej i osiągnięć uczniów. Wprowadzenie dzienniczków sprawi, że skupimy się na papierologii, a na ucznia - także jego wychowanie - będziemy mieli coraz mniej czasu.

Joanna Raźniewska, dyrektor III LO w Opolu, jest polonistką. Po sprawdzianie ocena jednej pracy zajmuje jej 30-40 minut. Dla 32-osobowej klasy oznacza to minimum 16 godzin. Sprawdziany są przynajmniej dwa w miesiącu.

Zwykła polonistka (nie dyrektorka) ma 5-6 klas. - Przy próbie monitorowania czasu zajęć nauczycieli mogą wyjść rzeczy, o których nikt nie pomyślał, np. praca nocna, właśnie na ocenę sprawdzianów, albo dwugodzinna telefoniczna rozmowa z rodzicem w sobotę.

To też praca. A co z weekendowymi wyjazdami na olimpiady i konkursy? Czy nauczycielowi nie należy się zapłata jak za nadgodziny w czasie wolnym? Szkoła to nie fabryka, ale jeśli ktoś chciałby ją tak traktować, to nauczyciele w końcu powiedzą: "Dobrze. 40 godzin w tygodniu i ani minuty więcej".

Każda próba restrykcyjnego rozliczania z zadań, które w części są niemierzalne, odbije się na uczniach.

Przerabiali to już przez dwa lata nauczyciele w Oleśnie, kiedy były burmistrz wprowadził karty pracy.

- Wpisywaliśmy wszystko: przygotowanie do lekcji, sprawdzanie zeszytów, wywiadówki, wyjazdy. I najczęściej wychodziło, że pracujemy ponad 40 godzin tygodniowo - mówi Beata Sznajder-Małecka, wicedyrektor Zespołu Szkół Dwujęzycznych. - Nikt za to nie płacił dodatkowo, więc nauczyciele zaczęli robić na złość. Nie chcieli np. jeździć na kilkudniowe wycieczki, bo to praca przez 24 godziny na dobę. My już wiemy, że nie tędy droga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska