Sarny Małe. Mieszkańcy: - Sołtyska wywinęła nam numer

fot. Jarosław Staśkiewicz
- Oprócz paragrafów są jeszcze stosunki międzyludzkie i dobrosąsiedzkie - przekonuje Adam Myszkiewicz (z lewej).
- Oprócz paragrafów są jeszcze stosunki międzyludzkie i dobrosąsiedzkie - przekonuje Adam Myszkiewicz (z lewej). fot. Jarosław Staśkiewicz
Za maszt telefonii komórkowej Janina Kutna-Siwuchin może zapłacić stanowiskiem. Wieś podzieliła się na jej zwolenników i przeciwników.

O tym, po której stronie jest więcej mieszkańców, przekonamy się w środę podczas zebrania wiejskiego. Głównym punktem obrad będzie wniosek o odwołanie sołtyski. Powód: operator telefonii komórkowej wydzierżawił od jej męża część działki i buduje na niej maszt. A ludzie dowiedzieli się o tym dopiero, kiedy na pole wjechały maszyny.

- Mamy pretensje do sołtysowej, że nie przyszła i nie powiedziała, że na jej działce będą stawiali ten maszt - mówi Wanda Gródecka. - Mieszkam blisko, mam wnuki, każdy się boi o swoje zdrowie.

Maszt stanął na polu, jakieś 100 metrów od drogi, w miejscu, gdzie akurat nie ma zabudowań. - Ale do mojego domu jest stąd ze 150 metrów, a maszt ma mieć 40 metrów wysokości - pokazuje Adam Myszkiewicz, który jest jednym organizatorów protestu przeciwko sołtysce. - Do sąsiadki też jest niedaleko. Z całej wsi tylko jeden Zdzichu wiedział wcześniej o tej wieży.

Zdzisław Lipski nie zaprzecza: podpisał zgodę na poprowadzenie przez posesję, na której mieszka, kabla zasilającego maszt. Kiedy pytamy, czy nie boi się anten, wyciąga z kieszeni komórkę: - Każdy chce to mieć i mieć dobry zasięg. Tak czy nie?

- Byłoby inaczej, gdyby pani sołtys zaprosiła na spotkanie kogoś, kto powiedziałby nam o tym promieniowaniu i wytłumaczył co będzie stawiać. Pewnie byłoby ostro, ale przynajmniej byłaby w porządku wobec nas - mówi Myszkiewicz.

Były sołtys Józef Pastor kręci głową: - Taki numer nam wywinęła. Przecież można było znaleźć jakieś lepsze miejsce, choćby 200 metrów dalej.

Janina Kutna-Siwuchin przekonuje, że to czysta, ludzka zazdrość. - Jeden z protestujących wymyślił sobie, że będę otrzymywała za dzierżawę 8 tysięcy złotych miesięcznie - mówi sołtyska. - Mój mąż wydzierżawił swoją prywatną działkę więc nie miałam obowiązku informowania mieszkańców. Gdyby właściciel tej wieży pojawił się z propozycją u któregoś z protestujących, to na pewno żaden z nich też nie zwoływałby zebrania. A osiągnięcia w mojej 3-letniej kadencji o czymś mówią - przedstawię je na zebraniu i jeśli ludzie zdecydują, że nie spełniłam się jako sołtys, to będzie ich wola.

Adam Myszkiewicz odpiera: - Oprócz paragrafów są jeszcze stosunki międzyludzkie i dobrosąsiedzkie. Dla paru srebrników nie stawia się na szali przyjaźni i dobrej współpracy. Blisko trzydzieści lat wzajemnie sobie pomagaliśmy, a teraz jesteśmy wrogami.

- Nam ten masz nie przeszkadza, żyjemy w dobie techniki, to jest potrzebne każdemu człowiekowi - mówią tymczasem Maria i Kazimierz Lichtańscy. - A że ludzie nie byli pytani, to mają rację. Tyle, że to wina inwestora, a nie pani sołtys. I to nie jest w porządku, że teraz na niej wiesza się psy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska