Narty na weekend. Wybierz się na Pradziada

fot. Klaudia Bochenek
Trasa czerwona przy talerzyku - bardziej zaawansowani mogą tutaj podszkolić technikę, a początkujący też powinni poradzić sobie bez większych problemów.
Trasa czerwona przy talerzyku - bardziej zaawansowani mogą tutaj podszkolić technikę, a początkujący też powinni poradzić sobie bez większych problemów. fot. Klaudia Bochenek
Na czeskim "staruszku" czekają na nas dobrze przygotowane trasy i śnieg leżący tu nawet do końca kwietnia.

O ile nie napada jakaś zatrważająca ilość śniegu lub na drodze nie zrobi się szklanka, to dojazd jest całkiem znośny. Z przejścia granicznego Głuchołazy-Zlate Hory kierujemy się początkowo na Bruntal, później na drogowskazach szukamy już Vrbna pod Pradedem. A później kierujemy się już na uzdrowiskową Karlovą Studankę, która leży u podnóży szacownego staruszka. W sumie od granicy jakaś godzina niespiesznej jazdy, naturalnie przy przyzwoitych warunkach pogodowych.

W Karlovej, jak ktoś ma ochotę, to zostawia auto na parkingu w miasteczku, skąd startują skibusy. Można samochodem podjechać też nieco wyżej - na parking pod samym wjazdem na Pradeda (100 koron za cały dzień) albo za 300 koron wjechać tuż pod sam ośrodek Praded-Ovcarna. Ta wersja sprawdza się przy kompletnie wypełnionym aucie, w przeciwnym wypadku lepiej je zostawić i podjechać ten ostatni kawałek skibusem (22 korony w jedną stronę).

Na miejscu przy dobrej przejrzystości powierza mamy wszelkie szanse ujrzeć staruszka w całej okazałości. Najwyższy szczyt czeskich Jeseników i całych Górnych Moraw (1492 m n.p.m.) rządzi się swoimi prawami, wszak to park narodowy z rezerwatem przyrody. Co wiąże się z tym, że choćby to był środek zimy, a śniegu pod dostatkiem, to pośmigać można tylko, gdy grubość pokrywy sięga około metra.

No, ale dość o dojazdach, rezerwatach, widokach. W końcu najważniejsze są trasy. Jak na tzw. czeski lodowiec (to najwyżej położony ośrodek narciarski w całych Czechach, gdzie wyciągi zaczynają się od przeszło 1300 m n.p.m.), to możliwości dość mizerne, bo do wyboru jest zaledwie kilka tras. Za to ich długość, przygotowanie i w miarę różnorodność rekompensuje ową ilość.

Na rozgrzewkę można spróbować na talerzyku. Po wyplątaniu się z ustrojstwa śmigamy pierwszą w lewo trasą - czerwoną, dajmy na to. Na kolory zerkamy tylko kątem przyodzianego w gogle oka, gdyż na każdej stopień trudności jest podobny - począwszy od niebieskiej, a skończywszy na czarnej.

Ewentualnego pazura zjazdowi mogą raczej nadać muldy i oblodzenia. Zatem ta pierwsza czerwona w miarę prosta, bez udziwnień. Obok - niebieska, trochę dłuższa, o jakiś zakręt. Jako że ludzi na Pradziadzie jak na lekarstwo, to w ciągu pół godziny na talerzu można zaliczyć nawet cztery zjazdy. Ambitniejsi pewnie mogą i więcej...

Czytaj e-wydanie NTO - > Kup online
Góra - dół, góra - dół... Jak już komuś się znudzi, to trawersem w poprzek stoku na wpół legalnie można dostać się na orczyk po prawej stronie. Omijając po drodze ten drugi - czasem nieczynny wyciąg.

Naturalnie na orczyk i tamtejszą czarną trasę można również dojść po bożemu, dołem, noga za noga, jak pan Bóg przykazał, no, ale odrobina adrenaliny poza trasą, zakopywanie się w puchu oraz przełażenie przez rozliczne dziury w płotach robią swoje...

A na czarnej cóż - czerwono. Ani ona jakoś potwornie nachylona, ani wąska, spadzista, najeżona muldami czy też z rosnącymi na środku choinkami. Ot zwykła, tyle że urozmaicona i dość ciekawa oraz w miarę długa (850 metrów i prawie 200 przewyższenia).

Czarności może przydawać jej jedynie fakt, że warto mieć oczy dookoła głowy w miejscu, gdzie przecina się trasę dla biegających narciarzy tudzież ścieżkę, którą podążają niedzielni turyści. Wszak w sposób bardzo prosty można zrobić krzywdę sobie lub napotkanej właśnie żywej istocie.

Niewątpliwym atutem Pradziada jest stosunkowo mały tłok na stokach oraz przecudne krajobrazy. Szkopuł w tym, niestety, że pośmigać po białym można jedynie do godz. 16.00, bo wieczornej jazdy nie ma.

Brak też sztucznego naśnieżania oraz jednego chociaż wyciągu krzesełkowego. No, ale za to zarówno na Ovcarni, jak i na samym szczycie Pradeda jest dobrze rozwinięta gastronomia (piwo 25 KC, smażony ser - ok. 70 KC) oraz szeroka oferta noclegowa - od miejsc w hotelach aż do starych, ale klimatycznych górskich schronisk. Oczywiście nie brakuje również wypożyczalni sprzętu oraz szkółki narciarskiej. Za całodzienny karnet płacimy 400 koron, a za przed- i popołudniowy - po 300 KC. Co ważne - na jednym skipassie jeździmy na wszystkich wyciągach!

Jeśli komuś znudzi się szusowanie, może wybrać się na samego Pradziada. Jest tam olbrzymia wieża telewizyjna, wewnątrz której ulokowano restaurację z hotelem. Przy łaskawej aurze i wytężonym sokolim wzroku można czasem dostrzec z jej okien Karkonosze, nyskie jeziora, a nawet kominy Elektrowni Opole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska