Młodzi nie chcą do seminarium

Redakcja
Dzień otwartych drzwi jest okazją do rozmów z klerykami, kupienia religijnej literatury oraz... lodów.
Dzień otwartych drzwi jest okazją do rozmów z klerykami, kupienia religijnej literatury oraz... lodów. Paweł Stauffer
W opolskim seminarium uczy się 116 kleryków. Na pierwszym roku - tylko dziesięciu.

Nie są to liczby imponujące. Dla porównania, w 1953 r. "na księdza" uczyło się 308 młodych Opolan. W roku 1981/1982 w nyskim wówczas seminarium kleryków było 239. Ostatni raz więcej niż 200 (o czterech) było ich dokładnie na przełomie między PRL-em i wolną Polską, w roku akademickim 1988/1989.

Ale wczoraj w seminarium były tłumy. Z obu diecezji - opolskiej i gliwickiej - na dzień otwartych drzwi przyjechało 630 młodych ludzi.

Większość chłopców, ale i dziewcząt nie brakowało. Wszyscy mogli zajrzeć do kleryckich pokoi i każdego seminaryjnego kąta. Chłopcy mieli spotkania z klerykami i seminaryjnymi wychowawcami. Z dziewczynami spotykały się siostry zakonne.

Wszyscy mieli okazję być na mszy św. z rektorem i spróbować, jak smakuje bigos z tutejszej kuchni, i kupić religijną literaturę.

Dawid Wojda i Kamil Brożyna przyjechali w grupie 15 osób z parafii św. Rodziny w Zawadzkiem z ciekawości. Budynek seminarium zrobił na nich duże wrażenie. Największe - aula Wydziału Teologicznego i... sala gimnastyczna.

Czy to pierwsza przymiarka do ewentualnych przyszłych studiów? Dawid i Kamil zgodnie stwierdzają, że na takie wybory życiowe mają jeszcze czas.

Ks. Jerzy Krawczyk, wychowawca z seminarium, jest przekonany, że Pan Bóg cały czas sieje powołania. Po Jego stronie nie ma kryzysu. Dotyka on raczej powołanych.

- Pierwszą przyczyną jest demografia - mówi ks. Jerzy. - Jeśli liczba dzieci w statystycznej opolskiej rodzinie spadła w ciągu 60 ostatnich lat 5-6 razy, to ludzi brakuje nie tylko do seminarium. Zamyka się wiele świeckich szkół i uczelni. Ale daje też do myślenia, że na pierwszy rok nie zgłosił się nikt z Gliwic, Zabrza czy Bytomia, wielkich miast, w których jest mnóstwo maturzystów.

Na pewno w wyborze kapłaństwa nie pomaga powszechne zeświecczenie. - U nas dodatkowo powołaniom nie sprzyjają wyjazdy za pracą - dodaje ks. Krawczyk. - Ale Pan Bóg nie przestaje szukać. Mamy już kilku kleryków z emigracyjną przeszłością.

Artur Kasprzycki, kleryk z Ozimka, też nie od razu odpowiedział na Boże powołanie. Zanim wstąpił do seminarium, skończył studia na Politechnice Opolskiej i zrobił doktorat z ekonomii.

Nigdy do końca nie zarzucił myśli o tym, że może być księdzem. Kiedy zebrał w sobie dość siły i odwagi, wstąpił do seminarium. Dziś jest na IV roku.

Powołaniu do kapłaństwa nie sprzyja dość powszechna niechęć do podejmowania jednoznacznych wyborów. Skoro młodzi ludzie wolą żyć raczej w nieformalnych związkach niż w małżeństwie, to i na kapłaństwo niełatwo się decydują.

- Pan Bóg daje powołania, jeśli o nie prosimy - dodaje ks. Krawczyk. - Ten kryzys nie jest pierwszy. W latach 60. i na początku 70. święcono w Opolu zaledwie po kilku księży. A potem przyszły lata "papieskie" i na pierwszy rok zgłaszało się po 70 osób i więcej. Warto się o powołania modlić w parafiach i w domach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska