,,Selekcjonerskie spojrzenie'': Duńczycy nadal są do przejścia

Paweł Janas
Fot. Mecz Raków Częstochowa - FC Kopenhaga
Fot. Mecz Raków Częstochowa - FC Kopenhaga TWITER/RAKOW CZESTOCHOWA
Patrząc na wcześniejsze mecze rywala Rakowa w 4. rundzie kwalifikacji Champions League, odnosiłem wrażenie, że częstochowianie nie mogli lepiej wylosować. Bo to przeciwnik, który teoretycznie nie przewyższał Arisu Limassol, czy Karabachu Agdam. A w każdym razie - podobnie jak oba wspomniane zespoły – wydawało się, że pozostaje w zasięgu mistrzów Polski. I mecz w Sosnowcu zasadniczo tej opinii nie zmienił, bo Duńczycy niczym, naprawdę w żadnym aspekcie gry, nie zachwycili. Co najwyżej, zagrali solidnie, ale bez większego – a nawet żadnego – polotu. I mieli fart.

Szczęście tym razem nie dopisało piłkarzom Rakowa; inna sprawa, że w poprzednich rundach fortuna sprzyjała drużynie z Częstochowy, a w sporcie tak już jest, że – zwłaszcza na dłuższym dystansie – suma szczęścia wynosi zero. Mistrz Polski przegrał pechowo, po przypadkowej bramce, którą stracił już na początku spotkania. Na dodatek był to samobój, a takie niefortunne ,,swojaki'' potrafią najbardziej przyciąć skrzydła. I tak też się stało.

Nadal uważam, że Kopenhaga jest rywalem, którego drużyna spod Jasnej Góry może przeskoczyć, ale skala trudności znacząco poszła do góry. Bo aby myśleć o awansie do Champions League – a chyba nikogo nie muszę przekonywać, jak wielka jest różnica, sportowa i finansowa między tymi rozgrywkami a Ligą Europy – trzeba na wyjeździe coś strzelić. Co oznacza konieczność otworzenia się, a to z kolei może być okolicznością niezwykle sprzyjającą gospodarzom, którzy podobno jak mało kto potrafią wykorzystać atut własnego boiska. Raków miał utrudnione zadanie, aby skorzystać z przywileju. W Sosnowcu grał po raz pierwszy, więc mimo wielu tysięcy kibiców na trybunach piłkarze z Częstochowy z pewnością nie czuli się jak w domu. A na tym poziomie rywalizacji takie detale mogą już mieć znaczenie. Nawet jeśli stadion Zagłębia jest piękny, nowoczesny i funkcjonalny, o czym miałem okazję przekonać się goszcząc na jego otwarciu.

Na Legię też z pewnością przyjadę, robiąc gruntowne porządki znalazłem bowiem medale za tytuły mistrza Polski, które zamierzam przekazać – podobnie jak niedawno zrobiłem to z pucharami – do klubowego muzeum przy Łazienkowskiej. Jest spora szansa, że moja wizyta w stolicy zbiegnie się z meczem grupowym Ligi Konferencji Europy, bo warszawska drużyna znakomicie spisuje się w ofensywie. Traci co prawda za dużo goli, ale we wcześniejszych rundach zdobywała ich więcej od przeciwników. A i w Danii piłkarze trenera Kosty Runjaicia potrafili dogonić wynik.

Dobrze się to ogląda, bo emocji nie brakuje, ale defensywa jest oczywiście do poprawy. Za dużo jest błędów, za dużo niedokładności i dziur w ustawieniu. Z uporem godnym lepszej sprawy każdą akcję legioniści próbują budować od tyłu krótkimi podaniami, przez co często sami wpędzają się w kłopoty. Zamiast od czasu do czasu spróbować zaskoczyć rywala dłuższym podaniem, które dałoby oddech bramkarzowi oraz obrońcom, i pozwoliło spokojnie ustawić szyki. Gołym okiem widać, że brakuje Maika Nawrockiego, ale takie żale już w niczym nie pomogą. Legia zapracowała na europejską szansę już bez tego zawodnika i teraz musi postawić kropkę nad i. Tylko, albo aż.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: ,,Selekcjonerskie spojrzenie'': Duńczycy nadal są do przejścia - Sportowy24

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska