Potwór z Piotrowic Nyskich. Pierwszy na Opolszczyźnie dostał dożywocie

Klaudia Bochenek
Siedem lat temu uprawomocnił się pierwszy na Opolszczyźnie wyrok dożywocia. Odsiaduje go Szczepan W. z Piotrowic Nyskich. Latem 2000 roku zgwałcił i bestialsko zamordował dwie kobiety.

Do dziś na samo wspomnienie o Szczepanie ludziom w Piotrowicach jeży się włos na głowie. Był 6 sierpnia 2000 roku, 42-letnia Władysława Ś. Z Kałkowa pasła spółdzielcze krowy. Tamtej niedzieli nie wróciła na obiad z pracy.

Zaniepokojona matka zgłosiła zaginięcie córki, rozpoczęły się poszukiwania. Policja, straż pożarna, mieszkańcy, pogranicznicy przeszukali okolicę. Na próżno - po Władysławie wszelki ślad zaginął. Ludzie zaczęli kojarzyć jej zniknięcie z pojawieniem się Szczepana W., niedawno wyszedł na wolność. Matka Władysławy też o nim pomyślała. Kilka dni wcześniej córka z przerażeniem opowiadała, że napastował ją na łące mężczyzna, onanizował się na jej oczach. Uciekł spłoszony przez jakiegoś chłopca. To właśnie był Szczepan W.

Gwałciciel budzi strach
43-letni, wysoki, szpakowaty, przystojny. Jako mężczyzna mógł się podobać, ale w kobietach budził przerażenie zamiast pożądania. Był zwyrodnialcem, wielokrotnym gwałcicielem, recydywistą. Już jako podrostek swój seksualny popęd wyładowywał na kurach.

- Nie raz znajdowaliśmy zgwałcone ukatrupione ptaki. Porozrywane i całe we krwi - opowiadali wówczas mieszkańcy wsi.

Sąsiedzi odwracali głowy, gdy biegał nagi po ogrodzie, obnażał się nawet na cmentarzu w Kałkowie, gdy przychodził na grób swojej matki. Małe dziewczynki opowiadały rodzicom, że widziały pana na rowerze, który pokazywał im "takiego dużego pisiorka". Ludzie czuli się bezradni. Ale nie wszyscy.

W maju 2000 roku przed oborą zatrzymał jedną z mieszkanek Piotrowic. Proponował seks. Kobieta narobiła krzyku, Szczepan W. spłoszył się i uciekł. Mąż napadniętej postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość. Pięścią na jakiś czas wybił Szczepanowi W. popęd seksualny.

Od gwałtu do gwałtu
Pierwszy raz zgwałcił w 1974 roku, jeszcze "za łebka". Sąd potraktował to jako błąd młodości - po kilku miesiącach odsiadki W. wyszedł na wolność. Dwa lata później za kolejny gwałt nyski sąd skazał go na 2,5 roku więzienia, a w 1980 r. za następny dostał kolejne pięć lat. W 1984 został warunkowo wypuszczony na wolność. Wówczas brutalnie zgwałcił młodą dziewczynę.

- Może i wtedy by zabił, ale zobaczył ich wopista i zawiadomił policję - wspominali po latach sąsiedzi.

Za ten bestialski czyn dostał już 12 lat, ale po ośmiu znowu wyszedł. I znowu zgwałcił. Sąd odwiesił mu karę, dołożył kolejne półtora roku i tym sposobem przesiedział w więzieniu w Grodkowie do marca 1999 roku. W 2000 r. 43-letni W. miał przesiedzianych 20 lat w więzieniu.

Nic dziwnego, że po zniknięciu Władysławy Ś. stał się pierwszym podejrzanym, zwłaszcza że nagle zniknął. Policja bezskutecznie szukała go przez 2 dni. Wreszcie zniecierpliwieni mieszkańcy wsi wzięli sprawy w swoje ręce. Zaczaili się pod jego domem. Do dziś miejscowi wspominają wielki pościg po polu kukurydzy. Gdyby nie policja, którą ktoś zaalarmował, Szczepana W. już by wśród żywych nie było…
- Mało brakowało, a nie byłoby kogo posadzić na ławie oskarżonych - przyznaje Anna Kawecka, szefowa nyskiej prokuratury, która chociaż tej sprawy nie prowadziła, pamięta ją dokładnie.

W jeżynowym chruśniaku
Po zatrzymaniu od razu przyznał się do zabójstwa i wskazał miejsce, gdzie ukrył ciało 42-latki. Spoczywało kilkaset metrów od miejsca, w którym Władysława Ś. pasła krowy. Pilnował jej pies, czarny kundelek, który codziennie towarzyszył Władysławie w pracy. Tak był do niej przywiązany, że warczał na śledczych, gdy ci próbowali zabrać ciało.

- Ukrył swoją ofiarę w jeżynowych krzakach pod gałęziami - wspomina prokurator, która była na miejscu zbrodni.

Lekarska obdukcja odkryła ponurą prawdę: przed śmiercią kobieta została wielokrotnie zgwałcona. Potem W. udusił ją rękawem flanelowej koszuli i dla pewności dźgnął nożem w brzuch.

- O całej zbrodni opowiadał nam ze szczegółami, bez żadnych emocji. Jak gdyby nigdy nic się nie stało. W każdym razie na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia - wspomina aspirant sztabowy Henryk Basik z nyskiej dochodzeniówki. - To, co on jej zrobił przed śmiercią, nie nadaje się do publikacji.

I nagle policjantów olśniło. Stało się jasne, że Szczepan W. mógł maczać również palce w tajemniczym zaginięciu 28-letniej Krystyny Cz. z Kamienicy pod Paczkowem. Szukali jej już od miesiąca. Od Lata Kwiatów, na które wybrała się ze swoją siostrą i słuch po niej zaginął.

Na imprezie poznała jakiegoś mężczyznę, siostry się rozłączyły, postanowiły, że wrócą do domu oddzielnie.

Gdy poszukiwania kobiety nic nie dały, policja podejrzewała, że Krystyna Cz. po prostu wyjechała, nikogo nie informując.

Szczepan W. przyznał się do zamordowania Krystyny Cz. jeszcze tego samego dnia.
- Wskazał też miejsce, w którym zakopał zwłoki - opowiada prokurator Kawecka.
W eskorcie policji Szczepan W. nocą poprowadził śledczych do miejsca zbrodni, podotmuchowskiego zagajnika. Opowiedział, jak zgwałcił swoją ofiarę, a później udusił.
Kompromitacja policji
Bestialskie mordy sparaliżowały Piotrowice i wszystkie okoliczne wsie. Mieszkańcy zaczęli zadawać pytania: dlaczego policja nie reagowała wcześniej, dlaczego Szczepan Sz., patologiczny gwałciciel i zboczeniec, w więzieniu nie trafił na leczenie, choć po każdym wyroku robił to samo? Dlaczego przez miesiąc od zniknięcia Krystyny Cz. śledczy nie powiązali tego faktu z osobą permanentnego gwałciciela, znanego w całej okolicy?

Na komisariacie w Otmuchowie zarządzono kontrolę komendanta wojewódzkiego. Policja tłumaczyła, że… miała związane ręce. Nigdy żaden z poszkodowanych i świadków wyczynów zboczeńca z Piortowic nie zgodził się na złożenie oficjalnych zeznań. Nie można więc było go zamknąć, z braku dowodów - tłumaczyli otmuchowscy policjanci.

Kontrola nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Choć przecież policjanci wiedzieli o Szczepanie W. i zawsze mogli go przesłuchać. Wówczas Władysława Ś. by żyła.
Niech nigdy nie wyjdzie

Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Utajniono również uzasadnienie wyroku, ze względu na drastyczny przebieg zbrodni.

W 2002 roku, dwa lata po zabójstwach, Szczepan W. został skazany przez Sąd Okręgowy w Opolu na dożywocie, z zastrzeżeniem, że przedterminowe zwolnienie nie wchodzi w rachubę wcześniej niż po 30 latach odsiadki. To był pierwszy tak surowy wyrok na Opolszczyźnie. Apelację złożyli zarówno oskarżony, jak i obrońca. Nie kwestionowali winy, a domagali się jedynie obniżenia kary z dożywocia na 25 lat. Na próżno. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu utrzymał wyrok w mocy.

- Dożywocie ma na celu zabezpieczenie społeczeństwa przed najgroźniejszymi przestępcami. Zapada tylko w skrajnych przypadkach, gdy mamy do czynienia z maksymalną demoralizacją i najwyższym stopniem szkodliwości działania - uzasadniał Witold Franckiewicz, rzecznik Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.
A za takiego sprawcę z pewnością można uznać Szczepana W. Biegli stwierdzili u niego dewiację polegającą na osiąganiu satysfakcji seksualnej poprzez przełamanie oporu innych osób.

- Nawet dzisiaj, czytając akt oskarżenia po tylu latach, wciąż włos jeży mi się na głowie - przyznaje prokurator Kawecka. - A przecież widziałam już w życiu niejedno, na co dzień mam styczność z tą ciemniejszą stroną ludzkich zachowań i powinnam dawno się uodpornić. Szczepan działał jednak z wyjątkowym okrucieństwem. O jego zbrodniach ciężko jest zapomnieć.

W. miał dwa oblicza, jak doktor Jekyll i mr Hyde. Prokurator Kawecka nigdy nie zapomni, jak doprowadzono go na przesłuchanie: schludnie, czysto ubrany, ogolony, ostrzyżony i uśmiechnięty. Mało brakowało, a by go nie poznała. Po prostu przystojny, ujmujący facet, który budzi zaufanie.

Pierwszą okazję na opuszczenie więzienia Szczepan W. będzie miał w 2030 roku. Skończy wtedy 73 lata. Za mało, by mieszkańcy Piotrowic mogli czuć się bezpiecznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska