Staną przed sądem za nielegalne wykopanie szczątków niemieckiego samolotu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Dwie ekipy poszukiwaczy rywalizowały o wrak niemieckiego myśliwca. Sprawę musiała wyjaśnić policja.
Dwie ekipy poszukiwaczy rywalizowały o wrak niemieckiego myśliwca. Sprawę musiała wyjaśnić policja. Stowarzyszenie Eksplorator
Koniec sprawy Messerschmitta? Dwóch mieszkańców Prudnika jest obwinionych o prowadzenie nielegalnych poszukiwań zabytków w Racławicach Śląskich.

- Dwóch mieszkańców Prudnika w wieku 32 i 34 lat stanie przed sądem za złamanie ustawy o zabytkach - informuje sierżant Andrzej Spyrka, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Prudniku. - Są obwinieni o prowadzenie bez wymaganych pozwoleń poszukiwań zabytkowych przedmiotów z wykorzystaniem urządzeń elektronicznych. Jest to
wykroczenie, za które grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

Po pół roku dochodzenia policja zakończyła wyjaśnianie losów niemieckiego samolotu Messerschmitt 109. Maszyna rozbiła się w czasie walk w Racławicach Śląskich prawdopodobnie wiosną 1945 roku. Mieszkańcy zapamiętali miejsce, gdzie samolot uderzył o ziemię. Przez lata po wojnie lej po uderzeniu maszyny zasypano ziemią, razem z resztkami myśliwca.

We wrześniu ubiegłego roku Kozielskie Stowarzyszenie Miłośników Historii i Archeologii "Eksplorator" postanowiło wykopać pozostałości po samolocie. Uzyskali zgodę właściciela pola i przyjechali - jak twierdzą - na wstępny rekonesans. Mieli dokładnie ustalić miejsce poszukiwań, co jest potrzebne do wniosku o pozwolenie na poszukiwania od wojewódzkiego konserwatora zabytków.

Już na polu spotkali drugą ekipę - ludzi z Prudnika, którzy kończyli załadowywać na przyczepę samochodową blachy z samolotu. Jeden z prudniczan kilka dni wcześniej też kontaktował się z właścicielem pola, ale ten nie chciał się zgodzić na współpracę z nim.

Członkowie stowarzyszenia wezwali na miejsce policję, która zażądała wydania wykopanych blach.

Tymczasem mieszkańcy Prudnika bronią się, że nie prowadzili żadnych poszukiwań. Przyjechali na miejsce z ciekawości, przyjrzeć się. Zastali na polu pozostawione blachy. Załadowali je na przyczepę, żeby odwieźć do właściciela gruntu. Argumentują, że nie mogli prowadzić żadnych poszukiwań, bo nie mieli ze sobą sprzętu do kopania ani wykrywaczy metalu.

Tymczasem na polu widać było ślady po pracy koparki, która wykopała blachy. Policja uznała te tłumaczenia za niewiarygodne. O winie rozstrzygnie teraz sąd.

Stowarzyszenie Miłośników Historii i Archeologii "Eksplorator" już po incydencie uzyskało zgodę wojewódzkiego konserwatora zabytków na prowadzenie poszukiwań. Na głębokości 6 metrów odnaleziono i wykopano z ziemi silnik samolotowy. Jak informuje Krzysztof Spychała z Urzędu Konserwatora Zabytków, stowarzyszenie z Kędzierzyna złożyło już sprawozdanie z wykonanych prac. Teraz rekonstruuje resztki maszyny i chce je zaprezentować na wystawie w Kędzierzynie-Koźlu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska