Nie okradaj wnuczki

Redakcja
Z doktorem Robertem Gwiazdowskim, ekspertem podatkowym z Centrum im. A. Smitha, rozmawia Joanna Jakubowska

- Jak pan ocenia pomysł ministra Belki zwiększenia liczby stawek podatkowych?
- Minister zastrzegł, że jest to projekt studyjny, który na razie nie powinien wyjść na światło dzienne. I lepiej, żeby nie wychodził i pozostał na zawsze projektem studyjnym. Pomysł jest tak głupi, że lepiej go w ogóle nie komentować. Nie przerodzi się on w nic, co przyniosłoby podatnikom korzyść.
- A co przyniosłoby korzyść?
- Kiedy kilka lat temu zaczęła się w Polsce dyskusja o podatku liniowym, jego zwolennicy powoływali się na przykłady Litwy, Łotwy i Estonii, które z dobrym skutkiem wprowadziły taki podatek. Krytycy zaś argumentowali, że są to za małe kraje, by porównywać je do Polski. Dwa lata temu podatek liniowy wprowadziła Rosja, o której trudno powiedzieć, że jest małym krajem. Skutki okazały się bardzo pozytywne: przedsiębiorstwa zaczęły ujawniać swoje dochody i uczciwiej płacić podatki, Rosjanie przestali uciekać z dochodami za granicę. 13-procentowy podatek okazał się zbawienny dla rosyjskiej gospodarki i finansów państwa, które były pogrążone w głębokim kryzysie. Polska zaś tkwi w błędnym kole progresji podatkowej, która utrzymywana jest z przyczyn politycznych. Leninowska zasada prymatu polityki nad ekonomią okazuje się wiecznie żywa.
- Na czym opiera się ten prymat?
- Minister Belka wyraźnie powiedział, że podatku liniowego nie można wprowadzić z powodów politycznych. Wychodzi przy tej okazji smutna prawda, że władza państwa demokratycznego, w którym nie ma wystarczająco silnej klasy średniej, boi się odwoływać do tej klasy, a reformując państwo, odwołuje się do większości, która jest biedna. Politycy podejmują decyzje w perspektywie wyborów; ich interesuje tylko to, co się będzie działo za cztery lata. W ten sposób kisimy się we własnym sosie. Obrazowo rzecz ujmując, jest to działanie podobne do działania człowieka, który gdy patelnia się przypala, dolewa wody, przez jakiś czas poskwierczy, żar się przytłumi, ale po jakimś czasie patelnia znowu zacznie się przypalać. Gdy lista takich doraźnych działań w odniesieniu do gospodarki wyczerpie się - a jeszcze kilka nierozsądnych decyzji rząd może mieć w zanadrzu - za jakiś czas okaże się, że nie ma innego wyjścia, jak wprowadzić jednakową i niską stawkę podatkową dla wszystkich. Tylko po co pogrążać kraj w kryzysie?
- Jakie korzyści przyniósłby podatek liniowy?
- Zapobieglibyśmy krachowi finansów publicznych. Podatki trzeba obniżyć i uprościć, by pobudzić przedsiębiorczość. Trzeba natchnąć ludzi nową nadzieją. Rozumiem to, że Ministerstwo Finansów chce zdjąć z osób najmniej zarabiających obciążenia podatkowe, ale rodzi się pytanie, czy lepsze dla tych najbiedniejszych będzie to, że odzyskają 100-300 złotych rocznie, czy to, że zyskają nadzieję na lepiej płatną pracę? Tylko wraz ze wzrostem gospodarczym mogą liczyć na wyższy dochód.
- Czy wprowadzenie podatku liniowego nie zachwieje na początku stabilności finansów państwa?
- Wszystko zależy od wysokości stawki podatkowej. Symulacje pokazują, że stawka w granicach 15-17 procent powinna w początkowym okresie przynieść takie same wpływy, jak obecne. Trzeba pamiętać, że uproszczenie podatków spowodowałoby zmniejszenie wydatków na system podatkowy. Bo aby podatek wpłynął do budżetu, państwo musi ponieść określone koszty, a im bardziej system podatkowy jest skomplikowany, państwo musi wydać więcej na aparat skarbowy: opłacić pracowników, zapłacić za energię, komputery, oprogramowanie do komputerów, drukarki, papier, długopisy itp. To są niby nieistotne rzeczy, ale jak się to wszystko policzy, to się okaże, że stanowią one bardzo poważne kwoty. W Polsce na aparat skarbowy wydaje się 2 procent wartości wpływów z podatków, w Stanach Zjednoczonych - 1 procent.
- Zważywszy na stan polskiej gospodarki i skalę bezrobocia, zdumiewa, że politycy świadomie odrzucają rozwiązania, które sprawdziły się w innych krajach, a byłyby zbawienne dla Polski. Dla rządu lepiej byłoby przeprowadzić trudną operację i zapisać na koncie sukces, niż podejmować działania pozorne, które w dodatku są szkodliwe.
- W ciągu ostatnich 40 lat na całym świecie komplikowano przepisy podatkowe. Beneficjantami takich systemów są politycy, urzędnicy państwowi, doradcy podatkowi, lobby wydawnicze. Proszę zobaczyć, ile książek stoi na półkach księgarskich, które objaśniają, jak płacić podatki i jak ich nie płacić. Przedsiębiorca co roku musi kupować takie książki, bo co roku zmieniają się przepisy. Proszę porównać cenę książki o podatkach z ceną podobnie wydanej książki beletrystycznej: jest ona dwukrotnie wyższa. Te książki są często pisane przez urzędników Ministerstwa Finansów. Proszę pomyśleć o tantiemach autorskich, od których podatek jest znacznie niższy, bo koszty uzyskania przychodu z publikacji wynoszą 50 procent. Albo beneficjanci ulg: żaden przedsiębiorca nie będzie miał nic przeciw skomplikowanemu systemowi podatkowemu, jeśli dzięki niemu będzie mógł skorzystać z takiej ulgi. Na świecie działa międzynarodowa organizacja skupiająca właśnie takich przedsiębiorców, przedstawicieli aparatu skarbowego i inne grupy czerpiące zyski z chorych systemów podatkowych. Członkowie International Fiscal Asociation co roku spotykają się na konferencjach, którym towarzyszy bizantyjska wręcz wystawność. To ukazuje siłę lobby korzystającego z patologicznych systemów.
- Dlaczego Balcerowiczowi nie udało się cztery lata temu przeforsować podatku liniowego?
- Jako minister sam strzelił sobie samobójczego gola. Nie potrafił przełożyć swoich pomysłów na język społeczny. Lech Falandysz powiedział kiedyś, że nie wystarczy mówić "do rzeczy", trzeba mówić do ludzi. Przeciętny Polak nie mógł zrozumieć, jak jednakowy dla wszystkich 22-procentowy podatek bez ulg może być korzystniejszy niż 19-procentowy z ulgami. W tę informacyjną lukę z powodzeniem wstrzeliły się AWS i SLD ze swoimi demagogicznymi wstawkami o sprawiedliwości społecznej. Oba ugrupowania zabiegają bowiem o ten sam elektorat ludzi niezadowolonych.
- Minister Belka, broniąc swojego pomysłu, mówi, że 40-procentowa najwyższa u nas stawka podatkowa wcale nie jest taka wysoka, bo są państwa, w których są jeszcze wyższe stawki.
- Tak, tylko nie mówi o progach. U nas pobiera się 30-procentowy podatek od dochodów, które w Stanach Zjednoczonych są zwolnione z podatku, bo uchodzą za niskie. W Stanach przedsiębiorcom łatwiej jest prowadzić działalność gospodarczą, bo tam jest tańsza benzyna, komputery, oprogramowania, telefony komórkowe i usługi telekomunikacyjne. U nas jest wszystko droższe, bo państwo więcej ściąga podatków od towarów i usług.
- Większość Polaków o niskich dochodach kupi propozycje ministra Belki, bo opierają się one na nośnym haśle sprawiedliwości społecznej. Na zmianach ma skorzystać 8 milionów podatników. Jak pan przekonałby ludzi, że te zmiany nie są korzystne?
- Zadałbym im to samo pytanie, które zadałem własnemu ojcu, mającemu bardzo niską emeryturę: czy gdybyś nie miał pieniędzy na wykupienie lekarstwa, to zabrałbyś je ze skarbonki własnej wnuczce? Odpowiedzią było pytanie: "Zwariowałeś?". - A czy chciałbyś, żeby zrobili to za ciebie poborcy podatkowi? - pytałem dalej. Tak zwanemu pokoleniu poprodukcyjnemu trudno zrozumieć, że w tej chwili musimy tworzyć podwaliny przyszłości dla naszych dzieci i wnuków. Inny powód tego niezrozumienia polega na oczekiwaniu, że manna sama spadnie nam z nieba. Nie spadnie.
- Bo mamy nieprodukcyjne pokolenie najstarszych i najmłodszych oraz pokolenie średnie, które musi zapracować na utrzymanie tego pierwszego i stworzyć lepszy byt swoim dzieciom.
- Im więcej pieniędzy będzie szło na tych najstarszych, tym trudniej będzie zrealizować ostatni cel. Politycy obeszli się okrutnie z najstarszym pokoleniem, które przez 10 lat służyło im za wyborcze mięso armatnie. To są biedni, zagubieni ludzie. Ja się im nie dziwię, że nie potrafią odróżnić tego, co jest na pozór sprawiedliwe, od tego, co jest sprawiedliwe naprawdę. Jeżeli 15 procent podatku zapłaci zarówno ten, kto zarabia 100 zł i ten, który zarabia tysiąc, to jest to w miarę sprawiedliwe. Dziesięć razy więcej zarabia i dziesięć razy więcej płaci. Ale jeżeli podatnik, który zarabia tysiąc złotych, płaci 15 razy więcej podatku w relacji do swoich dochodów, niż ten, który zarabia sto złotych, to gdzie tu sprawiedliwość? Taki system komplikuje przepisy i stwarza dyskomfort dla tych, którzy muszą udźwignąć nadmierne obciążenia. Dlatego uciekają oni w szarą strefę. Opodatkowanie wszystkich dochodów 15-procentowym podatkiem byłoby najlepszym rozwiązaniem także dla budżetu państwa, bo 40-procentowej stawki polski podatnik nie akceptuje. Utrzymanie systemu progresywnego powoduje, że grupa zamożnych będzie się zawężać, a grupa biednych - poszerzać. Spauperyzowane społeczeństwo nie wypracuje dla swoich dzieci i wnuków lepszej przyszłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska