Przyjechali z Nysy, Zdzieszowic, Brzegu, Zawadzkiego, Ozimka i innych opolskich miejscowości. Z transparentami, flagami, gwizdkami.
"Nie pensjom głodowym", "Dość wyzysku pracowników" - napisali na banerach.
Cecylia Gonet, przewodnicząca opolskiej "Solidarności" mówiła o dramatycznej sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju i regionie. - Żądamy zaniechania zwolnień grupowych w opolskich przedsiębiorstwach - mówiła.
Główne postulaty pikietujących, to:
wycofanie niekorzystnych dla pracowników zmian w Kodeksie pracy.
uchwalenie przez Sejm RP ustaw ograniczających stosowanie tzw. umów śmieciowych
zaniechanie likwidacji rozwiązań emerytalnych przysługujących pracownikom zatrudnionym w warunkach szczególnych i szczególnym charakterze
zaprzestanie likwidacji szkół i zaprzestania przerzucania finansowania szkolnictwa publicznego na samorządy
stworzenie osłonowego systemu regulacji finansowych oraz ulg podatkowych dla przedsiębiorstw utrzymujących zatrudnienie w okresie przestoju produkcyjnego
W dużym tekturowym pudle pikietujący spalili symboliczne umowy śmieciowe.
Liderzy związkowi zanieśli postulaty wojewodzie i marszałkowi. - Trzeba wiedzieć, kto tworzy miejsca pracy. Na razie nie związkowcy, a pracodawcy i to w ich głos rząd powinien się szczególnie wsłuchiwać w obecnej sytuacji gospodarczej - tak wojewoda Ryszard Wilczyński odpierał argumenty związkowców oczekujących, że rząd wycofa się z pomysłu wprowadzenia do Kodeksu pracy zapisów o elastycznym czasie pracy.
Dzisiejsza pikieta Opolan była głosem poparcia dla strajku generalnego, który przeprowadzili związkowcy na Górnym Śląsku.
Czterech mężczyzn z Brzegu pytanych o to, czy wierzą w powodzenie takich protestów, odpowiedziało, że to jedyny sposób na wyrażenie tego, co czują.
- Moje dorosłe dzieci nie pracują, bo nie mają pracy albo oferuje im się głodowe pensje. Żona też nie ma zatrudnienia. Musimy się utrzymać z mojej jednej pensji. Czy to normalne? - pytał jeden z nich.