Rozgrywający Stali Nysa: - Jeszcze się rozkręcamy

Sebastian Stemplewski
Stal Nysa
Stal Nysa Sebastian Stemplewski
Rozmowa z Maciejem Fijałkiem, rozgrywającym I-ligowej Stali AZS PWSZ Nysa.

Zbudowana od podstaw drużyna Stali zajmuje na koniec 2010 roku siódme miejsce z zaledwie trzema punktami straty do trzeciej ekipy w tabeli. Jesteście zadowoleni z dotychczasowych wyników?
- Na pewno możemy mówić, że jest dobrze, ale pamiętając, że zawsze może być lepiej. Ogólna ocena jest pozytywna, zwłaszcza, że startował nowy zespół i potrzebowaliśmy czasu, aby się zgrać i znaleźć wspólny język. Z drugiej strony po meczach z GTPS-em Gorzów i Jokerem Piła czułem niedosyt. Zdobyliśmy tylko po punkcie, a z przebiegu rywalizacji spokojnie mogliśmy pokusić się o sześć. Mamy jedna sporą przewagę nad dziewiątym zespołem, a w play offach o awans można się bić nawet z ósmej pozycji.

Wspomniał Pan o konieczności zgrywania zespołu. Pan miał chyba wyjątkowo trudno, bo wiadomo, że im lepiej rozgrywający zna partnerów, tym gra płynniejsza i skuteczniejsza...
- To jest dla każdego rozgrywającego pewien komfort i ułatwienie, jeżeli z kolegami gra kolejny sezon. W sytuacji Stali wszyscy musieliśmy się podwójnie starać i jak najszybciej wejść w zespół. Mogę powiedzieć, że z każdym treningiem i meczem wygląda to lepiej. Mamy wyrównany dwunastoosobowy skład i staramy się wspierać i szukać jak najlepszych rozwiązań.

Przekonał się Pan już czym jest "Nyski kocioł"?
- To specyficzna hala z wiernymi kibicami. Kilka razy w Nysie grałem w roli gościa i zawsze było ciężko. Teraz mam halę i fanów za sobą i to olbrzymie wsparcie. Wielu kolegów podkreśla, że takiej atmosfery nie ma w wielu innych ośrodkach, a my możemy się z tego tylko cieszyć. Wsparcie kibiców jest bardzo ważne.

Pytam o nyską halę, bo w niej zdobyliście zdecydowaną większość punktów. Co złego działo się z zespołem na wyjazdach.
- Wychodziliśmy z naszego "kociołka", trafialiśmy na dużą halę i były kłopoty, aby się dostosować. Zanim się przyzwyczailiśmy rywal odskakiwał i ustawiał mecz pod siebie. Musimy tą niemoc przełamać, bo bez punktów na wyjazdach wiele nie osiągniemy.

Wygrane jednak przyszły w końcówce rundy. To efekt przełamania, czy może wzmocnień.
- Po części tego i tego. Łukasz Karpiewski i Maciek Krzywiecki w Bielsku-Białej w najważniejszym momencie pociągnęli grę, my ich wsparliśmy i to dało upragnioną wygraną. Mam nadzieję, że to był kluczowy mecz i teraz na obcych halach będziemy prezentować się lepiej i efektywniej.

Macie na koncie dobre spotkania, wpadkę w Będzinie i kilka nierównych meczów. Dużo trzeba poprawić, aby być w ścisłej czołówce?
- Myślę, że naszym największym problemem jest pierwsze ustawienie. Prowadząc nawet trzema punktami, właśnie w nim tracimy przewagę i rywal odskakuje. Jeżeli to wyeliminujemy to będzie bardzo dobrze. Jeżeli dojdzie stabilizacja gry, to spokojnie stać nas na czołową "trójkę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska