Wrócili do domu

Artur Karda - [email protected] Anna Józyk - [email protected]
Kornelia von Soldenhoff (w środku, z siostrą Krystyną Kołodenną i szkolnym kolegą Krzysztofem Kowalkowskim) w Sławięcicach spędziła 27 lat. Wczoraj na stadionie powiesiła tabliczkę z nazwą Unna - niemieckiej miejscowości, w której mieszka dziś. Obok zawisły emblematy z 29 innych miast z Polski, Niemiec i USA.
Kornelia von Soldenhoff (w środku, z siostrą Krystyną Kołodenną i szkolnym kolegą Krzysztofem Kowalkowskim) w Sławięcicach spędziła 27 lat. Wczoraj na stadionie powiesiła tabliczkę z nazwą Unna - niemieckiej miejscowości, w której mieszka dziś. Obok zawisły emblematy z 29 innych miast z Polski, Niemiec i USA.
- Jak ktoś się w stajni urodził, nie musi być koniem - mówi Krzysztof Kowalkowski, który w Sławięcicach spędził pięć lat.

Ale to wystarczyło, by zostawić tu serce. W Sławięcicach chodził do szkoły średniej. Pochodzi z Pomorza i tam mieszka dziś. Do Kędzierzyna-Koźla przyjeżdża kilka razy w roku. W ten weekend ze specjalnej okazji - na pierwszy Światowy Zjazd Mieszkańców i Przyjaciół Sławięcic.

- Żyjemy w tyglu kultur i narodowości. Tą imprezą chcieliśmy pokazać, że Polacy, Niemcy, czy Ślązacy, wszyscy jesteśmy sąsiadami. W styczniu skrzyknęliśmy się przy piwie, by pogadać o zjeździe. Byłem zaskoczony, że przyszło aż 40 osób - mówi Gerard Kurzaj, inicjator zjazdu.
W organizację zaangażowały się Towarzystwo Przyjaciół Sławięcic, rada osiedla, parafialny Caritas, ochotnicza straż pożarna, mniejszość niemiecka, osiedlowe szkoły i przedszkole. W ten weekend urządzili m.in. towarzyski mecz oldbojów z Polski i Niemiec, występy uczniów i zespołów ludowych, zabawy taneczne, mszę w intencji mieszkańców oraz nocny pokaz filmów z lat 70. nakręconych w Sławięcicach.
W piątek na schodach kościoła znów stanęli mieszkańcy, którzy równo 50 lat temu przystępowali tu do pierwszej komunii. W sobotę świętowali absolwenci podstawówki z rocznika 1964. Ponownie dostali świadectwa szkolne, z aktualnymi fotografiami.
- Za moich czasów w szkole nie było wody. Żeby namoczyć gąbkę, musieliśmy do rzeki chodzić - opowiada Urszula Sadowska. - Wtedy były jeszcze piece kaflowe: tak kiepskie, że atrament w kałamarzach zamarzał. Cieszyliśmy się, bo nie trzeba było pisać.

Regina Pabian, nauczycielka chemii i biologii, miała 18 lat, kiedy do Sławięcic przyjechała spod Krakowa. Śląska kultura, zwyczaje, a zwłaszcza język były jej kompletnie obce.
- Kiedy tu przyjechałam w roku 1955, ze stacji do wsi trzeba było iść cztery kilometry przez las i park. Byłam przerażona - wspomina Pabianowa. - Jeden z pierwszoklasistów poskarżył mi się, że kolega go "waloł po geniku". Miałam brzydkie skojarzenie, więc jak pokazał, że chodzi o kark, poczerwieniałam.
Po latach tak się wtopiła w środowisko, że jej dawne uczennice przed swymi weselami odwiedzały ją, przynosząc śląskie kołacze.
Na stadionie w Sławięcicach ludzie oglądali wielkoformatowe fotografie starych i dzisiejszych Sławięcic.
- Przed laty ciekawił nas świat, a potem okazało się, że nie możemy żyć bez tego miejsca - wzruszali się Edyta i Michał Durynkowie, którzy wyjechali stąd do Niemiec 19 lat temu. - Spotkałam kolegę ze szkoły, po 30 latach! - pani Edyta nie mogła powstrzymać łez. - Powiedział: nic się nie zmieniłaś, tylko warkoczy ci brakuje.
- Pamiętam to, jak byłech bajtlem - mówił wzruszony Alfred Czaja, pokazując na dawne zdjęcie pięknego ogrodu przy pałacu książęcej rodziny von Hohenlohe. - Dwa tysiące krzewów tam było. W południe właściciel wyprowadzał 30 psów.

Gościem honorowym zjazdu był książę Kraft von Hohenlohe-Oehringen z małżonką, który w Sławięcicach był pierwszy raz od 1942 roku, gdy jako chłopiec uciekał przez frontem wschodnim.
- W ciągu tylu lat zamek i wiele domów znikło. Ale pozostała serdeczność ludzi, która panowała tu od dziesięcioleci - mówił.
Mieszkańcy podarowali mu m.in. kopię mapy z 1861 roku, z terenami od Kędzierzyna-Koźla do Gliwic, których właścicielami byłą rodzina von Hohenlohe. Maria Kurzaj przyrządziła księciu specjalną "nalewkę sławięcicką" z wódki zaprawionej kminkiem, gałką muszkatołową, suszonymi owocami i ziarnami kawy.
- Trochę pali w gardle - śmiała się pani Maria. - Ale mam nadzieję, że jak książę spróbuje naszej nalewki, to wróci tu po następną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska