Niezłomni uciekali przez granicę, prosto w łapy UB. Tajemnice powojennej Nysy i operacji "Ssak"

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Fotografia ilustracyjna
Fotografia ilustracyjna Krzysztof Strauchmann/Archiwum
- Brałem udział w akcji „Ssak” na terenie obszaru Nysy, Prudnika, Namysłowa, Niemodlina i Wrocławia – pisze anonimowy autor wspomnień, które dotarły do redakcji nto. Dziesiątki żołnierzy podziemia, uciekających po wojnie na Zachód przed komunistami, wpadły przy próbie przekroczenia granicy polsko–czechosłowackiej. Czy to była zaplanowana akcji komunistycznych władz bezpieczeństwa?

W maju 2015 roku do nyskiej redakcji Nowej Trybuny Opolskiej zgłosił się czytelnik w wieku ok. 50 lat, który nigdy nie podał swojego nazwiska. Zostawił wydruk tekstu. Wstrząsającego, pełnego szczegółów i nazwisk ludzi uczestniczących w opisywanej zbrodniczej działalności powojennego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Pewne słowne lapsusy mogą sugerować, że jest to tłumaczenie z języka rosyjskiego. W innych fragmentach autor cytuje jakby fragmenty dokumentów, np. protokoły zeznań. To wskazuje, że ktoś opracowując dokument mógł korzystać z bardzo różnych źródeł informacji.

Tajna katownia UB na Opolszczyźnie

Brałem udział w akcji „Ssak” na terenie obszaru Nysy, Prudnika, Namysłowa, Niemodlina i Wrocławia – pisze anonimowy autor wspomnień. Operacja Ssak została przygotowana przez siły bezpieczeństwa nowej władzy w 1945 roku oraz przez sowieckie NKWD i Smiersz – wywiad wojskowy. Była to bardzo szczegółowo i szeroko zakrojona akcja likwidacji podziemia zbrojnego związanego z Armią Krajową i Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Fizycznej likwidacji. Operacja miała zasięg ogólnopolski. W Nysie, tuż po jej zajęciu przez wojska radzieckie pod koniec marca 1945 roku, zorganizowano miejsce przechwytywania i aresztowania emisariuszy, kurierów i wojskowych, którzy przez Ziemie Odzyskane usiłowali przedostać się na zachód Europy.

Agenci UB stale podróżowali w pociągach na trasie Opole czy Brzeg – Nysa. Już na dworcach typowali podejrzane osoby. Obserwację przekazywano kolejnym agentom w Nysie. Do tego dochodziły osoby z oddziałów i organizacji zinfiltrowanych przez UB czy NKWD, którym podsunięto możliwość ewakuacji za granicę, faktycznie kończącą się w ubeckim kotle, gdzie podejrzanych zatrzymywano. W Nysie taki kocioł mieścił się na ul. Kwiatowej (do dziś stoją tam poniemieckie domy).

- Żołnierze wpadali z chęci osiedlenia się na ternach Ziem Odzyskanych – relacjonuje anonim. – Miejscem ich zatrzymań był kościółek w Nysie obok basenu. Tam jest mała piwnica, która ma wejście do korytarza biegnącego do kazamatów w forcie Bombardier. Tam odbierano im dokumenty i dokonywano dokładnej rewizji.

Według autora wspomnień zatrzymany najpierw był bity i zmiękczany wielodniowym śledztwem, prowadzonym na miejscu, w podziemiach. Był głodzony, nie dawano mu wody. Więzienia i miejsca przesłuchań mieściły się także w forcie Kapucyńskim. Wśród zatrzymanych zdarzały się także osoby całkowicie przypadkowe.

- Po przesłuchaniu wywlekano to, co zostało z człowieka i wrzucano do innej kazamaty, która ma tylko jedno wejście od góry i wyjść można tylko po wstawieniu drabiny. Mogła pomieścić nawet pięćset ludzi. Wrzuceni tam dogorywali. Co jakiś czas schodzili tam więźniowie z Łotwy i usuwali pod ściany tych, którzy tam skonali.

Czy na fortach istnieje zbiorowy grób ofiar?

Autor podaje, że tajne więzienie i katownia funkcjonowało w nyskich fortach od marca 1945 roku do października 1953. Zabito i pogrzebano w nim setki ludzi, podana liczba jest precyzyjna, ale aż niewiarygodna.

- Pamiętałem odór z kazamaty bywając w fabryce mebli stalowych – pisze anonim – Kazano zamurować wszystkie otwory i oddać to jako magazyn broni dla warty z ochrony fabryki. A odór tłumaczono wyziewem z kanałów, w których pozostali Niemcy z wojny.
Wspomnienia anonima dokładnie opisują, jak przygotowywano operację, kto się zajmował poszczególnymi etapami. Autor dokładnie zna nie tylko nazwiska funkcjonariuszy UB, ale też ich wojenną czy przedwojenną przeszłość. Pisze też o akcji zacierania śladów po zbrodniczej działalności, w wyniku której zamordowano też wielu świadków i uczestników tych zdarzeń. Charakterystyczny był sposób zabijania niewygodnych świadków – zawsze za pomocą noża. Oprawcy na usługach UB czy NKWD byli wyszkolonymi nożownikami. Wielu z nich otrzymało fałszywą tożsamość, przejmując dokumenty i „legendę” prawdziwych ludzi, np. zabitych w powstaniu warszawskim czy aresztowanym po wojnie.

Forty, to według autora nie jedyne miejsce zbiorowej mogiły w Nysie. Grzebano także na terenie pierwszej nyskiej gazowni, potem zajezdni MZK, gdzie także były podziemne pomieszczenia. Zalano je potem przepracowanym olejem silnikowych i nieczystościami. Zwłoki były też ukrywane w innych wielopoziomowych piwnicach pod budynkami w mieście. UB zabezpieczało prace rozbiórkowe, ciała chowano pod ziemią, a resztę piwnic zagruzowywano przy wyburzaniu.

Autor twierdzi, że informacje o operacji Ssak przeciekały do mieszkańców Nysy, choć była ona bardzo dobrze maskowana. Urzędy były obsadzone agentami UB i NKWD. Agenci pracowali przy prowadzonych w Nysie na wielką skalę wyburzeniach. MO miała specjalną komórkę do pilnowania twierdzy. Część obiektów przekazano wojsku. Zdarzało się jednak, że ktoś niepowołany dowiedział się czegoś groźnego. Według autora w 1953 roku porwano i zabito Mariana Mędryka z Nysy za roznoszenie ulotek o operacji Ssak. Takich ofiar miało być zresztą więcej.

Siatka informatorów i agentów UB

W oficjalnej historiografii okresu powojennego nie ma żadnych informacji o operacji Ssak. Są jednak dowody, że Nysa i okolice były faktycznie wykorzystywane przez UB jako miejsce łapania osób zaangażowanych w antykomunistyczną opozycję. Najbardziej znany jest przykład majora Hieronima Dekutowskiego – Zapory. Dekutowski i jego kompani faktycznie przyjechali do Nysy pociągami, osobno, dysponując tylko adresem kontaktu przy ul. Dąbrowskiego. Tu jednak nie tu zostali złapani. W mieszkaniu na Dąbrowskiego ktoś z agentury dał im kolejny adres, gdzieś bliżej granicy. Do dziś nie wiemy, gdzie. Akta spraw skutecznie ukryto albo zniszczono.

Do dziś nie udało się też odnaleźć szczątków żołnierzy NSZ z dwóch oddziałów kpt. Bartka na Podbeskidziu. Szczątki trzeciej grupy IPN odkopał na dawnym lotnisku wojskowym w Starym Grodkowie. Oni tez byli „prowadzeni” przez agentów prosto w zasadzkę. Wiadomo jednak, że w przygotowaniu tej akcji brały udział najwyższe władze resortu bezpieczeństwa publicznego i „towarzysze z NKWD”.

To wszystko pośrednio wskazuje, że w terenie pogranicznym faktycznie musiała działać siatka agentów UB, która nie tylko donosiła o podejrzanych osobach dążących za granicę, ale też dolnych do udziału w prowokacji. Może nawet w zbrojnej akcji ujęcia uciekinierów, którzy byli zdesperowani i często uzbrojeni.

W 2018 roku w czasie budowy galerii handlowej Dekada w Nysie, w fundamentach dawnej gazowni, archeolodzy znaleźli przemieszanie szczątki ludzkie. Uznano, że to zmarli z XVIII wiecznego szpitala biskupiego, który istniał w tym miejscu. Nie zrobiono badań porównawczych kości z bazą danych genetycznych ofiar komunizmu.

Po roku 2015 nie ujawniono nowych informacji, które by doprowadziły do zweryfikowania dokumentu o „Operacji Ssak”. Nadal jednak nie można odrzucić hipotezy, że opisywane wydarzenia były choć w części prawdziwe.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska