O denerwujących pieszczotkach

Krzysztof Szymczyk
Nic tak nie ożywia gazety jak nekrologi - mawiają doświadczeni redaktorzy. Reportaże, komentarze, również felietony też chętnie się żywią - za przeproszeniem - trupami. Oglądalność telewizji oraz czytalność (?) prasy zdecydowanie spada, gdy brak w nich wojny, sensacji, przynajmniej jakiegoś pikantnego konfliktu, choćby na skalę lokalną. Dziś w "Monitorze" (uwaga, uwaga!!) też będzie o pewnym konflikcie.

Dzieciom - tak, zdziecinnieniu - stanowcze nie!" - zagrzmiał któregoś dnia w pewnej popularnej gazecie niezastąpiony, wszędobylski Wojciech Mann, popularny radiowiec, człowiek wszechstronnie utalentowany oraz wielce medialny. I tak dalej narzekał: "Jak zapewne każdy widzi, w naszym codziennym języku roi się od zdrobnień. Świadczą one o niepoważnym podejściu do życia i dystansie do rzeczywistości. W restauracji kelner podaje nam zupkę albo bigosik, my za to prosimy o rachuneczek i płacimy pieniążkami. Dzieciom przydałyby się buciki, a mamie bluzeczka". Zaproponował więc podjęcie kampanii, która by poważnie odinfantylizowała język polski i powstrzymała ten niebezpieczny trend. W małej tabeli (nie tabelce!) podał kilka propozycji właściwych form: księga zdrowia, guma mysza, kanapa z szyną, z bokiem, z jajem, pas do zegara, parówa. Aż się prosi, by dorzucić jeszcze parę. Np. wóz dla dziecka (na kołach), kołysa, do zabawy - lale, niedźwiedzie, kloce i huśtawy, żłob (żłób?), potem w zeszytach szlaki rysowane ołówami i kredami, na głowie czapa, na szyi szal lub apacha, pod pachą teka, na stole szklana, filiżana ewentualnie kielich, seta wódy, galareta, słój z ogórami, potem faja (fuj!), w końcu nagrob, kwiat, smuta.
"To naturalnie tylko czub góry lodowej" - kontynuował Wojciech Mann. "Tu potrzebne są poważniejsze zmiany, aby światowe mocarstwa nie sądziły, że Polska to kraj ludzi zdziecinniałych i niepoważnych".
Tak sobie dworował znany showman i satyryk, bo też sprawa jest dość śmieszna. Ale - jak to często bywa - od śmieszności niedaleko do złości: to, co jednych bawi, innych denerwuje. Na przykład skłonność niektórych tzw. osób publicznych do zdrabniania swoich imion większość ludzi traktuje obojętnie, jako niewinne dziwactwo, tymczasem u innych ta upowszechniająca się maniera wzbudza irytację, u jeszcze innych - wściekłość.
Gdy znakomity polski tenisista Wojciech Fibak w pewnym momencie swej kariery, będąc już w światowej czołówce, postanowił zmodyfikować swoje personalia, można to było zrozumieć. Nie chciał, by obcokrajowcy zniekształcali jego piękne imię (miękka spółgłoska ć występująca w wyrazie Wojciech jest dla nich nie do wymówienia). Jeśli jednak znany reporter czy dyplomata każe się nazywać Jasiem, a nie Janem, jeśli dorośli fotografowie zatrudnieni w Polskiej Agencji Prasowej podpisują swoje zdjęcia Przemek i Radek (i, co gorsza, nic nie można poradzić, trzeba to tolerować - takie prawo), jeśli jeden z drugim inny artysta kategorycznie żąda, by go na łamach gazety zwać Maćkiem, Ziutkiem, Sławkiem czy innym Zdzisiem, to trudno się powstrzymać przed złośliwym komentarzem. Nie róbmy z siebie pośmiewiska - chciałoby się rzec, to uchodzi w gazetce szkolnej czy studenckiej, ale tu pracują poważni ludzie, dorośli, tacy są też na ogół czytelnicy. Traktujmy się nawzajem serio. Jeśli będziesz, człowieku, sławny jak Fibak, zrobisz światową karierę - proszę bardzo, wolno ci będzie znacznie więcej, prawie każda fanaberia będzie ci wybaczona, ale najpierw czegoś dokonaj, nie zaczynaj od końca.
Pieszczoty są rzeczą wspaniałą, cudowną, ale pieszczenie własnego imienia (imionka) wydaje mi się zjawiskiem co najmniej dziwacznym, a nawet podejrzanym. Mówmy do siebie czule, delikatnie, w domu, w pracy - w każdych okolicznościach prywatnych. Ja też nie wszędzie chcę być poważnym Krzysztofem. Jednak w sytuacjach oficjalnych przystoją oficjalne formy. To naprawdę należy się naszym Czytelnikom.
Na koniec niezbędne uzupełnienie. Jeśli ktoś z czytających ten "Monitor" rozpoznał się wśród strofowanych tu właścicieli zdrobniałych imion, niech nie myśli przypadkiem, że wszystkich wymienionych nie szanuję. Szanuję i kocham jak braci i podziwiam ich zdjęcia, bo są świetne. Wyzłośliwiam się jedynie na ich dziwny upór, godzien lepszej sprawy. Jeśli zaś zaszufladkują niżej podpisanego do szuflady pt. "stara konserwa" - trudno, takie ryzyko felietonisty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska