Tomasz Chatkiewicz, trener MKS-u Kluczbork o byłych trenerach, planach na przyszłość, najważniejszych aspektach zespołu

Paweł Sładek
Tomasz Chatkiewicz odmienił oblicze MKS-u Kluczbork.
Tomasz Chatkiewicz odmienił oblicze MKS-u Kluczbork. Materiały klubowe MKS-u Kluczbork
- Mogliśmy przegrać mecz, ale wiedziałem, że zawodnicy dadzą z siebie 100% - zapewnia Tomasz Chatkiewicz. - Mamy 25 osób w kadrze. Raz jeden czy drugi wejdzie do „osiemnastki” meczowej, ale obojętnie kogo by nie było na boisku, wiem, że da z siebie maksimum. Fajne jest to, że drużyna powstała na nowo.

Czuje pan, że obecna dyspozycja piłkarzy to pana sukces?

To jest sukces całego zespołu. Trzeba było odblokować zawodnikom głowy, w pewnym sensie naprawić szatnię. Ja trochę pomogłem, ale głównie to ich zasługa. Przynajmniej połowa drużyny swego czasu grała na wyższym poziomie, a przecież nie mogli zapomnieć jak się gra w piłkę.

Pytam o to, bo odkąd został Pan asystentem trenera Piotra Jacka w październiku ubiegłego roku, bilans MKS-u znacznie się poprawił.

Można tak powiedzieć. Jestem stąd, z Kluczborka. Znam miejscowych chłopaków, znam juniorów, których dość długo trenowałem. Trener Jacek miał fajne podejście, dużo się od niego nauczyłem, to był naprawdę dobry okres. Graliśmy dobrze, ale nie wygrywaliśmy. Teraz się to zmieniło, działa efekt nowej miotły (śmiech).

Co zawodziło w drużynie Piotra Jacka i Kamila Sochy?

Z trenerem Jackiem graliśmy dobre mecze, ale traciliśmy bramkę, po której nie mogliśmy się podnieść. Był to okres, w którym brakowało piłkarskiego szczęścia. Przyszedł pod koniec rundy, wygraliśmy z Cariną Gubin, ale na tym meczu granie w 2021 roku się skończyło. Nastąpił wtedy okres przygotowawczy, który dobrze przepracowaliśmy. Po czasie trener Jacek odszedł, a jego miejsce zajął Kamil Socha. Nowy trener bez wątpienia miał swoją wizję. Nie neguję jego warsztatu i pracy, każdy ma swoje podejście, ale „trochę nie pykło”. Pamiętam mecz z Zagłębiem Lubin. Na moje oko mogliśmy wtedy spokojnie zremisować, jak nie wygrać, a przegraliśmy 1:3. W szatni było nerwowo, ale od razu porozmawiałem z zawodnikami, bo nie ma lepszego miejsca na wyjaśnienie sobie pewnych kwestii. Następnego dnia trener powiedział, że rezygnuje. Po tej informacji miałem trzy dni na rozmowy z chłopakami. Musieliśmy sobie wyjaśnić co nie gra i walczyć.

W oficjalnym komunikacie dowiedzieliśmy się, że trener Socha rezygnuje z powodów zdrowotnych. Czy rzeczywiście miał problemy ze zdrowiem?

Jeżeli tak powiedział to pewnie tak było.

Jak z pana perspektywy wyglądała zmiana trenera i perturbacje w szatni?

Z trenerem Jackiem w drużynie nie działo się nic złego. Brakowało nam szczęścia, graliśmy na równo z przeciwnikami, ale po strzeleniu bramki przez rywala dla nas to był koniec meczu. Brakowało nam kontroli. Po przyjściu trenera Sochy Lucjan Zieliński wylądował na obronie. Próbowaliśmy mu wyperswadować, że to nie jest najlepszy pomysł, jednak trener odpowiadał za to swoją głową. Teraz się śmiejemy, że zarówno my, trenerzy, jak i działacze, mają na kilka tygodni spokoju, luzu. Nawet porażka w Bielsku-Białej nie sprawiła, że spadła na nas większa krytyka. Trzeba mieć zgraną drużynę, wiedzieć co powiedzieć i komu.

Spodziewał się pan propozycji objęcia funkcji trenera?

Po rezygnacji trenera Jacka nawet nie brałem tego pod uwagę. Kiedy zrezygnował trener Socha, to dostałem propozycję, na którą przystałem. Znałem tych zawodników, bo w sztabie jestem od października. Wiedziałem jakie mają możliwości piłkarskie. Nie było to dla mnie problemem. Praca z nimi to przyjemność.

Był pan zaskoczony taką dyspozycją swoich podopiecznych?

Byłem zaskoczony tym, że potrafiłem ich zmotywować, porozmawiać z nimi, i że zrobili to, co chciałem. Mogliśmy przegrać mecz, ale wiedziałem, że dadzą z siebie 100%. Mamy 25 osób w kadrze. Raz jeden czy drugi wejdzie do „osiemnastki” meczowej, ale obojętnie kogo by nie było na boisku, wiem, że da z siebie maksimum. Fajne jest to, że drużyna powstała na nowo.

Czyli głównym czynnikiem sukcesu było odblokowanie czegoś w głowie.

Tak, psychika, mental to jest podstawa. Człowiek musi być spokojny. Była sytuacja z Lucjanem Zielińskim, który nominalnie jest skrzydłowym, wahadłowym, ale czuje się dobrze również z przodu, na pozycji nr 9 lub 10. U poprzedniego trenera występował na obronie. Przez dwa tygodnie widać było, że to nie jest jego pozycja, chociaż nawet będąc na obronie strzelił gola. Wiele czynników miało wpływ na poprawę wyników, m.in. zmieniliśmy ustawienie. Gramy ofensywnie, nawet jadąc na mecz ze Ślęzą Wrocław, która się z nami liczyła. Przyjęli defensywę, w pewnym sensie bali się nas. Wyniki poszły w świat, każdy nasz mecz jest analizowany przez rywali, ale wszystko idzie ku dobremu.

Ofensywna gra była waszym głównym założeniem?

Taki mieliśmy plan. Wszystko na treningach robiliśmy pod tym kątem. Walczymy o utrzymanie, mamy tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Jeżeli w każdym spotkaniu będziemy się cofać i grać z tyłu, to analogicznie nie będziemy strzelać goli. Na mecze jedziemy z nastawieniem strzelenia jak największej ilości bramek, a – co pozytywne – w każdym spotkaniu mamy więcej sytuacji, niż faktycznych goli.

A jednak widać dużą poprawę w defensywie.

Chcemy grać ofensywnie, ale z rozwagą. Nie ma nic lepszego, niż zwycięstwo 4:0 z zachowanym czystym kontem. Drużyna wtedy nabiera pewności, rośnie, każdy zaczyna wierzyć w siebie. Zawsze na treningach powtarzam, że mamy jeszcze zapasy możliwości, możemy dać z sobie więcej. W meczu za sześć punktów z Piastem Żmigród przegrywaliśmy 0:1. Zrobiłem trzy zmiany, nikt się nie obraził, a dwóch zmienników strzeliło gola. Każdy siedział na ławce i kibicował, nawet ten, który zszedł z boiska po 45 minutach. To jest bardzo fajne. Będziemy mieć super zespół, jeśli uda się utrzymać taki entuzjazm w zespole.

Czy pana umowa wygasa wraz z końcem sezonu?

Tak, ale będę ją przedłużać o kolejny rok. Jesteśmy już dogadani z klubem.

Dołączenie do zespołu Michała Honca w roli asystenta trenera najwyraźniej było potwierdzeniem pana pozycji.

Znamy się z Michałem od małego, graliśmy razem w piłkę, chciałem mieć kogoś swojego. On również jest stąd.

Jaki jest pana cel, zarówno na ławce trenerskiej MKS-u Kluczbork, jak i w karierze trenerskiej?

W Kluczborku w przyszłym roku chciałbym zrobić awans do drugiej ligi. Mam nadzieję, że nasze władze pomogą nam i drużynie, żebyśmy przynajmniej mogli uczestniczyć w tej walce. A moje osobiste? Chcę w tym uczestniczyć i rozwijać się jako trener, bo uczymy się całe życie. Trzeba podnosić swoje kwalifikacje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska