Powódź w Opolu. Wał na Metalchemie trzyma. Trudna sytuacja w Zimnicach Małych. Sytuacja w gminie Dobrzeń Wielki. Raport z 23.00

fot. Krzysztof Świderski
Cały dzień ważyły się losy dzielnicy przemysłowej Metalchem w Opolu, gdzie na wałach ułożono ponad 70 tysięcy worków z piaskiem. Niestety, woda wdarła się do domów na Półwsi i w Groszowicach. Poziom wody w Odrze w Opolu wynosił 794 cm (godz. 23.00).
Zalewane ogródki dzialkowe przy Czestochowskiej w Opolu

Zalewane ogródki działkowe przy Częstochowskiej w Opolu

Opole samo mierzy wodę

Opole samo mierzy wodę

Pracownicy wydziału zarządzania kryzysowego w urzędzie miasta sami sprawdzali dziś wysokość wody na Odrze w Groszowicach. Okazuje się bowiem, że Opole nie ma już zaufania do danych, jakie przekazuje do ratusza centrum zarządzania kryzysowego, działające przy wojewodzie.

- Dane, jakie stamtąd otrzymaliśmy podczas powodzi, już kilkakrotnie okazały się mało wiarygodne - słyszymy nieoficjalnie.

Dziś o godzinie 17.00 zgodnie z pomiarem urzędu miasta wysokość fali powodziowej wynosiła 790 cm. Tymczasem oficjalny komunikat na stronie wojewody mówił o poziomie 795 cm. - Rzeczywiście, zdecydowaliśmy się na własne pomiary - potwierdza Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta, którego poprosiliśmy o wyjaśnienia. - Stało się to po tym, gdy prognozy mówiły o fali w Opolu na poziomie 740 cm, a w rzeczywistości było o 60 cm więcej. Dla nas tak duża różnica jest nie do zaakceptowania. Gdybyśmy wiedzieli o wyższym stanie, to inaczej przebiegałaby obrona miasta.

Kordian Michalak, rzecznik wojewody nie chciał oceniać decyzji ratusza. Przypomniał tylko, że dane podawane przez centrum pochodzą z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
- I my nie mamy prawa podawać innych - podkreśla Michalak.

Los Metalchemu rozstrzygnie się między Odrą a Grotowicami. Na wale, jakieś półtora kilometra od zakładów i osiedla mieszkaniowego. W miejscu, przez które woda przedarła się w 1997r.

- Będzie cud, jak ten wał wytrzyma - mówił dziś Ryszard Zembaczyński, prezydent Opola, który po południu był na miejscu - Jest bardzo groźnie. Jeśli pojawi się wyrwa, nawet na pół metra, to za chwilę będzie dziura na 120 metrów, a wtedy sytuacji już nie opanujemy.

W czwartek wał był już tak nasiąknięty, że nie dało się po nim jeździć. Traktory podwoziły przez pola worki z piaskiem. Pracownicy działających na Metalchemie przedsiębiorstw, wspomagani przez strażaków, żołnierzy i więźniów, roznosili worki na plecach. Po koronie wału - który od wielu lat nie był remontowany - krążyło nieustannie 80 mężczyzn.

Od wtorku, kiedy rozpoczęła się obrona dzielnicy, wały wzmocniono ponad 70 tysiącami worków.
- Będzie dobrze - mówił wczoraj z nadzieją w głosie Czesław Rogóż, pracownik jednej z firm. - Choć wody przybywa, tak ze 2 cm na godzinę, to jest jej wyraźnie mniej niż 13 lat temu.

Powódź na Opolszczyźnie. Aktualny raport, bieżące informacje

- Teraz mamy przynajmniej doświadczenie, wiemy, co i jak robić - dodawał Janusz Zajączkowski, prezes firmy APC Presmet, który kierował akcją. - Wytrzymamy, ale pod warunkiem, że woda podniesie się nie więcej niż o 30 centymetrów.

W pobliskich Grotowicach mieszkańcy też walczyli z wodą podchodząca pod zabudowania. Po południu podeszła pod trzy domy i sklep. Co chwilę podjeżdżały tam wywrotki z piaskiem, policjanci radiowozami przywozili kartony plastikowych worków. Napełnione piaskiem układano wzdłuż jezdni, od strony rzeki.

Około 15.00 rozpoczęła się budowa brakującego, 40-metrowego odcinka wału tuż przy drodze.
- Kilka lat temu go rozkopano, bo robiono kanalizację. I "zapomniano" odbudować. Jak miasto mogło dopuścić do takiego niedbalstwa?! - pytali oburzeni mieszkańcy Grotowic.

Przy ulicy Oświęcimskiej 224, w ostatnim domu przed granicą Opola, państwo Urszula i Józef Sobotowie z niepokojem obserwowali wodę, powoli zalewającą podwórze.

- Co się dało, wynieśliśmy na piętro - opowiada pan Józef, piwnice i garaż mamy puste. Może nie będzie tak źle jak w 1997 roku.

- Wszyscy nam pomagają - dodawała wzruszona pani Urszula. - Wczoraj policjanci i straż graniczna, dzisiaj strażacy.

- Przysłano nas ze szkoły pożarniczej z Częstochowy, z kursu podoficerskiego - wyjaśniał Michał Jeżewicz, strażak z Katowic - Robimy, co do nas należy, ale wody nie wyniesiemy na plecach...
Metalchem, Grotowice i Groszowice (ulica Augustyna) nie były jedynymi miejscami, gdzie walczono z powodzią. W czwartek znacznie wzrósł poziom wody w rejonie przy zamkniętej dla ruchu obwodnicy północnej. Na Półwsi woda podeszła pod halę Makro oraz pod domy przy ulicy Partyzanckiej.

Całkowicie od miasta została odcięta ul. Spokojna. Około godziny 11.00 strażacy ewakuowali ostatnich mieszkańców, którym zapewniono darmowe noclegi i wyżywienie.

- Zostałem z synem do końca, bo w 1997 roku okradziono nam dom. Dłużej jednak czekać nie chciałem, bo wody miałem już w mieszkaniu 60 centymetrów i stale przybywało - opowiadał Jan Piątek.
Na dom i podwórko pełne brudnej wody przy ulicy Partyzanckiej ze smutkiem patrzył Adam Romanów.

- Pytaliśmy we wtorek w urzędzie miasta, czy nas zaleje - mówił Romanów. - Kilka razy powtarzali, że woda nie jest na tyle duża, żeby i do nas podeszła. Nie uwierzyłem. Przezornie wszystko przenieśliśmy na piętro. Nie mam żalu o zalanie, bo dom jest w strefie zalewowej, ale o to, że tak długo nas zwodzili. Gdzie ta stabilizacja Odry, skoro cały czas u mnie przybiera?

Z wielką wodą walczyli także na ulicy Nizinnej, gdzie nowy przepust w wale, który miasto wybudowało zaledwie kilka lat temu, nie wytrzymał naporu wody.

- Spartolili go i tyle, a teraz my musimy obkładać go workami z piaskiem i pompujemy wodę, będziemy walczyć całą noc - opowiadają mieszkańcy i strażacy.

Też mają duży żal do władz miasta, bo sami musieli zacząć ratowanie przepustu. Cały dzień dowożono worki i piasek, pompowano wodę.

- Czy nikt nie rozumie, że jeśli my tu tę walkę przegramy, to powódź może mieć otwartą drogą na spory fragment Zaodrza? - dziwił się pan Antoni, który wspólnie z kilkudziesięcioma ludźmi pakował piasek do worków.

W nocy na wale mieszkańcy pełnili wartę. Ludzie byli pełni obaw, bo pojawiały się przecieki, a woda uchodziła także pod tamą, którą zbudowano w miejscu uszkodzonego przepustu.

- Mamy nadzieję, że wał wytrzyma i dziś będzie lepiej - oceniał Lucjan Szymaniec, koordynujący akcję.
Ale to nie był jeszcze koniec kłopotów w Opolu. Brudna woda z Odry wdarła się na kąpielisko Bolko, pojawiła się również w zoo na wybiegu gepardów. Tymczasem ogród miał być chroniony przed wielką wodą.

- Nawalił nam jeden przepust, ale położyliśmy worki z piaskiem i pompujemy wodę. Jesteśmy dobrej myśli - mówi wieczorem Lesław Sobieraj, dyrektor zoo.

U opolan tej dobrej myśli jednak często brakowało. Ludzie z niepokojem wpatrywali się w wały. Tym większym, że poziom wody okazał się wyższy niż początkowo szacowano. Z 740 cm zrobiło się 795 cm.

- Dla mnie taka różnica jest niemiłym zaskoczeniem, na razie niewytłumaczalnym - przyznał po południu Rajmund Dorotnik, naczelnik wydział zarządzania kryzysowego w urzędzie miasta. - Ta wyższa woda nie zmienia jednak faktu, że Zaodrze, Pasieka i Centrum są bezpieczne. Czwartek nam to potwierdził.
Późnym wieczorem woda zaczęła delikatnie opadać na poziom 789 cm.

- Na razie to niewiele, odetchniemy jak ubędzie z kilkadziesiąt centymetrów- mówił w nocy Dorotnik.

Oczy zwrócone na Turawę

Otaczające Opole wsie walczą z wodą od kilkudziesięciu godzin. Czarnowąsy, Dobrzeń Mały i Kąty Opolskie zalało nocą, okolice Ozimka cieszą się z coraz niższej wody, a Zimnice Małe z sąsiadami obserwują przeciekający wał.

Jezioro Turawskie będzie spuszczać swobodnie wodę, nawet 180 m sześciennych na sekundę. Ta informacja sparaliżowała rano kilka wsi poniżej śluzy na zbiorniku.

- Przecież pędząca woda zaleje nas błyskawicznie! - mówili zdenerwowani mieszkańcy Osowca, Węgrów, Trzęsiny. To oni, razem z Kotorzem Małym i Wielkim przy takim zrzucie byliby poważnie zagrożeni.

Aktualny stan wody w opolskich rzekach

Informacja okazała się plotką, od godz. 9.00 z jeziora wypuszczano 90 m sześc. na sekundę.

- Przy takiej ilości wody nic nam nie grozi - mówi Waldemar Kampa, wójt Turawy, śledząc ilość wody wpływającej do jeziora, a także jej poziom w zbiorniku. Po południu do jeziora wdzierało się 139 tys. m sześc./sek. Prognozy mówiły o wzroście o pięć metrów i stabilnej sytuacji przynajmniej do rana. W położonych najniżej Węgrach woda poza małymi wyjątkami trzymała się dziś koryta.

- U nas nigdy nie było powodzi i oby tak dalej - komentuje Gabriela Świerc z ul. Pustkowskiej, która przezornie ułożyła worki na piwnicznych oknach.

W oddalonych o kilka kilometrów Luboszycach strażacy utworzyli z worków mały wał. Przewidują, że przy obecnym poziomie wody ich wsi nic nie zagraża.

Optymizmu nie podzielają mieszkańcy leżących niżej Czarnowąs, gdzie Mała Panew przerwała dziś nad ranem wał po zachodniej stronie wsi. Woda przedostała się na część wschodnią, zalewając ul. Wolności z przyległościami na długości kilkuset metrów.

W sąsiednich Borkach kilkudziesięciu, a potem nawet dwustu ochotników od wtorkowego wieczora z powodzeniem ochrania wieś przed zalaniem ze strony Odry.

- Dzięki tej pomocy nie zalało u nas jeszcze ani jednego domu - cieszy się Weronika Zowada, sołtys Borek.

Dobrzeń Mały nie miał tyle szczęścia - krótko po północy w ciągu godziny woda, zalewając kilka ulic, doszła do Opolskiej.

- Wieczorem zaczęła jakby lekko opadać, więc jesteśmy dobrej myśli - mówią mieszkańcy wsi.
Po drugiej stronie trasy Opole - Namysłów służby pompują wodę z okolic stacji rozdzielczej Elektrowni Opole, przy oczyszczalni ścieków ułożono natomiast wał z worków.

- Na miejscu cały czas pracuje kilkadziesiąt osób - relacjonuje Henryk Czech, rzecznik zakładu, przy którym zamknięto most. Ruch z Opola kierowany jest drogą na Brzezie przy elektrowni, z Namysłowa przez Kup. Droga z Kępy przez Krzanowice też jest zamknięta. Z powodu przesiąkania wału w okolicach Chróścic z przysiółka Babi Las ewakuowano kilkanaście rodzin.

Po drugiej stronie Małej Panwi nastroje z godziny na godzinę są coraz lepsze. W Ozimku i Krasiejowie woda opadła o około pół metra, tak samo na odcinku rzeki w Jedlicach. Nie znaczy to jednak, że zakład jest całkowicie bezpieczny.

- Naszym największym zmartwieniem cały czas jest kanał ściągający wodę ze Schodni, który płynie przez hutę - mówi Zbigniew Koziarz, szef sztabu antykryzysowego w Ozimku. Sytuacja jest stabilna. Halę wannową ochraniają płaszcze wodne, woda z okolic huty pompowana jest do rzeki.

W Zimnicach Małych wał jest tak słaby, że strach go nawet naprawiać

Wielką próbę mają przed sobą mieszkańcy Zimnic Małych i czterech sąsiednich wsi wzdłuż Odry. To tu dzis o 16.00 odstąpiono od umacniania podciekającego dołem wału.

- Zrezygnowaliśmy z walki w momencie, gdy chodzenie po podtapianej grobli stało się niebezpieczne - mówi Krzysztof Wysdak, wicestarosta opolski. Burmistrz Prószkowa zarządziła bezwzględną ewakuację gospodarstw leżących najniżej.

- Nie mogę pozwolić na narażanie ludzi, których domy zalało w 1997 roku całkowicie - mówi burmistrz. Zimniczanie cały dzień spędzili razem na ulicy. Wszyscy ewakuowani znaleźli miejsca u sąsiadów, znajomych i rodzin.

- Wał nie wygląda dobrze, ale wszyscy jesteśmy dobrej myśli - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska