Oddają ciało dla nauki

fot. Paweł Stauffer
Lekcja anatomii na Akademii Medycznej w Katowicach.
Lekcja anatomii na Akademii Medycznej w Katowicach. fot. Paweł Stauffer
Po śmierci nie trafiają na cmentarz, lecz do lodówek w prosektoriach akademii medycznych. Idą z pomocą życiu...
Lekcja anatomii - Śląska Akademia Medyczna. Ludzie mogą oddac swoje cialo na rzecz nauki. Uczą sie na nich przyszli lekarze. Potem odbywa sie spóLniony pogrzeb na koszt uczelni. (fot. Pawel Stauffer).

Lekcja anatomii - ŚAM

Anna Skoczylas zapaliła 1 listopada świeczkę w Parku Pamięci w Rudzie Śląskiej, gdzie spoczywają ludzie, którzy podarowali swoje ciało Śląskiemu Uniwersytetowi
Anna Skoczylas zapaliła 1 listopada świeczkę w Parku Pamięci w Rudzie Śląskiej, gdzie spoczywają ludzie, którzy podarowali swoje ciało Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Spóźniony pogrzeb odbywa się zawsze na koszt uczelni. Pani Anna jest dumna z męża, sama poszła w jego ślady i podpisała akt darowania swojego ciała po śmierci.

Anna Skoczylas zapaliła 1 listopada świeczkę w Parku Pamięci w Rudzie Śląskiej, gdzie spoczywają ludzie, którzy podarowali swoje ciało Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Spóźniony pogrzeb odbywa się zawsze na koszt uczelni. Pani Anna jest dumna z męża, sama poszła w jego ślady i podpisała akt darowania swojego ciała po śmierci.

Anna ma 61 lat, dorosłe dzieci i wnuki. Jest energiczna, zdecydowana, wie, czego chce. Decyzję, by swoje ciało po śmierci oddać medycynie, podjęła dwa lata temu. W ubiegłym roku w czerwcu u notariusza podpisała akt donacji, czyli darowania. - Po prostu tak postanowiłam - ucina pytania o motywy. - Kiedyś usłyszałam, że tak zrobiła krewna jednej z moich klientek. To mnie zainspirowało. Ale musiało minąć jeszcze kilka lat, musiałam dojrzeć.

Byle nie handlować
Zanim podpisała akt donacji, rozmawiała z proboszczem. Jest wierząca, chciała wiedzieć, co Kościół na taki gest. - Powiedział, że nie ma nic przeciwko temu, pod warunkiem, że dawca odda, a nie sprzeda ciało, że to będzie decyzja wynikająca ze szlachetnych pobudek. Zadzwoniła więc do akademii medycznej, by się upewnić. Potem umówiła wizytę u notariusza i zapisała swój martwy organizm studentom medycyny. Ludzie w małym miasteczku na Śląsku, w którym mieszka, pukali się w czoło; dobra koleżanka dopytywała, "kiedy jej przejdzie ta głupota".

- Syn do tej pory nie pogodził się z moją decyzją - mówi pani Anna. - Twierdzi, że powinnam mieć tradycyjny pochówek, mogiłę, na której mógłby zapalić lampkę. Ale myślę, że uszanuje moją wolę. Córkę chyba przekonałam. Zabrałam ją w tym roku na Memoriał Bocheńskiego, czyli uroczysty pochówek osób, których ciała kilka lat temu przekazano Śląskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Przekonała się, że studenci i naukowcy traktują tych ludzi z wielkim szacunkiem.

Czy nie obawia się, że znajomi będą dopytywać jej dzieci, czemu się jej nie sprzeciwiły? Czy nie boi się krytyki?
- Trudne pytanie… - zamyśla się pani Anna i na moment milknie. Nabiera powietrza w płuca i odpowiada: - Wie pani, tak już jakoś jest, nie wiem czemu, że ludziom dużo trudniej jest pochwalić dobry uczynek, niż obrzucić kogoś błotem...

Na przeszczepy się nie nadaję
- Może zabrzmi to trochę naiwnie, ale ja to robię dla tego głupiego kraju, w którym żyję - uważa Ryszard Szymoniak, 74-letni podopieczny Domu Pomocy Społecznej w Dąbrowie Górniczej. - Ten, co nic nie umie i niewiele wie, ale ma plecy, za nic dostaje tu grube pieniądze. A lekarz, co się uczy latami, ma 1600 złotych. Pomyślałem, że choć dam się temu lekarzowi czy studentowi pokroić, żeby się miał na czym uczyć, a potem mógł pomóc. To i ze mnie będzie jaki pożytek.

Pan Ryszard Polskę (i nie tylko) zjeździł wzdłuż i wszerz - pracował jako operator ciężkiego dźwigu. Budował choćby warszawski most Poniatowskiego. Energii ma za dwóch. Jeszcze niedawno do białości doprowadzał sprzątaczki w DPS-ie, w którym mieszka, bo co rusz brudził korytarze kołami roweru, którym objeżdżał okolice. Codziennie wypija litry zielonej herbaty - ale takiej prawdziwej, liściastej, bo granulaty to same śmieci. Decyzję o donacji podjął dwa lata temu. Obejrzał o tym program w telewizji. Poszedł do notariusza, spisał akt (- Jeszcze musiałem zapłacić za niego 25 złotych!), a że jest samotny, to ze swojej decyzji nie musiał się nikomu tłumaczyć. Zawiadomił tylko kogo trzeba w DPS-ie.

- Chorób mam więcej niż włosów na głowie, więc się na przeszczepy nie nadaję - mówi. - Tu się może nadam. No i pochówek będę miał ładny, na ładnym cmentarzu.

Spełniłam wolę męża
Ludwik Skoczylas był jednym z pierwszych w Polsce darczyńców.
- Wtedy jeszcze nie było wiadomo, jak to trzeba robić - wspomina wdowa po nim, Anna, dziś 85-latka. - Mąż nie podpisał za życia aktu przekazania, ale wiele lat powtarzał, że chciałby się jakoś przydać medycynie. Kiedyś marzył, by ją studiować. Postanowiłam więc spełnić jego wolę. Po jego śmierci, w czerwcu 2003 roku, pełna jeszcze bólu i obaw, zadzwoniłam do Akademii Medycznej w Katowicach, opowiedziałam o woli męża i zapytałam, co z tym zrobić. Pewnie nie zdecydowałabym się na przekazanie ciała, gdyby nie to, że władze uczelni podeszły do tego z najwyższym szacunkiem.

Pani Anna przekazała więc ciało zmarłego zakładowi anatomii. Wbrew opinii środowiska.
- Nawet jeśli on miał takie szalone pomysły, ty bądź mądrzejsza - słyszałam. - Od sąsiadów, znajomych, dalszej rodziny. Tylko nasza adoptowana córka i moja siostra od początku uszanowały jego wolę.
Najgorzej jest we Wszystkich Świętych, gdy inni idą na groby najbliższych, a ty nie masz dokąd. W pierwsze Zaduszki po śmierci męża, gdy ciało znajdowało się jeszcze w akademii, pani Anna zapaliła symboliczny znicz na grobie swojej matki.
- Przyszło mi do głowy, żeby pojechać na uczelnię i tam odwiedzić męża w ten dzień. Tęsknota była duża. Ale chyba dobrze, że tego nie zrobiłam. Wolę go pamiętać takim, jakim był za życia.

Skremowane zwłoki Ludwika Skoczylasa pochowano dopiero rok później, na koszt akademii. Z najwyższymi honorami.
- Na pogrzebie było prawie dwa tysiące osób - opowiada ciągle wzruszona pani Anna. - Były władze miasta, uczelni, studenci, lekarze, pielęgniarki - z dumą pokazuje zdjęcia z uroczystości.

Dziś do kolumbarium w Parku Pamięci, czyli pomnika w Rudzie Śląskiej, gdzie chowani są darczyńcy, jeździ rzadko. - Mam odrobinę prochów męża w domu, więc nie mam większej potrzeby - mówi.
Nigdy nie miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła, nawet kiedy ten czy ów zagadywał, czy się nie obawia, że jakiś student czy lekarz nie pokpiwa nad ciałem męża, przegryzając kanapkę. - Nawet jakby, to przecież poczucie humoru jest ludzkie - mówi. - Za życia kpimy z siebie i innych. Poza tym mąż był dowcipny. Zrozumiałby.
- Może dzięki tym badaniom jakiś przyszły chirurg nie popełni błędu, operując pacjenta - zamyśla się. - Może da się ocalić choć jedno życie.

Dwa lata temu pani Anna podpisała swój akt donacji. Chce pójść w ślady męża, a potem spocząć w kolumbarium obok niego.
Ciągle tabu
Donatorzy, darczyńcy - tak nazywają ich pracownicy akademii medycznych - to w Polsce ciągle prawdziwa rzadkość. Każda niemal akademia medyczna ma trudności z ich zdobywaniem. Choć przeprowadzone kilka tygodni temu badania TNS OBOP wskazują, że już prawie 28 poc. Polaków rozważa lub chciałoby przekazać po śmierci swoje ciało medycynie, to ciągle jeszcze budzi to sporo obaw i rodzi wiele pytań. Jak to można zrobić? Czy to nie wbrew religii? Czy ci, którzy przejmą ciało, nie zbezczeszczą go? Komu posłuży? Jak długo? Co potem się z nim stanie? Pojawiają się też wątpliwości bardziej prozaiczne: czy robić pogrzeb tuż po śmierci czy później? Jak czcić pamięć zmarłych przekazanych medycynie? Gdzie zapalić znicz w Zaduszki?

- Ci, którzy zdecydują się przekazać ciało medycynie, powinni u notariusza, w obecności świadków spisać akt donacji, czyli ofiarowania - tłumaczy prof. Jerzy Gielecki, szef Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. - Trzeba też oczywiście powiadomić o tym bliskich, by potem uniknąć nieporozumień.

Donacja to akt dobrowolny i całkowicie bezpłatny. Uniwersytet jest powiadamiany o śmierci i odbiera ciało zmarłego dopiero po tym, jak wystawiony zostanie akt zgonu. Zwłoki są najpierw balsamowane, co trwa kilka dni. Dopiero potem można je przekazać studentom.
- Ale nie tylko - wyjaśnia prof. Gielecki. - Lekarze specjaliści - neurochirurdzy czy laryngolodzy - ćwiczą na tych ciałach skomplikowane operacje.
Rodziny darczyńców najczęściej po ich śmierci zamawiają tylko mszę żałobną, czasem robią stypę.

- Zazwyczaj nie ma stawiania symbolicznych pomników ani wyprawiania symbolicznych pogrzebów - tłumaczy Elżbieta Kuncio z sekretariatu Zakładu Anatomii Prawidłowej ŚUM, pierwszy kontakt dla donatorów. - Pochówek organizowany jest przez uniwersytet kilka lat później.

Bo na ciałach można pracować nawet dziesięć, dwadzieścia lat. - Ale ze względu na rodziny, z którymi jesteśmy w ciągłym kontakcie, chowamy naszych darczyńców najwyżej dwa, trzy lata po przekazaniu - zapewnia prof. Jerzy Gielecki. - Uroczysty pochówek skremowanych zwłok, nazywany u nas Memoriałem Bocheńskiego, odbywa się co roku w czerwcu, zawsze z najwyższymi honorami. Zapraszamy nań rodziny zmarłych i studentów, którzy mieli lekcje anatomii. To wtedy ci młodzi ludzie mogą się dowiedzieć, jak nazywali się ci, którzy wykazali najwyższy stopień altruizmu i oddali im swoje ciało i całą intymność. Mogą porozmawiać z ich bliskimi. To najlepsza lekcja etyki dla przyszłych lekarzy.

Ryszard Szymoniak oddał swoje ciało Akademii Medycznej.

Donatorzy chowani są w Parku Pamięci, cmentarzu skremowanych w Rudzie Śląskiej. W tym roku pochowano pięć osób. Żegnało je kilkaset osób. Kilka dni przed 1 listopada, by uczcić pamięć darczyńców, studenci ŚUM zapalili "znicze pamięci" przy kolumbarium. - Chciałbym, by od tej pory każda z grup, które mają zajęcia z anatomii, przez jakiś czas opiekowała się grobem - mówi prof. Gielecki. - Tym, którzy w nim spoczywają, należny jest najwyższy szacunek.

Otwarcie rozwiewa wątpliwości
Prof. Gielecki zapewnia też: - Ludzie ciągle jeszcze, gdy myślą o ćwiczeniach na zwłokach, boją się ich profanacji. Boją się tego, że jak na kiepskim filmie, stanie nad ich szczątkami niedojrzały student i będzie pokpiwał albo kompletnie nieczuły lekarz zje kanapkę. Tymczasem moim studentom, a miałem ich setki, do głowy by nie przyszło takie zachowanie.
Od kilku lat Katedra Anatomii prof. Gieleckiego realizuje tzw. program świadomej donacji.

- Ktoś, kto chce ofiarować swoje ciało medycynie, uzyska u nas pełną informację o tym, co i jak będzie się z nim działo po śmierci, do jakich celów i kto będzie mógł jego ciało wykorzystać - tłumaczy naukowiec. - Jeśli będzie taka wola, może nawet uczestniczyć w zajęciach anatomii. Pokazujemy też, jak będzie wyglądał pogrzeb, jeśli jest takie życzenie - zapewniamy anonimowość.
Takie otwarcie przynosi efekty - donacją interesuje się coraz więcej osób.
- Pięć, siedem lat temu w roku było dziesięć, piętnaście przypadków przekazania ciała - opowiada prof. Gielecki. - Dziś mamy już prawie dwieście aktów darowania. Dzięki temu chcemy na Śląsku otworzyć centrum, w którym lekarze specjaliści z całego kraju mogliby ćwiczyć najbardziej skomplikowane operacje i zabiegi.
O tym, jak potrzebne są młodym medykom ciała do ćwiczeń, niech świadczy fakt, że w USA próbowano kilka lat temu grupę studentów uczyć anatomii i zabiegów na manekinach, wykonanych oczywiście z najwyższą dbałością o szczegóły. Po latach, gdy porównano ich umiejętności z umiejętnościami tych, którzy ćwiczyli na zmarłych, okazało się, że różnice są olbrzymie.

- Z aktami donacji przychodzą do nas już całe rodziny - dodaje Elżbieta Kuncio. - Niedawno na przykład, kilka dni po tym, jak przywieźliśmy z Wrocławia zmarłą starszą panią, zgłosiły się do nas z dokumentami jej dzieci i kuzyni.

Tabu chcą przełamać też twórcy kina. "Istnienie", film młodego reżysera Marcina Koszałki, to paradokument o nieuleczalnie chorym krakowskim aktorze Jerzym Nowaku, który swoje ciało zdecydował się przepisać właśnie medycynie. To opowieść o umierającym człowieku, który świadomie zdecydował się być tzw. preparatem formalinowym, na którym adepci medycyny będą poznawać tajemnice ludzkiego organizmu.
- Tam, gdzie kończy się ten film, my dopiero zaczynamy - stwierdza prof. Gielecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska