Stal Brzeg - GKS Grodków 2-2

fot. Ryszard Dzwonek
Do "główki“ próbuje dojść Daniel Szylar (biała koszulka). Blokuje go obrońca Stali Łukasz Strząbała.
Do "główki“ próbuje dojść Daniel Szylar (biała koszulka). Blokuje go obrońca Stali Łukasz Strząbała. fot. Ryszard Dzwonek
Goście musieli wygrać i nawet dwa razy obejmowali prowadzenie. Jednak za każdym razem odpowiadał Tomasz Kamiński.

GKS, aby zapewnić sobie utrzymanie, musiał wywalczyć trzy punkty w Brzegu i liczyć na to, że Olimpia Lewin Brzeski, bądź Silesius Kotórz Mały nie wygrają swoich meczów. Choć GKS dwukrotnie prowadził, to nie zdołał wygrać. Rywal miał bowiem Tomasza Kamińskiego, który odpowiadał trafieniem na każdego gola zespołu gości.

Grodkowianie od początku ruszyli na Stal, która jednak przetrwała 10-minutowy napór. Piłkarze z Brzegu stworzyli kilka sytuacji bramkowych, ale to goście wciąż pozostawali groźniejsi. We znaki dawali się szczególnie dwaj szybcy napastnicy.

Daniel Szylar i Krzysztof Raś mieli szansę na otworzenie wyniku, szczególnie groźny był ten pierwszy i to on zdobył upragnione prowadzenie dla przyjezdnych. W 34. min wykorzystał nieporozumienie w brzeskiej obronie i znalazł się sam na sam z bramkarzem, po czym posłał piłkę obok bezradnego Dudzika.

Wynik 1-0 utrzymał się do końca pierwszej połowy, a w drugiej najgroźniejszy zawodnik GKS-u nie był już tak niebezpieczny. - Po przerwie brakowało mi już celnych podań, takich jakie miałem w pierwszej połowie - tłumaczył po meczu Szylar. - Dlatego tych sytuacji tak wielu nie było.

Utrzymujący się rezultat był jednak korzystny dla gości, ale Stal nie zamierzała pozwolić im na zwycięstwo. - Mam duży sentyment do klubu z Grodkowa, bo byłem z nim związany jako zawodnik - mówił po meczu trener Stali Janusz Dziura. - Ale my w każdym meczu gramy o zwycięstwo i tak było też tym razem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mógł nam zarzucić, że nie gramy czysto.

I takich podejrzeń nie mogło być, bo już w 50. min Kamiński soczyście uderzył źle wybitą piłkę przez obrońców i zdobył wyrównującego gola. GKS jeszcze raz wyszedł na prowadzenie po strzale z rzutu wolnego Przemysława Porębskiego i błędzie dobrze spisującego się wcześniej Dudzika, który przepuścił piłkę pod brzuchem.

Goście nie dotrwali jednak z tym wynikiem do końca. Trzy minuty przed upływem regulaminowego czasu Kamiński oddał strzał, z którym nie poradził sobie Kasper Srebrniak. Sparował piłkę na poprzeczkę, ale ta przekroczyła linię bramkową, a dla pewności dobił ją jeszcze Marcin Banowicz.

- Zabrakło nam koncentracji w końcówce meczu - stwierdził Marcin Włodar-czyk, trener GKS-u. - Przeciwnik nie ułatwił nam zadania, to dobrze poukładana taktycznie drużyna. Nam teraz pozostało jeszcze czekać i liczyć na szczęście i na to, że GKS Jastrzębie nie otrzyma licencji i z IV ligi spadną tylko cztery zespoły.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska