OFE i ZUS. W emeryturach zapowiada się trzęsienie ziemi

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Czy się stoi czy się leży, składka emeryta OFE się należy. Dlatego związkowcy chcą, byśmy mogli wycofać pieniądze z otwartych funduszy i przelać je do ZUS. Popiera ich minister pracy.

Do Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE) odprowadzanych jest 7,3 proc. naszych pensji, a do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) 12,2 proc.

Tymczasem z ZUS-u dostajemy co najmniej kilkaset złotych emerytury, podczas gdy pierwsze renty wypłacane z OFE wynoszą ok 100 zł brutto miesięcznie, a najniższa - 23 zł.

Takie wyniki OFE nie podobają się m.in. Ogólnopolskiemu Porozumieniu Związków Zawodowych (należy do niego kilkadziesiąt związków zawodowych m.in. górników, hutników, nauczycieli).

- Jeśli OFE w ciągu 11 lat zarobiły dla mnie 100 zł, to znaczy, że po 40 latach zaoferują mi 400 zł - kalkuluje Jan Guz z OPZZ.

Dlatego przedstawiciele związkowców domagają się zmiany w ustawie emerytalnej, która pozwoli pracownikom na decydowanie, czy chcą wycofać składki z OFE i przekazać je do ZUS.

Dziś do sejmu ma wpłynąć projekt ustawy w tej sprawie przygotowany przez OPZZ.

Ten sposób myślenia popiera minister pracy Jolanta Fedak. Uważa ona, że towarzystwom emerytalnym, które prowadzą OFE, nie zależy specjalnie na efektywnym pomnażaniu składek, skoro i tak muszą do nich trafić. A przecież OFE od zarządzania składkami biorą prowizję i wynagrodzenia za zarządzanie funduszem. Minister sugeruje nawet, że towarzystwa mogły umówić się na stosowanie wobec klientów maksymalnych opłat.

Za takim rozwiązaniem jest także minister finansów, Jacek Rostowski. Wycofanie składek z OFE pozwoliłoby zmniejszyć dziurę budżetową.

Wydaje się jednak, że premier Donald Tusk takiego rozwiązaniu nie poprze, ale już posłowie PiS, SLD i koalicyjnego PSL oceniają je dobrze. Milczenie premiera może być taktyką, by wreszcie zmusić towarzystwa emerytalne do roboty i spowodować ich większą troskę o pomnażanie naszych składek.

Prof. Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej z 1999 r., uważa, że wprawadzenie takiej dowolności doprowadzi do załamania systemu. - Dziwię się, ze ministerstwo pracy tego nie rozumie - komentuje.

50-letnia Janina Brzęczyk z Brzegu z tych ekonomicznych kalkulacji rozumie niewiele. - Robią ludziom wodę z mózgu. Kogo mam słuchać? - pyta. - To chyba jakieś polityczne rozgrywki, za które jak zwykle zapłacimy my. Bo ani moi znajomi, którzy dostają emeryturę z ZUS, ani ci, którzy niedawno skończyli pracę i dostają emerytury mieszane nie opływają w luksusy.

Więcej czytaj w czwartkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska