Muzy w ciuchach ze szmateksu

Iwona Kłopocka
Dla opolskiej kultury w budżecie samorządu wojewódzkiego na rok 2002 przewidziano o 20 proc. mniej pieniędzy niż obecnie.

Jedyna nadzieja w tym, że Ministerstwo Kultury wspomoże nas sprawiedliwiej, niż to się działo do tej pory. Kiedy w 1999 roku samorządy wojewódzkie i powiatowe przejęły od państwa placówki kultury, w ślad za nowymi zadaniami nie poszły obiecane pieniądze. Szybko okazało się, że dochody własne samorządów są zbyt skromne, by finansować kulturę. Na Opolszczyźnie w najgorszej sytuacji znalazły się powiaty brzeski i nyski, na które spadł obowiązek utrzymania wielkich i zabytkowych obiektów muzealnych. Aby utrzymać kulturę, samorządy zabierają pieniądze z subwencji drogowej. Państwo też dotuje kulturę. Ministerstwo na swoim garnuszku ma 32 instytucje uznane za "narodowe". Resztę wspomaga dotacją celową z rezerwy budżetowej, tyle że do tej pory ta rezerwa była dzielona w sposób niejawny i według kryteriów znanych tylko ministerialnym urzędnikom. Opolszczyzna na tym podziale wychodziła zawsze pokrzywdzona.
- Nie uwzględniano
ani potencjału regionu, ani potrzeb i rangi naszych placówek kultury - mówi Janusz Wójcik, dyrektor Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego.
Było to tym bardziej niesprawiedliwe, że od dawna jest już przygotowany przez Konwent Marszałków algorytm, a nawet dwa jego modele, pozwalający na obiektywne dzielenie dotacji państwowej. Gdyby zastosowano go już w tym roku, Opolszczyzna na kulturę dostałaby co najmniej 4,4 mln zł zamiast 2,7 mln.
- Teraz już nie będzie dzielenia dotacji "po uważaniu" - obiecała Aleksandra Jakubowska, wiceminister kultury i opolska posłanka, podczas spotkania w Opolu. Opracowany przez samorządowców algorytm musi być ogłoszony w zarządzeniu ministra kultury. Zdaniem Jakubowskiej, nim prezydent podpisze przyszłoroczny budżet, jest wystarczająco dużo czasu na jego przygotowanie.
- Po rozmowach z panią minister mamy nadzieję na poprawę, bo inaczej sytuacja byłaby naprawdę ciężka. W 2002 roku na utrzymanie instytucji kultury z budżetu województwa możemy przeznaczyć 80 procent kosztów poniesionych w tym roku - mówi Ryszard Galla, wicemarszałek województwa.
Niezależnie od wprowadzenia algorytmu, przyszły rok dla kultury zapowiada się jako wyjątkowo ciężki. W porównaniu z tegorocznym budżetem ten planowany został dla kultury pomniejszony o ponad 50 procent.
- Kiedy zagrożony jest byt wielu grup społecznych, wydawać by się mogło, że sprawy ducha i kultury są na dalszym planie. Mimo zapaści finansowej państwa nie można jednak odkładać spraw kultury na bok. Dla tych wszystkich, którzy chcą walczyć, wykazują aktywność, by ich placówka dalej działała, to będzie budżet przetrwania. Może jednak się zdarzyć, że niektóre placówki kultury nie poradzą sobie z ciężką sytuacją - mówi Jakubowska.
Na granicy wytrzymałości
są dyrektorzy muzeów w Brzegu i Nysie i samorządy obu powiatów. Nyscy radni mogą dać muzeum w przyszłym roku 400 tysięcy zł. I chwała im za to, ale potrzeby sięgają 920 tysięcy. Paweł Kozerski, dyrektor Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu, chciałby godnie uczcić 100-lecie placówki, a nie stać go nawet na wydrukowanie przyzwoitych zaproszeń, bo pieniędzy brakuje na pensje pracowników i zapłacenie rachunków.
- Wśród radnych mamy bardzo wielu życzliwych ludzi, ale dobra wola nie wystarczy, skoro dochód własny, z którego powiat powinien zamek utrzymać, nie sięga nawet połowy naszych potrzeb. Drugą połowę powinniśmy dostać z ministerstwa, ale dostajemy znowu tylko połowę, albo i mniej. I zaczyna się dramat, bo ponad trzydzieści procent musimy sami zapracować. Personel już zredukowaliśmy, ale grozi mi, że jeszcze trochę i pozostawię tylko dozorców i kilka sprzątaczek - mówi Kozerski.
A przecież nie chodzi o jakieś pierwsze lepsze muzeum, tylko o jedyny w regionie zabytek klasy zerowej, jeden z cenniejszych w skali europejskiej.
Jeszcze do niedawna można było liczyć na darczyńców, ale ostatnio i tych dramatycznie ubywa. W ubiegłym roku brzeskie muzeum dostało od sponsorów ponad 90 tysięcy złotych. W tym roku już tylko niespełna 30 tysięcy. Podobne problemy przeżywa Filharmonia Opolska.
- Pozostali tylko najwierniejsi sponsorzy - Górażdże Cement, Elektrownia Opole czy Zakład Energetyczny. Wielu naszych darczyńców zniknęło z rynku. Inni uznali, że już nie potrzebują takiej formy reklamy, tym bardziej że nie mają z tego żadnych zysków - mówi Wiesław Sierpiński, dyrektor naczelny filharmonii.
Na ciężki los narzekają także literaci
- Bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku nie będzie już opolskiego oddziału Związku Literatów Polskich, bo naszych członków - zarabiających na życie w "budżetówce" - nie stać na płacenie coraz wyższych składek - prognozuje jego przewodniczący, Harry Duda.
Tadeusz Chrobak, dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu, poważnie liczy się z tym, że w przyszłym roku nie będzie go stać na zakup książek. Osiem lat temu biblioteka kupowała rocznie 16 tysięcy egzemplarzy. W tym roku jedynie 4 tysiące, a więc o 75 procent mniej.
- Problem jest nie tylko w przetrwaniu instytucji - mówi Chrobak. - Ale co zrobić z grożącym nam wtórnym analfabetyzmem, gdy biblioteki nie pomogą w dostępie do książki, która dla przeciętnego obywatela stała się już dobrem wyjątkowo luksusowym?
Ludziom kultury doskwiera
nie tylko chroniczny brak pieniędzy. Życie utrudniają też absurdalne przepisy. W kręgu prawnych nonsensów obraca się kierownictwo Teatru im. Jana Kochanowskiego. Nowy kodeks pracy traktuje aktorów na równi z producentami śrubek. Wszystkim wolno pracować tylko pięć dni w tygodniu. Prawodawca uznał, że aktor ma w niedzielę odpoczywać, tak jak inni ludzie. Prawodawca nie pomyślał jednak, że ci inni mogą chcieć odpoczywać w niedzielę właśnie w teatrze. Ale wtedy aktor musiałby pracować. Nie pracuje, więc nie zarabia. Podobnie rzecz ma się z pracownikami technicznymi teatru. Można by w sobotę lub niedzielę wynająć salę "Kochanowskiego" na jakąś imprezę - i zarobić do teatralnej kasy trochę pieniędzy - ale nie da się, bo "techniczni" muszą mieć wolne.
- Takich absurdów jest więcej
Będziemy je doraźnie likwidować. Myślę, że teatry już od 1 stycznia będą mogły pracować przez sześć dni w tygodniu - zapewniła minister Jakubowska.
Teatr ma jednak jeszcze większy problem. Na skutek uwłaszczenia, które pierwotnie było zapowiadane jako wielkie dobrodziejstwo, teraz jest winien państwu 10 mln zł.
- Żaden inny teatr w Polsce nie znalazł się w takiej sytuacji - mówi Bartosz Zaczykiewicz, dyrektor "Kochanowskiego". - Ta kwota jest dla nas abstrakcyjna, niemożliwa do zdobycia.
A jednak powolutku teatr ją spłaca, bo założono mu hipotekę i państwo zabiera wszystkie wpływy z dzierżaw i wynajmu teatralnych pomieszczeń.
- Moglibyśmy za to zrobić dodatkowo jedną premierę z bardzo przyzwoitą oprawą sceniczną. A tak, zamiast zarabiać, odprowadzamy pieniądze do skarbu państwa. Nie mam więc najmniejszej motywacji do szukania nowych źródeł finansowania, bo wszystko mi zabiorą - mówi Zaczykiewicz.
Od ponad ćwierćwiecza Opole jest miejscem jedynego festiwalu polskiej klasyki teatralnej. Każdego roku dyrektor teatru organizuje imprezę - jak mówi Zaczykiewicz - "na wariackich papierach", to znaczy zaprasza teatry, nie mając do końca pewności, czy Ministerstwo Kultury wywiąże się - a jeśli tak, to kiedy - z danych "na gębę" obietnic finansowych, które pozwolą opłacić udział uczestników. Minister Jakubowska zapewniła, że tym razem teatr będzie wiedział odpowiednio wcześniej, na co może liczyć.
- Opolskie Konfrontacje to impreza na trwałe już wpisana do kalendarza ważnych wydarzeń kulturalnych o charakterze ponadregionalnym. Takie wydarzenia, a nie instytucje, ministerstwo będzie współfinansować - powiedziała. Najpierw jednak resort sam musi się uporać z wewnętrznymi "kwiatkami prawnymi", które pozwalają np. dyrektorowi departamentu udzielać dotacji do 5 tysięcy złotych, a sekretarzowi stanu do kwoty nie przekraczającej 20 tysięcy.
- Celem strategicznym polityki kulturalnej państwa jest stworzenie nowych zasad finansowania kultury, ale to zależy od kondycji ekonomicznej kraju - mówi Aleksandra Jakubowska. Priorytetem rządu jest ożywienie gospodarki. Dobra gospodarka, która przynosi wpływy do budżetu państwa, oznacza większe nakłady na kulturę. Stanowi też większą zachętę dla przedsiębiorców, których firmy się rozwijają, by finansować kulturę ze źródeł pozabudżetowych. Gdy firmy upadają, walczą o przetrwanie, zwalniają ludzi - trudno oczekiwać, by były mecenasami kultury. - Przyszłoroczny budżet będzie budżetem na przetrwanie. Czeka nas wszystkich ciężki rok, ale mamy nadzieję, że po roku kraj osiągnie stabilizację. W tym czasie powinna też powstać i trafić do Sejmu ustawa o instytucjach kultury, na którą czekają wszystkie środowiska kulturalne, licząc, że rozwiąże wiele ich dotychczasowych kłopotów. Nie będzie to łatwe, bo najpierw trzeba rozstrzygnąć problem, czy ustawa ma jednakowo traktować instytucje narodowe, wojewódzkie i gminne, czy też dla tych mniejszych, samorządowych opracować odrębne kryteria, zapisane w osobnym akcie.
Pani minister zapowiedziała
ponowne spotkanie z opolskimi środowiskami ludzi kultury za pół roku. Zobowiązała się wtedy rozliczyć ze złożonych obietnic. Wypada być optymistą i wierzyć, że kiedy ponownie zawita do Opola, na drzwiach teatru, filharmonii czy brzeskiego muzeum nie zastanie zawieszonych kłódek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska