Tu ogień nie gaśnie

Edyta Hanszke Robert Lodziński
Norbert (z lewej) i Bernard Mocha w swojej kuźni.
Norbert (z lewej) i Bernard Mocha w swojej kuźni.
Spotkaliśmy. W Ligocie Bialskiej nie ma konia. Są za to dwaj kowale.

Mowa o Bernardzie i Norbercie Mochom. Ten pierwszy przejął kuźnię po swoim ojcu w 1972. - I choć nie ma już koni, to nadal jesteśmy potrzebni - mówi pan Bernard. -Przede wszystkim naprawiamy maszyny rolnicze. Czasem ktoś przyjdzie, żeby naostrzyć siekierę. Zawsze jesteśmy gotowi - dodaje.
W ich palenisku ciągle żarzy się ogień. Kuźnię prowadzą w tradycyjny sposób. Obok paleniska są kowadła i wielkie młoty. Pan Bernard nie ma jednak wątpliwości, że to zawód zanikający, choć kiedyś cieszył się dużym poważaniem. W "dobrych" czasach kuliśmy po dziesięć koni dziennie. - To już nie wróci - dodaje.
Żeby zostać kowalem trzeba było mieć smykałkę do obróbki metali, być odpornym na końskie kopnięcia. Jego syn Bernard miał zostać następcą ojca w kuźni: - Od zawsze lubiłem to zajęcie, ale teraz mam wątpliwości - mówi. - Być może zacznę instalować piorunochrony, to bardziej przyszłościowy zawód - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska