Tarabany i Bałkany

Zbigniew Górniak

Larum zagrali w Ojczyźnie Najjaśniejszej, więc dałem drapaka na urlop, bo co się będę spalał jak jakiś Ordon albo inny Rejtan? Mało mamy Ordonów i Rejtanów na Wiejskiej, chwilowo bez politycznych etatów, co nie znaczy, że bez zajęcia? Mój Boże, jakżeż oni robotni są, jacy nadąsani w swej ważności. Co widzę tylko oczyma wyobraźni, gdyż siedzę sobie w słoweńskiej dziczy, pośród gór wysokich, cudnych i bezludnych. Kompa odpaliłem przed minutą, żeby napisać ten felieton, ale ani mi się śni wchodzić na polskie portale, bo one promieniują toksycznie i by mi się tu policja ekologiczna na kark zwaliła.

I tylko czasem zaskowycze SMS-em jakiś znajomy: "Zbychu, ale tu jatka, ja cię...", no, mniejsza o to, co on mnie.
Wertując przewodnik po Słowenii, natrafiłem na wierszyk - lekki, łatwy i przyjemny. Sądziłem, że to jakaś biesiadna rymowanka ułożona przez nieznanego birbanta po to, aby się żwawiej piło, tańczyło, bawiło. Coś w rodzaju naszego "A kto z nami nie wypije, tego we dwa kije". Jednak przypadkiem natrafiłem na informację, że ten imprezowicz to znany słoweński poeta France Preseren, a słowa piosneczki są dziś ni mniej, ni więcej, tylko... hymnem narodowym Słowenii.
Leci to tak:
"Przyjaciele, obrodziło /młode wino, słodki sok /co nam życie wlewa w żyły / rozjaśnia nam serce, wzrok /więc utopmy w nim kłopoty/ bo nadzieję budzi w lot/ kto z nas pierwszy jest przy wenie/ by nam, bracia, toast wzniósł?/ Niech Bóg chroni lud Słowenii/ aby kwitł i aby rósł/ niech Bóg chroni was, Słowenki/ śliczne kwiaty naszych gór/ nie ma dziewcząt równie pięknych pośród całej ziemi cór".
Prawda, jakie milutkie? Jest wino, są kobiety, toasty, kwiaty, góry. Wszystko, co najpiękniejsze stworzył Bóg, za co go lojalnie Słoweńcy umieszczają w swej narodowej pieśni. Jaka z tych słów bije radość życia, jaka jego afirmacja!
Czy my, Polacy, ustanowilibyśmy swym hymnem narodowym podobną pieśń? U nas musi być agonia, która wszak się nie skończyła, póki my żyjemy. Musi być szabla, która odbije. Musi być przemoc, która wydarła. Musi być ojczyzny ratowanie. A jeśli już pojawia się kobieta, to jest nią Basia, zmuszana przez ojca do słuchania, jak ułani biją w tarabany. Ojciec cały z tego powodu zaryczany, co dziwi, bo cóż wzruszającego jest w waleniu w wojskowy bęben? No, chyba że waliłby Nick Mason z Pink Floyd lub Piotrowski pospołu z Apostolisem z SBB, wtedy można sobie pobeczeć.
Proszę zwrócić uwagę, ile jest w słoweńskim hymnie kurtuazji i szacunku do drugiego człowieka. "Kto z nas pierwszy jest przy wenie, by nam, bracia, toast wzniósł?" - pyta narrator, a nie jak u nas: jak już się dorwie do głosu, to by gęba bez przerwy za lud krzyczała.

A przecież mogliby Słoweńcy eksponować rzewnie to, że przez setki lat byli pod obcym butem i dopiero od 1991 roku mają swoje państwo. Mogliby pokazywać światu zęby za wolność wybite (o, te tu, górna szóstka i dolna czwórka). Mogliby podsuwać pod nos Europie trumny ofiar. To od niepodległościowych dążeń Słoweńców zaczęła się przecież ostatnia wojna na Bałkanach. To zaledwie 16 lat temu w kraju, w którym piszę dziś niniejsze słowa, w 10 dni zginęło za ojczyznę 66 osób. A Słoweńcy - nie! Zamiast krwi - w szklanicach wino. I rym, i kwiaty, i miłość.
A może tym lekkoduchom też warto by zafundować jakąś treściwą rewolucję moralną?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska