Start Jełowa udowodnił, że droga do spełniania marzeń wcale nie musi być naznaczona pieniędzmi [ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Piłkarze Startu Jełowa świętowali triumf w wojewódzkim Pucharze Polski w obecności setek swoich kibiców. Wcześniej zawsze mogli na nich liczyć, ale nigdy w aż takiej skali.
Piłkarze Startu Jełowa świętowali triumf w wojewódzkim Pucharze Polski w obecności setek swoich kibiców. Wcześniej zawsze mogli na nich liczyć, ale nigdy w aż takiej skali. Wiktor Gumiński
Legia Warszawa, Górnik Zabrze czy Widzew Łódź - jeszcze do niedawna nikt w Starcie Jełowa nawet nie marzył o meczu z tak uznanym rywalem. To się jednak zmieniło.

- Dla wielu z nas było to jedyne takie spotkanie w życiu. Przed tak dużą liczbą kibiców właściwie nie gra się na amatorskim poziomie. Nikt na nas nie stawiał, a mimo to sięgnęliśmy po trofeum. Zapamiętam ten dzień do końca życia - mówił dokładnie 18 maja Roman Forma, piłkarz Startu, tuż po tym, jak jego drużyna w finale wojewódzkiego Pucharu Polski pokonała po rzutach karnych faworyzowaną Polonię Nysa.

Potyczkę tą na Stadionie Miejskim w Kluczborku oglądało ponad 1000 osób, z czego około 800 wspierało klub z Jełowej - wioski leżącej między Opolem a Kluczborkiem, liczącej ... 1800 mieszkańców.

- Widziałem gdzieś wpis, że na finał z Jełowej nie pojechały tylko matki karmiące oraz babcie, które nie miały jak na niego dojechać - śmieje się Wilhelm Smyrek, prezes Startu.

Niesiona naprawdę żywiołowym dopingiem jego drużyna z klasy okręgowej sprawiła jedną z największych sensacji w historii opolskiego futbolu. Szczególnie że nikt na nią właściwie nie stawiał nie tylko w finale, ale już od ćwierćfinału. Piłkarze z Jełowej nic sobie jednak z tego nie zrobili i od tej fazy poskromili trzech 4-ligowców: Fortunę Głogówek, LZS Starowice Dolne i wspomnianą Polonię. Tym samym w przyszłym sezonie wystąpią w Fortuna Pucharze Polski na szczeblu centralnym.

Nie szukają gwiazdorów

Forma to lider formacji obronnej Startu. Choć ma za sobą występy na wyższym szczeblu rozgrywkowym, nie jest jednak w zespole absolutnie ważniejszym ogniwem niż pozostali.

- Jest bardzo poukładany nie tylko piłkarsko, ale i mentalnie - mówi Wilhelm Smyrek. - Właśnie takich piłkarzy w naszej drużynie potrzebujemy. Przez lata pojawiło się oczywiście u nas kilku tzw. szogunów, ale takich się sukcesywnie pozbywaliśmy. Nie ma u nas miejsca dla graczy, którzy podburzają innych i tym samym psują atmosferę.

Podobnie o filozofii budowy składu wypowiada się kapitan ekipy z Jełowej Tobias Smyrek, będący zarazem synem prezesa.

- Nie przypominam sobie, by przez dłuższy czas utrzymał się w naszym klubie zawodnik, który nie współgrał charakterem z resztą chłopaków - wyjaśnia. - Bardzo mocno zwracamy na to uwagę. Zdajemy sobie sprawę, że dziś nawet kluby z B klasy potrafią płacić piłkarzom niemałe pieniądze, ale my stawiamy w pierwszej kolejności na inne wartości.

W nagrodę za zdobycie wojewódzkiego Pucharu Polski, Start zarobił jednak pokaźną jak na lokalne warunki kwotę 40 tysięcy złotych. Choć na co dzień jego gracze inkasują symboliczne kwoty, sięgnięcie po trofeum będzie dla nich równoznaczne z dodatkowym zastrzykiem gotówki.

- Nie wyobrażam sobie, żeby piłkarze nic nie dostali za odniesienie największego sukcesu w historii klubu - zaznacza Wilhelm Smyrek. - Musimy ich odpowiednio nagrodzić, bo zostawili na boisku dużo zdrowia. Normalnie otrzymują u nas jedynie premie za określone wyniki. Za porażkę nie dostają nic, ale w tym sezonie taka sytuacja do tej pory miała miejsce jedynie raz. Część piłkarzy odmówiła nawet przyjmowania zwrotów za paliwo. Mają oni swoje firmy i powiedzieli, że tego nie potrzebują, tylko chcą cieszyć się grą. Jeżeli ktoś liczy na zarabianie 1500 czy 2000 zł miesięcznie, bo niektóre kluby amatorskie z Opolszczyzny oferują nawet takie stawki, to w Starcie miejsca nie znajdzie. Nas po prostu na to nie stać.

Mają „swoich” ludzi

Co godne zauważenia, zespół z Jełowej wcale nie składa się wyłącznie z piłkarzy przyjezdnych. Kilku z nich to na co dzień mieszkańcy tej wsi. Do tego grona należą Artur Widera, Tomasz Segieth, Maciej Sokołowski, Norbert Poznański oraz Tobias Smyrek.

- Maciek co prawda mieszka w położonej tuż obok wsi Grabie, ale do naszego boiska ma bliżej niż ja, więc oczywiście uznajemy go za swojego - podkreśla z uśmiechem Tobias Smyrek, grający w Starcie już tak długo, że ... sam dokładnie nie pamięta ile.

- Jeśli dobrze liczę, to jestem zawodnikiem Startu od sezonu 2007/08 - uzupełnia. - Jako junior szkoliłem się w Łubnianach i moim pierwotnym celem było załapanie się do seniorskiej drużyny Śląska, która wtedy występowała w 4 lidze. Nie udawało mi się to, więc szukałem grania niżej, w klubach z okręgówki oraz A klasy. Potem tata zaczął namawiać mnie, bym przeszedł do Startu, tyle że wtedy występował on jedynie w B klasie. Miałem spore wahania, ale w końcu dałem się namówić, uwierzyłem w przedstawioną wizję stopniowego rozwoju klubu i dziś absolutnie tego ruchu nie żałuję.

Kapitan zespołu z Jełowej jest więc postacią, z którą kibice Startu zdecydowanie mogą się utożsamiać. Pytamy naszych rozmówców o to, jak obecność sporej liczby "swoich" piłkarzy przekłada się na to, że drużyna cieszy się tak dużą sympatią wśród lokalnej społeczności.

Wilhelm Smyrek: - Kibice wspierają nas już od lat i cały czas utwierdzam się w przekonaniu, że warto prowadzić dla nich ten klub. W pewien sposób na pewno do dopingu zachęca ichrównież fakt, że u nas zawsze mogą zobaczyć autochtonów, co nie wszędzie ma miejsce. Po naszych ostatnich sukcesach w wojewódzkim Pucharze Polski, skala wsparcia dla zespołu wzrosła jednak oczywiście do niespotykanych wcześniej rozmiarów.

Tobias Smyrek: - Nasi sympatycy to swoisty fenomen na skalę lokalną. Trzon kibicowski był tutaj już obecny, kiedy drużyna występowała jeszcze w B klasie. Odkąd pamiętam, Jełowa zawsze mocno żyła piłką nożną. Widać to jak na dłoni i dziś, ponieważ właściwie nikogo nie trzeba tu namawiać do przyjścia na stadion. A nasi fani potrafią stworzyć świetną atmosferę nie tylko na meczach domowych, ale i na wyjazdach. Podczas finału wojewódzkiego Pucharu Polski przeszli natomiast samych siebie. Nasz triumf był w połowie ich zasługą.

Presja? Brak

Obok Wilhelma i Tobiasa Smyrków, inną z osób, która łączy wszystkie sukcesy Startu na przestrzeni ostatnich 10 lat jest trener Tomasz Ciastko. Pracuje on w klubie od sezonu 2012/13. Już w pierwszym roku awansował z nim do A klasy, by w 2017 roku wprowadzić go do okręgówki. Na trzy kolejki przed końcem obecnego sezonu Start jest liderem tabeli grupy 1 i jeśli już się nie potknie, za kilka tygodni będzie rywalizować w BS Leśnica 4 Lidze Opolskiej.

- Jestem osobą sentymentalną: jak już zaczynam współpracę z jakimś klubem, to trudno mi się z nim rozstać - mówi Ciastko. - Nie sposób zresztą nie czerpać radości z pracy w Starcie, jeśli klub ma tak oddanych kibiców i panuje w nim rodzinna atmosfera. Ma też nawiązaną współpracę z Rodłem Opole, gdzie od 25 lat prowadzę grupy młodzieżowe. Dzięki temu później tamtejsi piłkarze mogą płynnie wchodzić w drużynie z Jełowej w świat piłki seniorskiej.

Start w tym sezonie osiąga tak dobre wyniki, że zadziwiają one nawet samych jego przedstawicieli. Kilka miesięcy temu jeszcze nikt w klubie nie mówił o awansie do wyższej ligi, a tym bardziej o wygraniu wojewódzkiego Pucharu Polski.

- U nas nigdy nie było ciśnienia, że za wszelką cenę musimy coś konkretnego osiągnąć - opowiada Wilhelm Smyrek. - Przy rozwijaniu klubu stawiamy na stabilność. Mamy pewne nienaruszalne fundamenty, przede wszystkim finansowe, których nie będziemy łamać. Choćbyśmy mieli grać ligę niżej, nigdy nie będzie u nas tak, że liczy się tylko kasa.

Na razie Start jest jednak na fali wznoszącej i z niecierpliwością może oczekiwać losowania par pierwszej rundy Fortuna Pucharu Polski 2022/23. Nie można bowiem wykluczyć, że przyjdzie mu się w niej zmierzyć nawet z drużyną występującą w PKO Ekstraklasie.

- Jakby się udało wylosować Legię Warszawa, to czemu nie. A jak Odrę Opole, to pytanie, czy jest ona na nas gotowa - podsumowuje z przymrużeniem oka Tobias Smyrek. - A mówiąc już poważnie, życzylibyśmy sobie rywala z najwyższej klasy rozgrywkowej. Dla całego klubu, wioski i dla nas samych byłoby to kolejne niezapomniane przeżycie.

- Kogokolwiek nie wylosujemy, o sukces będzie nam bardzo trudno. Dlatego jak już spaść, to z wysokiego konia - kończy trener Ciastko. - Marzy nam się jakaś duża polska marka, typu Górnik Zabrze czy Widzew Łódź. Prawdopodobnie dla nas wszystkich byłby to jedyny taki mecz w życiu, więc byłoby pięknie, gdyby taki scenariusz się spełnił.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska