Problem, który odpłynął

Lina Szejner
Zbyt rzadko w telewizyjnych dyskusjach polityków dotyczących aborcji przewijał się problem ochrony dzieci, które już są. Zdumiewające, że w naszym kraju, w którym przyrost naturalny drastycznie maleje, nie potrafimy dzieciom, które mamy, zapewnić dobrych warunków życia i rozwoju.

Holenderski statek aborcyjny opuścił polskie wody terytorialne. Skończyły się dyskusje nad tym, czy usuwanie ciąży powinno być legalne, czy nie. Koniec sprawy. Do następnego przypływu.
Naiwnie sądziłam, że będzie to pretekst do rozmów (a potem decyzji) także o dzieciach już urodzonych, ponieważ jestem za ochroną życia w każdej jego fazie.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że aborcję też traktuje się w naszym kraju jako temat polityczny, a nie społeczny czy etyczny. Nic dziwnego. Jak zawsze przy takich dyskusjach, można skończyć na uchwaleniu (lub - nie) określonej ustawy. I na tym koniec. Czyja wersja "przejdzie" - tego wygrana. Problem tylko pozornie rozwiązuje się łatwo, bo raz po raz wynurza się z naszego społecznego chaosu jak ten statek zza horyzontu.
Zbyt rzadko w telewizyjnych dyskusjach polityków dotyczących aborcji przewijał się problem ochrony dzieci, które już są. Zdumiewające, że w naszym kraju, w którym przyrost naturalny drastycznie maleje, nie potrafimy dzieciom, które mamy, zapewnić dobrych warunków życia i rozwoju.
Na Zachodzie kobietom, które zostają matkami, rządy przyznają konkretne kwoty "pępkowego", a dzieci traktuje się jak dobro narodowe. U nas skrócono urlopy macierzyńskie i obcięto zasiłki porodowe, a ci sami, którzy całym sercem popierają ochronę poczętego życia, jako pracodawcy nie chcą zatrudniać kobiet bo (może?) będą miały dzieci, a one z punktu widzenia nowoczesnej ekonomii po prostu zawsze zwiększają koszty firmy.
Odpowiedzialne rodzicielstwo polega na tym, by najpierw - nim powoła się na świat pisklę - uwić gniazdo. Przeczytałem akurat rozpaczliwy list młodej kobiety przysłany na konkurs "Moje życie bez pracy". Ma skończone wyższe studia, dobrego męża i z niepokojem patrzy w kalendarz. Wkrótce mnie najlepszy czas na urodzenie dziecka. Nie ma go dotąd, ponieważ kobieta nie może znaleźć pracy, a jej mąż za mało zarabia, by utrzymać całą trójkę.
A po co czekać - powie pan poseł z telewizji, którego nazwiska, ani opcji politycznej nie pamiętam. Jak kogoś nie stać, to można przecież i tak dziecko urodzić, a potem oddać takiej rodzinie, która ma dom i pieniądze, ale dzieci mieć nie może. Można pójść dalej, jak kobieta, którą opisywała właśnie "NTO" - i sprzedać dziecko rodzicom do adopcji. Grozi za to przecież mniejsza kara, niż za aborcję czy zabójstwo niemowlęcia.
Mam wrażenie, że takie rozwiązania podpowiada niektórym naszym parlamentarzystom ciężko chora wyobraźnia. Idąc dalej jej tropami, najlepiej byłoby, żeby wszystkie dzieci, które się z biedy nie narodzą i w biedzie narodzą, pooddawać tym, którzy chcą. Jak nie w kraju - to za granicę.
Wtedy nie trzeba będzie zadawać sobie takich pytań, jak to się mogło stać, że dzieci giną z pola widzenia sąsiadów, szkoły, kuratora, policji, znajduje się je w beczkach. Jak to się dzieje, że coraz częściej rodzice bezlitośnie maltretują kilkulatki i nikt nie staje w ich obronie? Wtedy nie trzeba będzie rozwiązywać takich problemów, z jakimi borykała się matka dwojga dzieci z porażeniem mózgowym, która ofiarnie opiekowała się nimi przez kilkanaście lat, a wreszcie nie wytrzymała i doszła do wniosku, że śmierć jest dla nich najlepszym wyjściem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska