Władca pierścieni. Drużyna pierścienia

Mak
Ten film po prostu trzeba zobaczyć. Powinni to zrobić zarówno fani Tolkiena, jak i ci, dla których wciąż pozostaje on pisarzem nieodkrytym.

Nowozelanczyk, Peter Jackson, dotąd znany jako reżyser skromnych filmów niskobudżetowych, porwał się na rzecz wielką i ryzykowną. Postanowił przenieść na ekran coś, co wydawało się niemożliwe do przełożenia na język filmu.
Opowieść Johna R.R. Tolkiena, pisana w latach II wojny światowej, a opublikowana po raz pierwszy w 1954 roku, zawładnęła wyobraźnią wielu pokoleń czytelników na całym świecie. Dziś jest uznawana za najwybitniejsze dzieło XX-wiecznej literatury, a autorowi "Władcy pierścieni" przypadło zaszczytne miano ojca fantasy. Stworzony przez niego świat uwodzi i pięknem, i grozą, a jednocześnie jest tak odległy od rzeczywistego, że wydaje się nie do odtworzenia na filmowej taśmie. Reżyserowi Peterowi Jacksonowi ta próba zabrała kilka lat życia, ale reakcje widzów i Amerykańskiej Akademii Filmowej, która już nagrodziła jego wysiłek 13 nominacjami do Oscara, świadczą o tym, że warto było.

Wspaniałe krajobrazy Nowej Zelandii, jeszcze komputerowo podretuszowane, stworzyły Tolkienowski świat Śródziemia. Jego częścią jest Shire, kraina hobbitów, ludu spokrewnionego z ludźmi. Hobbitem jest Frodo Baggins, którego okoliczności zmuszą do podjęcia się trudnej misji. By pierścień o wielkiej mocy nie dostał się ręce Pana Ciemności, Frodo musi odbyć długą wędrówkę do Góry Przeznaczenia i w jej ogniu zniszczyć narzędzie zła. W pierwszej części trylogii jesteśmy świadkami tej wędrówki, w której Frodo towarzyszą jego przyjaciele-hobbici i przedstawiciele innych nacji zamieszkujących Śródziemie - krasnolud Gimli, elf Legolas, Aragorn, człowiek zakochany w pięknej księżniczce elfów i czarodziej Gandalf. Droga do Góry Przeznaczenia wiedzie przez cudowną krainę Rivendell, potem przez mroczną kopalnię Morii i usłana jest pułapkami, przygotowanymi przez tego, który chciałby pierścieniem zawładnąć.
"Władca pierścieni. Drużyna pierścienia" to imponujące widowisko, jakiego w kinie chyba jeszcze nie oglądaliśmy, urzekające przede wszystkim w warstwie wizualnej, nad którą pracował cały sztab speców od efektów specjalnych (nawiasem - od polskiej ekranizacji fantas "Wiedźmina" - dzieli je przepaść). Do fabuły zastrzeżenia mogą mieć widzowie, którzy nie znają literackiego pierwowzoru. W pierwszych sekwencjach filmu reżyser wprawdzie stara się w skrócie wyjaśnić, skąd wziął się pierścień i złe moce, które wyzwala, do kogo należał, jak został utracony i odnaleziony, ale historia jest dość zagmatwana i nie wszystko wyjaśnia.

Na razie do kin trafiła pierwsza część "Władcy pierścieni". To w zamyśle reżysera dopiero przystawka, na główne danie jeszcze nie czas. Rzadko zdarza się, by trzygodzinna opowieść nie zakończyła się wyrazistym finałem. A tak jest w tym przypadku. Rozpada się drużyna pierścienia. W dalszą wędrówkę do tajemniczego Mordoru Frodo rusza w towarzystwie swojego najwierniejszego druha i sługi. Czy jego misja się powiedzie? To wiedzą tylko ci, którzy już znają Tolkiena. Ci, których uwiódł on dopiero dzięki Jacksonowi, muszą czekać albo... pognać do księgarni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska