Wadowice zapłaczą znów w piątek

Zdjęcia: Witold Chojnacki
Przed wadowicką bazyliką palą się tysiące zniczy. Ludzie stoją w długiej kolejce, by się wpisać do księgi kondolencyjnej.
Przed wadowicką bazyliką palą się tysiące zniczy. Ludzie stoją w długiej kolejce, by się wpisać do księgi kondolencyjnej. Zdjęcia: Witold Chojnacki
- Papież poszedł do Bozi - tłumaczy pięcioletni Krzyś, który do Wadowic przyjechał z rodzicami i młodszą siostrą. Robią zdjęcia, palą znicze, modlą się, jedzą kremówki - tak jak tysiące pielgrzymów odwiedzających teraz rodzinne miasto Jana Pawła II.

Słoneczny zegar bieli się na murze bazyliki Ofiarowania Najświętszej Marii Panny. We wtorek wadowiczanie dopisali na nim krzyżyk i datę "2 kwietnia 2005" między godziną dziewiątą i dziesiątą. Na wieczną pamiątkę: o 21.37 zmarł Ojciec Święty.
Na górze zegara naniesiono cztery słowa: "Czas ucieka, wieczność czeka". Właśnie to powiedział Jan Paweł II w trakcie pielgrzymki w 1999 r., gdy wadowiczanie śpiewali mu "Sto lat".
Kilkadziesiąt lat wcześniej, jeszcze przed wojną, Karol Wojtyła mógł codziennie z okna swojego pokoju spoglądać, którą godzinę pokazuje słońce na białym zegarze.

Tu, w Wadowicach wszystko się zaczęło...*
Dwudziestotysięczne miasteczko położone 30 kilometrów na zachód od Krakowa. Pierwsze wzmianki o Wadowicach pojawiły się w średniowiecznych księgach w XIV wieku. Jednak miasto nigdy nie było tak sławne jak dzisiaj.
Domy są tu skromne. Reklamy na sklepach nie dorównują wielkomiejskim standardom. Na głównym placu restauracja, pizzeria, kilka ciastkarni...
Teraz nie ma tu chyba budynku nie przystrojonego flagą z kirem, nie ma sklepu bez zdjęcia papieża w witrynie. Na piekarni napis "Prawdziwy chleb z Wadowic", a pod nim zdjęcia papieża całującego wielki bochen.
Wadowice płakały w sobotę i niedzielę. Później otarto oczy. Przyszedł czas skupienia, zadumy i modlitwy. Łez nie widać. Niektórzy mają tylko podpuchnięte czerwone oczy, inni ukradkiem pociągają nosem. Wadowice zapłaczą znów w piątek.
We wtorek atmosfera na pl. Jana Pawła II przed bazyliką była nawet sielankowa. Ludzie siedzieli na ławkach, zajadali się kremówkami, rozmawiali. Przyglądali się dziennikarzom krzątającym się wokół wozów transmisyjnych.
- Jest mi smutno. To wielka strata, nie tylko dla Polski - uważa Michael Macgee. Porusza się na wózku inwalidzkim. Polskę przyjechał zwiedzić wraz z żoną, wprost z Manchesteru. - Myślę, że ta piknikowa atmosfera w ogóle by papieżowi nie przeszkadzała. On byłby zadowolony.

Na ten zegar młody Karol Wojtyła patrzył z okna swego pokoju. Teraz wyryto na jego tarczy datę śmierci papieża.
Na ten zegar młody Karol Wojtyła patrzył z okna swego pokoju. Teraz wyryto na jego tarczy datę śmierci papieża.

Kremówki smakują jak zwykle. Dzięki papieżowi stały się słynne na całą Polskę.

I życie się zaczęło...
Karol Wojtyła urodził się 18 maja 1920 r. przy Kościelnej 7, w kamienicy należącej do żydowskiego kupca Chaima Bałamutha. Dziś obok budynku pali się kilka tysięcy zniczy. Sąsiednie kosze na śmieci są już zapełnione tymi wypalonymi. Są serca uplecione z róż, chorągiewki z wyrazami żalu. Na kratach wiszą szaliki: Wisły, Cracovii, Lechii...
Między zniczami krząta się 11-letnia Patrycja. W rękach ma pudełko zapałek. Dba, by żaden płomień nie przestał się palić. Jak któryś zgaśnie, podbiega, zapala. Pomagają jej koleżanki z podwórka: rówieśniczka Ania i 9-letnia Marta.
- Uważaj, deptasz po różach - najmłodsza upomina Patrycję. Dziewczynki przychodzą tu same, nikt nie musi ich zachęcać. - Mocno płakałyśmy. Bardzo nam żal papieża - mówi Ania.
Dziś w rodzinnym domu Ojca Świętego jest muzeum. By wejść, trzeba czekać w ponadgodzinnej kolejce. Zwiedzać można do godz. 16, ale w ostatnich dniach drzwi zamyka się dopiero przed 19. W muzeum, wyłożonym skrzypiącym parkietem, wypolerowanym filcowymi papciami zwiedzających, można zobaczyć narty Ojca Świętego, rękopisy, szaty kardynała Wojtyły, zastawę kuchenną...

I szkoła się zaczęła...
Młody Karol Wojtyła wszędzie miał blisko. Bazylikę widział z okna swego pokoju. Za nią miał szkołę powszechną. Dziś w tym miejscu jest urząd miasta. O tym, że przyszły papież uczył się tu pisać i czytać, mówi pamiątkowa tablica. Urzędująca tu burmistrz Ewa Filipiak pojechała na pogrzeb papieża do Watykanu. Wzięła woreczek z wadowicką ziemią.
Jeszcze więcej zniczy niż przed domem papieża stoi przed bazyliką. Zapach palącego się wosku czuć już z kilkunastu metrów. Kilka kroków bliżej czuć ciepło płomieni. Co kilkadziesiąt sekund ktoś podchodzi, by zapalić świeczkę. Niektórzy przynoszą pełne siatki zniczy.
18 lat w przeddzień pogrzebu papieża skończy Arek Kwarciak. We wtorek też zapalił znicz przed bazyliką. Później klęczał na chodniku i komórką robił pamiątkowe zdjęcia.
- Zdaję na prawo jazdy. W sobotę jeździłem "elką" po Wadowicach. Do domu wróciłem wieczorem. Już na wejściu rodzice mi powiedzieli, że papież zmarł - opowiada wzruszony. - Wcześniej miałem nadzieję na cud.
W piątek Arek nie pójdzie do szkoły. Szef zwolni go z praktyki.
- Będę mógł przyjechać do Wadowic, by pożegnać papieża - mówi. Tego dnia chłopak chciałby być w Watykanie. - Myślałem o tym, ale nie mam pieniędzy. Kiedyś na pewno pojadę do Rzymu, by chociaż dotknąć grobowca - zapowiada.
Justyna Lach czekała ponad dwie godziny w kolejce, by się wpisać w księdze kondolencyjnej, wystawionej przed bazyliką. Napisała: "Kochany Ojcze Święty, Ty zawsze byłeś dla mnie największym autorytetem, przewodnikiem, nauczycielem, nauczyłeś mnie, jak żyć..." Dostała białą wstążeczkę jak każdy, kto się wpisał.
16-letnia Justyna mieszka w wiosce Roczyny, 20 minut jazdy samochodem od Wadowic. Pod bazyliką modli się codziennie. W sobotę prosiła o zdrowie papieża. Gdy wróciła do domu, dowiedziała się, że jej nie wysłuchano.
- Strasznie to przeżyłam. Zawsze byłam religijna, ale teraz wiem, że papieża nie doceniałam - mówi.

Na ten zegar młody Karol Wojtyła patrzył z okna swego pokoju. Teraz wyryto na jego tarczy datę śmierci papieża.

I studia się zaczęły...
W maju 1938 r. Karol Wojtyła zdał maturę, a jesienią zapisał się na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. "A tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki. Że myśmy to wszystko wytrzymali, te kremówki..." - Jan Paweł II mówił 16 czerwca 1999 r. Słuchały go całe Wadowice.
Teraz to najpopularniejsze ciastka w Polsce. W Wadowicach cukiernie reklamują je na różne sposoby. Są: "kremówki papieskie", "słynne kremówki" czy "kremówki z dawnych lat". Smakują podobnie. Cena: 2-2,2 zł.
- Sprzedajemy ich trzy razy więcej niż normalnie - mówi Agnieszka Wiensko. - Przed przemówieniem papieża wadowiczanie też kupowali kremówki, ale wówczas nie znała ich jeszcze cała Polska. Teraz kupują głównie turyści, po 10-20 sztuk.
Śmiech wiernych sześć lat temu wywołało to - o czym Polska jeszcze nie wiedziała - że do wadowickich kremówek dodaje się alkohol.
W ostatnim tygodniu lepszy interes niż na kremówkach jest na zniczach.
- Normalnie sprzedajemy kilka sztuk tygodniowo. Teraz chyba kilka tysięcy dziennie. Nie umiem tego policzyć - opowiada Barbara Zając ze sklepu z upominkami, kilkanaście metrów od bazyliki.
Znicze trzeba dowozić dwa razy dziennie. Pod sklep podjeżdża czerwony bus wyładowany po brzegi zgrzewkami.
- To niesamowite, co się dzieje. Schodzą wszystkie dewocjonalia związane z papieżem: plakaty, książki, obrazki - mówi pani Barbara, która w ostatnich dniach pracuje po 14-15 godzin na dobę.

I teatr się zaczął...
Przy ul. Teatralnej stoi Wadowicki Dom Kultury. W nim sala widowiskowa. W niej 379 krzeseł obitych czerwonym materiałem. Sala, jakich wiele w Polsce. Jednak na deskach żadnej innej nie występował przyszły papież. Deski wprawdzie nie te same, bo zdążono je wymienić już kilkakrotnie. Czasy aktora Karola Wojtyły pamięta jednak czarny fortepian stojący w rogu. Przyszły papież grał w tej sali Henryka w "Nieboskiej komedii", Hajmona w "Antygonie", Kirkora w "Balladynie", Gustawa w "Ślubach panieńskich"...
Dziś na deskach swoje pierwsze kroki próbuje stawiać amatorski teatrzyk. W sali wyświetlane są kinowe hity. W minionym tygodniu nie było żadnego. Wszystkie seanse odwołano.
Mimo, że to też miejsce związane z młodością Jana Pawła II, turyści tu nie zaglądają. Może dlatego, że na zewnątrz nie ma żadnej pamiątkowej tablicy.
- W sobotę, jeszcze przed śmiercią papieża, był tu tylko reporter TVN - opowiada pracownik domu kultury. Od początku tygodnia przygotowuje nagłośnienie, dzięki któremu w piątek przed bazyliką będzie transmitowany pogrzeb papieża.

I kapłaństwo się zaczęło...
Bazylika sąsiadująca z domem Karola Wojtyły jest dziś obstawiona rusztowaniami. Jakby zupełnie nieprzygotowana na odejście papieża. Zaskoczona. Przecież to nie miało się wydarzyć teraz, gdy pierwszy kościół najwybitniejszego Polaka jest w remoncie.
Cały czas odprawiane są nabożeństwa. Modlący się wypełniają bazylikę po brzegi. Nie ma żadnych przerw: Jedni wychodzą, inni wchodzą. Są skupieni, ale nikt nie płacze. To nie tylko wadowiczanie i mieszkańcy okolicznych wiosek. Przyjeżdżają wierni z Polski i zagranicy. Plac Jana Pawła II przecina droga. Wieczorami, gdy modlą się tłumy wiernych, policja wstrzymuje ruch.
Ludzie przyjeżdżają do Wadowic, a część wadowiczan pojechała na ostatnią pielgrzymkę do swego papieża. Tylko we wtorek do Rzymu wyruszyły cztery autokary.
Jaromir Pyzio przyjechał do Wadowic z żoną i dziećmi: 5-letnim Krzysiem i półtoraroczną Justynką. Krzyś był chrzczony w tutejszej bazylice. Na drugie dostał Karol. Dziewczynka dwa dni temu radośnie podskakiwała z biało-żółtą chorągiewką. Tata wszystko filmował.
- Mała teraz jeszcze nic nie rozumie, ale Krzyś wie, że umarł papież. Gdy Jan Paweł II zostanie świętym, to dzieci będą miały pamiątkę - wierzy Jaromir.

* Śródtytuły to cytaty ze słów Jana Pawła II, wygłoszonych podczas pielgrzymki w Wadowicach 16 czerwca 1999 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska