Prof. Dzik: - Dinozaur to szansa

Redakcja
Profesor Dzik jest odkrywcą pochodzącego sprzed 230 mln lat silezaura z Krasiejowa.
Profesor Dzik jest odkrywcą pochodzącego sprzed 230 mln lat silezaura z Krasiejowa.
Prof. Jerzy Dzik, wybitny paleontolog: - W Krasiejowie ogromny gmach, który tylko częściowo znajduje się nad złożami kości. To tylko jeden z wielu błędów

- Odkrył pan kolejnego dinozaura, tym razem pod Lublińcem. To dość blisko Ozimka i Krasiejowa, gdzie odkopał pan przecież wcześniej szczątki silezaura. Co łączy te znaleziska?
- Szczątki z Lipia Śląskiego są młodsze o około 20 milionów lat od tych krasiejowskich. Oba znaleziska powstały w podobny sposób: w Lipiu, jak w Krasiejowie, płynęła rzeka pełna wód nasyconych węglanem wapnia, który konserwował kości. Niosła ona z południa szczątki zwierząt i osadzała je na tutejszych terenach. Od trzech lat moi młodzi współpracownicy, dr Tomasz Sulej i doktorant Grzegorz Niedźwiecki prowadzą badania, i wykopaliska. To ich praca doprowadziła do odkrycia dinozaura z Lipia.

- Który dinozaur jest ważniejszy: opolski silezaur czy ten z Lipia?
- To zależy od punktu widzenia. Dla dzieci przedszkolnych jest ważniejszy dinozaur z Lipia, bo jest późniejszy, a więc i większy, i przez to bardziej przerażający. Natomiast z punktu widzenia ewolucji silezaur jest ważniejszy, bo najstarszy, wypełnia lukę w wiedzy o wczesnej ewolucji dinozaurów. Jeśli za dinozaury uznamy zwierzęta, które miały wąską miednicę i biegały na kończynach, opierając się o trzy palce - to silezaur jest pradinozaurem.

- Jak mieszkańcy i władze gminy Pawonków przyjęli to znalezisko? Wiem, że przed chwilą brał pan udział w uroczystości otwarcia w Lisowicach pierwszej paleontologicznej ekspozycji...
- Tak. Tam jest wielki entuzjazm, podejrzewam, że większy niż niegdyś w Ozimku i w Opolu.
- U nas niektórzy z decydentów sprawiali wrażenie przerażonych: mamy kłopot, lepiej było tego nie odkrywać, bo teraz trzeba coś z tym zrobić.
- Ostatecznie jednak doświadczenia krasiejowskie pokazały, że można tylko zyskać. Z takim znaleziskiem wiąże się spora popularność i reklama za darmo. Władze Lipia i gminy Pawonków zdają sobie sprawę, że należy robić wszystko, aby ta sława miała pozytywny, a nie negatywny wydźwięk. Więc podchodzą do znaleziska z większym zrozumieniem, niż to miało miejsce w pionierskich czasach krasiejowskich.

- Nie powtórzą naszych pionierskich błędów?
- Dobrze byłoby uczyć się na błędach innych, ale doświadczenie życiowe podpowiada, że pokusa popełnienia własnych błędów jest nie do przełamania. Zobaczymy więc, jak to będzie.

Sylwetka

Sylwetka

Jerzy Dzik, paleontolog polski, ewolucjonista, profesor Instytutu Paleobiologii Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Warszawskiego, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. Odkrywca pochodzącego sprzed 230 mln lat silezaura z Krasiejowa, o czym poinformował w 2002 r. Niedawno jego zespół ogłosił kolejne odkrycie, tym razem w Lipiu Śląskim koło Lublińca znaleziono szczątki dinozaura drapieżnego, praprzodka słynnego krwiożerczego tyranozaura.

- Znów głośno jest o krasiejowskich wpadkach. Ich konsekwencje odczuwamy do dziś, bo wciąż nie mamy profesjonalnego dinoparku. Warto więc przestrzec innych przed naszymi błędami.
- Dlatego mówię o nich teraz bardzo głośno, bo chcę się zabezpieczyć, także w Lipiu Śląskim, przed powtórką wydarzeń z Opolszczyzny. W Opolu głównym problemem było wybranie projektu architektonicznego pawilonu wystawienniczego bez konsultacji z nami, naukowcami, którzy te wykopaliska prowadzili. To był błąd podstawowy i wystarczający powód, aby wszystko później poszło źle.

- Pamiętam, że pan głośno mówił, także w prasie, że zamiast gigantycznego betonowo-szklanego budynku w miejscu tym ma stanąć lekka konstrukcja, wewnątrz której będą prowadzone wykopaliska na żywo, na oczach zwiedzających...
- Pisałem memoriały, przekazywałem szkice...

- Komu?
- Władzom gminnym, przedstawicielom urzędu marszałkowskiego, powstającego stowarzyszenia Dinopark. Marzyło mi się, aby konstrukcja architektoniczna, po pierwsze, była zgodna z wymogami muzealno-wystawienniczymi tego rodzaju ekspozycji. Po drugie - aby była powiązana z lokalnymi tradycjami, łącznie z materiałami, jakich miano tam użyć. Ale stało się inaczej.

- A usadowienie krasiejowskiego pawilonu?
- To kolejny błąd. Znów zignorowano zalecenia naukowców. W Krasiejowie posadowiono pawilon w miejscu innym, niż znajdowało się złoże, a przecież założenie było proste: pawilon ma być nad złożem, ochraniać je. Tymczasem wybudowano ogromny gmach, zupełnie nie przystający do rozmiarów złoża, który tylko częściowo znajduje się nad kośćmi. I jeszcze jeden kuriozalny błąd: pomysł, aby kościonośne warstwy znajdowały się pod szkłem, podczas gdy każdy głupi wie, że gdy patrzy się pod kątem na szkło, to widać tylko refleksy! A nie to, co znajduje się pod spodem. Uznaliście, i mówię to także do środowiska dziennikarskiego, że "warszawka" nie będzie nami rządzić...

- Pamiętam ten moment: setki kości zostało wywiezionych do Warszawy i dlatego w prasie upomnieliśmy się o nie. Nikt w nto nie głosił: naukowców już nie słuchamy, bo się wymądrzają. Co więcej, w naszej gazecie autorzy projektu deklarowali, że będą się konsultować z naukowcami...
- Owszem raz przyjechali, poznaliśmy się, wymieniliśmy uśmiechy, porozmawialiśmy serdecznie... Potem nie było żadnych konsultacji. Gdyby były, to nie realizowano by kuriozalnych pomysłów wbrew sztuce wystawienniczej. Powtarzam: ich projekt powstał bez udziału naukowców. Podczas budowy improwizowaliśmy, bo widząc pewne rozwiązania, monitowałem u władz. Tu muszę powiedzieć, że wiele dobrego dla budowy pawilonu zrobił wiceburmistrz Ozimka, Marek Korniak. Reagował na moje uwagi. Na przykład doprowadził do tego, że samo znalezisko nie jest już pod szklaną podłogą. W ogóle to muzeum miało być pierwotnie szklanym pudełkiem. Nawet dach miał być szklany, udało się od tego odejść. Ale szklanych ścian już nie mogliśmy zlikwidować, teraz muszą być zasłonięte, by można było tam cokolwiek oglądać. Umieszczenie eksponatów w szklanym pudle jest naruszeniem najbardziej elementarnych zasad wystawiennictwa muzealnego, kompletne dyletanctwo.

- Pamiętam spotkania w urzędzie marszałkowskim, byli na nim przedstawiciele Muzeum Śląska Opolskiego, Uniwersytetu Opolskiego. I nikt z nich nie zauważał tego kompletnego - jak pan mówi - dyletanctwa?
- Może były spotkania, ja w nich nie uczestniczyłem, nikt nie prosił mnie o opinię. Choć podkreślam, że zawsze byłem i jestem do usług Opolan, przyjeżdżałem na każde wasze wezwanie, na przykład gdy kości mokły pod prowizorycznym zadaszeniem. I w dalszym ciągu służę konsultacjami.

- Może błędem było, że nie wywieziono wszystkich kości do Warszawy?
- To już pani prowokacja. Przecież nie było innego wyboru, sama pani o tym pisała, jak zostawić kości na Opolszczyźnie. Ja też uważałem, że to szansa dla regionu. A naturalnym zapleczem naukowym miał być Uniwersytet Opolski. Źródłem finansowania mogły być władze wojewódzkie, które nie finansowałyby przecież prac badawczych na Uniwersytecie Warszawskim. Liczyłem i nadal liczę że Uniwersytet Opolski będzie zdolny do prowadzenia naukowej opieki nad pawilonem.

- Jakie warunki musi spełniać Uniwersytet Opolski, aby sprostać tym nadziejom?
- Przede wszystkim musi mieć kadrę. O tę kadrę trzeba zadbać: aby była i nie odchodziła z uczelni. Trzeba ją sobie wykształcić. Gdy często bywałem na wykopaliskach, gdy prowadziłem tam obozy naukowe, to pojawiali się pełni ambicji i zdolni studenci opolscy. Uniwersytet musi stworzyć taką atmosferę, żeby młodzi i starsi pracownicy skoncentrowali się na wspólnym celu, a nie na tym, kto jest ważniejszy. Morale tej grupy musi być najwyższej jakości.

- Pan ma takie zespoły, i w Polskiej Akademii Nauk, i na Uniwersytecie Warszawskim. Proszę powiedzieć, jak długo trwa tworzenie "profesjonalnej ekipy". Przecież na krasiejowskich wykopaliskach opolscy studenci pojawili się już osiem lat temu.
- To trwa długo... Też miałem problemy z zapełnieniem luki pokoleniowej, ale trzeba to robić konsekwentnie i stale. A owe osiem lat to w zasadzie czas wystarczający, aby na UO był już zespół związany z Krasiejowem. Gdy prowadziłem wykopaliska, wypromowałem parę młodych ambitnych studentów. Gdyby ten proces trwał dalej, to moglibyśmy już przebierać w pracownikach naukowych.

- I znów przypomina się kolejna z konferencji naukowych w Opolu, poświęcona m.in. wykopaliskom w Krasiejowie. Ówczesny rektor Stanisław Nicieja deklarował: Teraz postawimy na Krasiejów!
- Może znów zabrakło konsekwencji. Ja też doskonale pamiętam kilka spotkań w uniwersyteckim gronie, gdzie - wydawało mi się - doszliśmy do porozumienia, że na zapleczu pawilonu w Krasiejowie musi powstać zaplecze: badawcze, hotelowe, dla studentów i dla naukowców. To by ich przyciągało z całego świata! Tymczasem dowiaduję się właśnie, że koncepcja została zmieniona i takie zaplecze ma powstać 1,5 km dalej, w budynku pokopalnianym, który jest teraz kompletną ruiną. Ten budynek ma przekazać naukowcom inwestor, który wybuduje w tym miejscu park rozrywki. To kolejny pomysł, przeciwko któremu gorąco protestuję, a to z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli uniwersytet uzależnia się od inwestora prywatnego, to także przejmuje odpowiedzialność moralną za działalność komercyjną tego inwestora. Nie taka jest rola uczelni! Po drugie: takie rozwiązanie osieroca wybudowany za grube setki milionów pawilon. Jeśli już wpompowano w ten szklany dom tyle milionów, to nie trzeba się wahać, by włożyć pieniądze nieporównanie mniejsze, rzędu kilkuset tysięcy, aby stworzyć odpowiednie zaplecze do badań i promocji naukowej, i to zanim kompletnie zbutwieją kontenery popowodziowe, w których teraz studenci urzędują. I mam nadzieję, że aktualne władze województwa do tego doprowadzą. Potrzeba do tego chęci.
- Gdzie prędzej będzie można zwiedzić dinopark i muzeum paleontologiczne: w Krasiejowie czy w Lipiu Śląskim?
- Szansa tylko we współdziałaniu gmin Pawonków i Ozimek. Do samego Krasiejowa turysta może nie chcieć przyjechać. Ale jeżeli będzie miał szlak turystyczny przez Pawonków, Krasiejów, a nawet Dobrodzień, to już co innego. Bo nie wiem, czy Opolanie wiedzą, że w Dobrodzieniu urodził się Georg Guerich, jeden z większych geologów europejskich, odkrywca w południowej Afryce szczątków pierwszych zwierząt prekambryjskich. W przyszłym roku minie 150. rocznica jego urodzin.

- Mamy więc na Opolszczyźnie wciąż dużo atutów, by stać się potęgą paleontologiczną.
- Macie szansę, warto ją w końcu wykorzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska