Tragiczne skutki pożaru kamienicy w Namysłowie. Przed Sądem Okręgowym w Opolu zapadł wyrok

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Tragiczne wydarzenia rozegrały się w maju 2014 roku w kamienicy w Namysłowie.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się w maju 2014 roku w kamienicy w Namysłowie. Archiwum/jar
Sylwia G. tłumaczyła, że pożar wywołał jej konkubent, który wcześniej miał grozić kobiecie podpaleniem. Sąd nie dał wiary tym tłumaczeniom.

- Wina i sprawstwo oskarżonej nie budziły wątpliwości - uzasadniał sędzia Artur Tomaszewski z Sądu Okręgowego w Opolu, przed którym toczył się proces namysłowianki. - Pożar mógł powstać tylko od zapalonych świeczek, które nie były odpowiednio zabezpieczone. Świeczki te były w szklanych naczyniach, ale od spodu zostały owinięte papierem. Od nich zajął się stół oraz meble w pokoju oskarżonej, a później pożar rozprzestrzenił się na cały budynek.

Sąd wymierzył Sylwii G. karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Zanim doszło do zdarzenia kobieta piła alkohol, dlatego nakazał jej też powstrzymanie się od jego nadużywania.

Tragiczne wydarzenia rozegrały się w maju 2014 roku w kamienicy w Namysłowie. Ogień pojawił się w nocy. Strażacy ewakuowali kilkunastu mieszkańców, w tym kilkoro podtrutych czadem. Dwóch mężczyzn - 36- i 37-latek zmarło.

- Syn nocował tego dnia u kolegi, bo do nas zjechała rodzina i chciał zrobić im miejsce - opowiadała w toku procesu matka jednego z mężczyzn, który zginął w pożarze. - Wychodząc powiedział, że widzimy się na śniadaniu i już więcej go nie zobaczyłam.

Prokuratura zarzuciła mieszkance kamienicy, że nieumyślnie spowodowała zagrożenie zdrowia i życia wielu osób. Oskarżona nie przyznawała się do winy.

Sylwia G., feralnego wieczoru alkohol piła ze swoim konkubentem, doszło między nimi do awantury.

- Pamiętam, że interweniowała policja i że go wyprowadzili. Wtedy zamknęłam drzwi na zasuwę i położyłam się spać - relacjonowała w postępowaniu przygotowawczym oskarżona 38-latka.

Kobieta twierdziła, że konkubent zaczął dobijać się do drzwi, a gdy mu nie otworzyła, wyłamał je. - Groził, że załatwi mnie i moją rodzinę, podpalając dom. Położyłam się spać, a jak się obudziłam, to w mieszkaniu było już pełno dymu - relacjonowała przed prokuratorem oskarżona.

Kobieta utrzymywała, że to konkubent spełnił groźbę i wywołał pożar. Innego zdania była prokuratura, która uważała, że to pozostawione bez nadzoru świecie stały się przyczyną tragedii. Oskarżona miała wyłączony prąd, dlatego oświetlała w ten sposób mieszkanie.

Wyrok, który zapadł dziś jest nieprawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska