Niech żyje bal!

Iwona Kłopocka
Na wejście wszystko musi być super - suknie, fryzury, szpilki. Potem można tańczyć choćby i boso.
Na wejście wszystko musi być super - suknie, fryzury, szpilki. Potem można tańczyć choćby i boso.
Polują na sukienki i partnera. Zamawiają do domu fryzjerki, ćwiczą poloneza i szykują się na szampańską zabawę do białego rana - w szpilkach albo boso. Zaczyna się studniówkowy szał.

Sandra Głogiewicz w środę odebrała swoją sukienkę od krawcowej. W sklepach nie znalazła niczego, co by jej odpowiadało, a na studniówce każda dziewczyna chce wyglądać nie tylko pięknie, ale i wyjątkowo. Jeszcze dwa, trzy lata temu królowały suknie balowe - długie, fantazyjne, bogate. To na szczęście minęło (koszty, koszty!), teraz modne są sukienki koktajlowe, kolorowe, dziewczęce.
- A w sklepach w Opolu głównie czarne, proste, przy ciele. Nie ma w czym wybierać - narzeka Maja Krawiec. Dziewczyny objeżdżają w poszukiwaniu kreacji większe miasta - od Wrocławia po Częstochowę i Katowice. Maja na swoją sukienkę długo polowała i w końcu trafiła srebrną, brokatową, na ramiączkach. Na dodatek tanią - zaledwie 150 zł. Tego dnia do sklepu przywieziono trzy takie sukienki. Ryzyko, że na tej samej sali pojawi się identycznie ubrana dziewczyna jest niewielkie. W środę Maja miała jeszcze kłopot z butami. Szukała czarnych szpilek zapinanych w kostce. Nad ranem być może włoży baletki albo będzie tańczyć boso, ale na początek muszą być szpile.

Karolina Dzierżgwa włoży fioletowo-różową błyszczącą bombkę. Kinga Pawlicka - czerwoną, z całkowicie odkrytymi ramionami. - Coś będę musiała na siebie narzucić, żeby nie było tak goło do poloneza - śmieje się dziewczyna.
- Mamy koleżankę, która sprawiła sobie dwie kreacje - długą do poloneza i krótką do zabawy - mówi Maja.

ZOBACZ
Galerie zdjęć ze studniówek na Opolszczyźnie

Rodzice Dominiki (duże pieniądze) sprowadzili córce kreację znanego włoskiego projektanta. - Nie powiem za ile. Moje nauczycielki tyle nie zarabiają - mówi 18-latka. - Sukienka na studniówkę musi być super. A potem niech wisi w szafie i przypomina to wyjątkowe wydarzenie.
- To prawda, że często wyglądamy przy naszych uczennicach, jak ubogie krewne - przyznaje Joanna Raźniewska, dyrektorka III LO w Opolu.

Koki i loki
"Czy na studniówkę wypada założyć diadem" - pyta na forum maturzystka. - "A co to jest diadem?" - docieka maturzysta. W odpowiedzi dostaje fotkę błyszczącej ozdoby, przypominającej królewską koronę. - "Mnie się podoba" - stwierdza po zastanowieniu.

Chłopcom niby jest łatwiej - w garniturze, który kupią na studniówkę, potem pójdą na maturę - ale i oni mają swoje problemy. "Moja dziewczyna martwi się, że nie będę do niej pasował - pisze na forum Arek. - Ja też się martwię, bo ona będzie miała różową sukienkę i chce, żebym założył koszulę w takim samym kolorze. Zgroza, nie?". - "Chyba oszalałeś. Zgódź się najwyżej na różowy krawat. Studniówka to nie ślub" - radzi mu przytomnie rówieśnik.
Maję przed dzisiejszym balem uczesze w domu zamówiona przez internet fryzjerka. - To tylko oszczędność czasu i gwarancja efektu; że nic się po drodze nie potarga. Żadna ekstrawagancja - zapewnia. - Do mojej koleżanki przyjdzie stylistka, która dobierze jej fryzurę i zrobi makijaż pasujący do urody i stroju.

Dobry fryzjer jest w cenie, bo zanim w maju dziewczyny pokażą, co mają w głowie, chcą pokazać, że i na głowie jest co podziwiać. - Najczęściej chcą mieć kok albo robią loki - mówi Agnieszka Kania z opolskiego salonu De Legge. Kok to w tym salonie wydatek 150 zł.
Wszystko jest ważne na wejście. Po północy nikt nie będzie zwracał uwagi na potargane loki czy rozmazany makijaż.
Szukam partnera
Na studniówce najlepiej mieć swojego chłopaka/dziewczynę i to z tej samej klasy. Wtedy i dobra zabawa murowana (bo wszyscy się znają), i kosztów imprezy nie trzeba mnożyć przez dwa. Zdania na temat tego, czy obecność solo na studniówce to obciach, są podzielone, ale wizja samotnych pląsów nikomu nie wydaje się zachęcająca. A więc partner to mus. Zwłaszcza w męskich szkołach - np. w opolskim "elektryczniaku", gdzie na 9 klas jest tylko jedna dziewczyna. - W tamtym roku był jeden uczeń bez dziewczyny i trochę się snuł nieszczęśliwy - mówi Władysław Opoka, dyrektor szkoły. Tym razem samotnych u niego nie będzie. W biurku leży już lista prawie 300 zaproszonych dziewcząt.
Kiedyś "obcy" na studniówce - zwłaszcza starsi chłopcy, nie daj Bóg z wojska, nie byli przez dyrektorów szkół dobrze widziani. Teraz nikt nie robi problemu.

Niesparowani na gwałt szukają partnerów - wśród kolegów i koleżanek ze szkoły, podwórka, w cenie są też kuzyni w odpowiednim wieku. Że nie jest łatwo, świadczy coraz więcej anonsów na forach internetowych. Wymagania bywają wyśrubowane. "Wolny, pełnoletni, przystojny blondyn (najlepiej), który super tańczy, z którym będę mogła inteligentnie porozmawiać, najlepiej powyżej 185 cm" - wylicza cechy idealnego kandydata Carmina. "Szukam chłopaka, który w miarę tańczy, nie pali i nie pije, wiek 18-23, wzrost powyżej 176 cm z poczuciem humoru" - pisze Evelyn.

Chłopcy nie tylko szukają, ale i oferują studniówkowe towarzystwo, niektórzy bardzo dowcipnie: "Nie chleję jak świnia (piję, ale z umiarem), tańczę jak Maserak, poczucie humoru Woody Allena, opalenizna jeszcze z wakacji, wszystkie zęby na miejscu, nie wieśniak".

- Pójście na studniówkę z chłopakiem z internetu to dość ryzykowne. Gwarantowane towarzystwo nie jest absolutnie gwarancją udanej zabawy, a jeszcze dochodzi odpowiedzialność za zupełnie obcą osobę - uważa psycholog Dorota Głowacka.

Poloneza czas zacząć
Kiedyś królowało "Pożegnanie ojczyzny" Ogińskiego. Dość smutne, w molowej tonacji, jak sam tytuł wskazuje. Dziś większość przyszłych maturzystów w dostojnym korowodzie pójdzie w takt radosnej muzyki Wojciecha Kilara z "Pana Tadeusza" Wajdy. Dla Kostka to nie ma znaczenia. - Ogiński czy Kilar, jedna masakra. Zawsze jestem pół taktu spóźniony. Podryguję jak paralityk - skarży się 19-latek. Cierpliwość powoli traci Mariola, dziewczyna Kostka. Na pomoc rusza mama i babcia. Babcię od reumatyzmu bolą nogi, ale poloneza jeszcze umie zatańczyć z gracją. W końcu chłopaka bierze za rękę Julka. - Zobacz Kostuś, to łatwe - mówi dziecinnym głosem siostrzyczka. Julka jest przedszkolakiem. Jej "Muchomorki" umieją tańczyć poloneza, bo już ćwiczą na pożegnanie przedszkola. A Kostek zlewa się potem, wstydem i wciąż nie nadąża za Kilarem.

- Nie martw się - pociesza go Mariola. - Zmylić krok w polonezie to dobra wróżba na maturę.

Full wypas
Mama Kostka, Monika Szatkowska, ogląda zdjęcia ze swojej studniówki. Styczeń 1980. Opolskie II LO, jeszcze wtedy przy Kościuszki. Dawniej balowano w szkołach. Dziewczyny w białych bluzkach i ciemnych spódnicach. W auli - gdzie były tańce - wojskowa siatka maskująca, baloniki, serpentyny. Dekoracje robili uczniowie. W klasach ławki ustawione w podkowę, przyniesione z domów obrusy. Catering (tego słowa nawet nie znano) też domowy - kanapki, ewentualnie sałatki, pieczone przez mamy maturzystów ciasta. Wszystko kończyło się gdzieś koło północy, a jeśli dyrektor był litościwy i młody duchem, to pozwolił przeciągnąć do pierwszej w nocy.

Od lat prawie nikt już się tak nie bawi. Teraz wynajmuje się restauracje, puby, dyskoteki. W dużych miastach bogata młodzież szaleje w pięciogwiazdkowych hotelach, podjeżdża na bal wynajętymi limuzynami. Wykwintny catering, orkiestra - coraz częściej jednak wypierana przed modnego DJ-a.
Opolska "Dwójka" od lat upodobała sobie renomowaną dyskotekę - "Aztekę" w Starych Budkowicach. Trzy sale, trzy klimaty. Tym razem w jednej z sal uczniowie zażyczyli sobie karaoke.

- U nas bawi się 700 osób. Tylko tam możemy się wszyscy razem pomieścić. A musimy być razem, bo to ostatnia wspólna szkolna zabawa - mówi Aleksander Iszczuk, dyrektor "Dwójki". - W szkole to już jest niemożliwe, nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Gdybym chciał na tańce przeznaczyć dużą salę gimnastyczną, co roku musiałbym w koszty imprezy wliczyć renowację parkietu.

Licealiści z "Trójki" odtańczą swojego poloneza w "Salomonie" w Wójtowej Wsi.

- To jedna z ośmiu studniówek, które się u nas odbędą - mówi Joanna Groehl, szefowa "Salomona". - Wystrój będzie na biało, z żywymi kwiatami, świecami. - Lubię studniówki, przyjemnie się patrzy na tych młodych ludzi, tak eleganckich i podekscytowanych. To moi przyszli klienci na wesela.
Na stołach menu też "weselne". Dwie gorące kolacje (de volaille, gyros, barszczyk z pasztecikami), zimna płyta, ciasta, kawa. Na opolskich studniówkach (koszt od 130 do 320 zł) jest - jak mówią dyrektorzy szkół - przyzwoicie, ale bez fanaberii. Kiedy poczyta się kulinarne oferty luksusowych wielkomiejskich lokali, może się jednak zakręcić w głowie. Świetlisty bufet deserowy z fontannami czekoladowymi (20 zł od osoby). Stacja kulinarna, gdzie kucharz przygotowuje meksykańskie burito z kurczaka z sosami do wyboru (25 zł od osoby). Wieprzowe kieszonki faszerowane pieczarkami. Rożki ze schabu z musem chrzanowym w galarecie. Łosoś i kawior.

- Moi nie domagają się jeszcze łososia i kawioru - zapewnia Aleksander Iszczuk. Kiedy szkoła przygotowała pożegnanie swych najwybitniejszych uczniów, to właśnie łosoś i kawior zostały niemal nietknięte.

Toast za maturę
Nie ma znaczenia, że studniówkowicze są pełnoletni, nie ma znaczenia, że panny w niczym nie przypominają pensjonarek, ani to, że balują w drogich lokalach. Studniówka jest szkolnym balem, a więc bezalkoholowym. Przynajmniej teoretycznie.
W "Aztece" licealiści z LO nr 2 nie wychylą nawet lampki szampana. - 700 lampek szampana? Niewykonalne! - twierdzi Aleksander Iszczuk.
- Moi uczniowie wzniosą toast za udaną zabawę i powodzenie na maturze - mówi Joanna Raźniewska, dyrektorka "Trójki". - Ale czy w kieliszkach będzie alkohol? Nie wiem. Może dziecięce piccolo?
- No jak, piccolo?! Na studniówce? - Joanna Groehl aż się żachnęła. - Będzie szampan!
Co do reszty wszyscy zachowują się, jak trzy mądre japońskie małpki - nie widzę, nie słyszę, nie mówię nic złego. Zawsze tak było.

Mama Kostka: - Na mojej studniówce było co najmniej kilka butelek wina i wódki. Wino wlewało się do butelek po napojach gazowanych i piło otwarcie. Na wódkę chłopcy wyskakiwali do toalety. Nikt nie zwracał uwagi, że wracali coraz weselsi.

A po 30 latach pisze na forum Aśka, ubiegłoroczna maturzystka: "Przy naszym stoliku na 8 par każdy chłopak miał ze sobą flaszkę. Na początku było trochę strachu, co będzie, jeśli się wyda, ale idąc za przykładem starszych roczników, nie przejmowaliśmy się zbytnio. Piliśmy normalnie przy stole, jak ludzie. Nie goniliśmy po toaletach. O północy pod stołem było 10 butelek opróżnionych i dwie napoczęte. Przechodzące obok nauczycielki doskonale to widziały i nic nie zrobiły".
Sandra Głogiewicz tuż przed studniówką jest zadziwiająco spokojna.

- Cieszę się, pewnie, że się cieszę - mówi pytana o emocje. - Ale właściwie chciałabym mieć już to całe zamieszanie z głowy. I zacząć solidne przygotowania do matury. Sto dni to naprawdę niewiele.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska