Rząd podłożył się z premiami. Komentarz Bogusław Mrukota

Bogusław Mrukot
Bogusław Mrukot
Komentarz Bogusław Mrukota.

Nic tak nie budzi ekscytacji, jak pieniądze władzy. Duże pieniądze. Bo takie są dla zwykłego Kowalskiego kwoty od 65 do 81 tys. zł brutto, które tytułem premii za ubiegły rok otrzymali ministrowie rządu PiS. Poseł PO Krzysztof Brejza, który to upublicznił, wiedział, co robi - wszak połowa Polaków zarabia mniej niż 2,5 tys. zł na rękę miesięcznie. Dlatego PO będzie teraz słuchana, kiedy mówi, że to skok na kasę, że za Donalda Tuska tego nie było. Może się teraz naigrawać, pytając, czy odwołany Antoni Macierewicz dostał 70 tys. zł za niszczenie polskiej armii, a Jan Szyszko tyle samo za niszczenie przyrody. Temat jest wyraźnie niewygodny dla rządu, a premier zapytany o komentarz nie potrafił jasno powiedzieć, czy słusznie dostali czy nie. Na dodatek mówił, że nic nie dzieje się po cichu, że premie są jawne... Tyle że akurat w tym momencie stały się jawne dzięki posłowi Brejzie.

Czy to więc skandal? Nie sądzę, choć formalnie to naciągane. Wszyscy ministrowie dostali mniej więcej podobne premie, więc zamiast tego słowa można bardziej mówić o dodatku do pensji, o jakim nie ma mowy w ich „umowach o pracę”. Ale ważniejsze, czy im się należał. Każdy minister zarabia około 15 tys. zł brutto, razem z ostatnią premią daje to średnio 20 tysięcy na miesiąc, czyli około 5 tys. euro. Za dużo jak na członka rządu blisko 40-milionowego kraju? Uważam, że wcale nie, ale trzeba to jasno powiedzieć Polakom, a nie kombinować z premiami, bo inaczej zostaje niesmak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska