Mamy pełne trzy pomieszczenia w piwnicy i jedną wiatę na zewnątrz, bo w budynku już nam się te rowery nie mieszczą - mówi Waldemar Janocha ze Starostwa Powiatowego w Prudniku, gdzie od ponad dekady działa biuro rzeczy znalezionych.
Na około 200 przedmiotów, które zgromadzono przez te lata w prudnickich magazynach, ponad 120 to rowery. Jest też kilkadziesiąt telefonów komórkowych, kilka motorowerów i wózków dziecięcych. I są oczywiście przedmioty, które gubimy najczęściej, czyli portfele i pęki kluczy.
- Z najciekawszych znalezisk mamy flagi państwowe na sztylcu, takie szturmówki, plastikowy traktorek dziecięcy, a nawet... siekierę - wylicza Janocha.
Na szczęście biuro nie musi przechowywać wszystkich znalezisk - urzędnicy mogą odmówić przyjęcia przedmiotów o znikomej wartości.
Dzięki temu przepisowi w starostwie nie przyjęto np. pieńków, które chcieli tu podrzucić policjanci. I bez tego urzędnicy mają ze znaleziskami spory kłopot.
- Wciągu tych lat ludzie odebrali może 15-20 przedmiotów - mówi Waldemar Janocha. - Pozostałe trzymamy, bo ciągle nie ma przepisów wykonawczych, które precyzowałyby tryb, w jakim można przekazać je choćby na licytację do urzędu skarbowego albo przeznaczyć do utylizacji.
Prace nad projektem nowej ustawy o rzeczach znalezionych od kilku lat nie wyszły poza etap uzgodnień między resortami.
- Konsultowałam się z naszymi prawnikami i wychodzi na to, że aby dopełnić wszystkich formalności związanych z pozbyciem się tych rzeczy, musielibyśmy angażować w to nawet sąd - tłumaczy Halina Dzidowska, prowadząca biuro w namysłowskim starostwie. - Dlatego póki jakoś się z nimi mieścimy, to je trzymamy.
Starostwo w Namysłowie i tak nie może narzekać, bo tu sporo roztargnionych odbiera swoje zguby. - Jak tylko ukaże się urzędowa gazetka z ogłoszeniami rozsyłana do mieszkańców, zaraz pojawiają się u nas ludzie, którzy chcą odebrać swoją własność. Wczoraj na przykład było siedem osób - mówi Halina Dzidowska.
Do jej biura także najwięcej trafia rowerów i komórek.
- Z tymi telefonami to prawdziwe utrapienie, bo zwykle są zniszczone, bez baterii i kart. Zamiast je oddać np. do sklepu z używanymi komórkami, ludzie je gdzieś zostawiają, porzucają, a potem ktoś znajduje i przynosi do nas. Wydaje się, że nadają się tylko na śmietnik, ale na jakiej podstawie mam ocenić, że mają znikomą wartość, i odmówić ich przyjęcia? Może ktoś ma zapisane w nich kontakty i chciałby je odzyskać?
Biura nie działają we wszystkich powiatach i np. w Strzelcach Opolskich utrapienie ze znalezionymi rzeczami ma komenda policji, bo tam są składowane. Z kolei w Oleśnie, gdzie biuro prowadzi starostwo, zgub jest wyjątkowo mało: dwa rowery, telefon, torebka damska i cztery zegarki.
- Nowe, ale nie ze złota ani żadne szwajcarskie - śmieje się Andrzej Wiecha ze Starostwa Powiatowego. - Nie ma tego dużo, ale też, prawdę mówiąc, nie pamiętam, by ktoś odebrał od nas jakąś rzecz.
W Oleśnie trafiła się za to prawdziwa perełka: radiosonda meteorologiczna. Trochę trwało, zanim urzędnicy odkryli przeznaczenie mieszczącego się na dłoni pudełka, ale sprawę wyjaśnili im pracownicy instytutu meteorologii.
To urządzenie, które kiedyś unosiło się w atmosferze na balonie. Zużyte ma już znikomą wartość materialną, ale może większą sentymentalną.