Z czym przychodzą wyborcy do opolskich posłów

fot. Sławomir Mielnik
Elżbieta Kurek dyżuruje w biurze posła Leszka Korzeniowskiego z PO. Właśnie do posłów "rządzących” jest największa kolejka.
Elżbieta Kurek dyżuruje w biurze posła Leszka Korzeniowskiego z PO. Właśnie do posłów "rządzących” jest największa kolejka. fot. Sławomir Mielnik
Opolscy posłowie otrzymują propozycje zmiany hymnu, są informowani o kontaktach z kosmitami i proszeni o płacenie cudzych rachunków.

W PRL nieformalnym szefem regionu był I sekretarz partii, co dla wszystkich było jasne. Zwyczaj traktowania liderów partyjnych jako wszechmocnych przetrwał do dzisiaj. Do biur poselskich trafiają ludzie z najdziwniejszymi sprawami. Dziś biuro poselskie zastępuje dawne komitety.

- Pan w średnim wieku był spokojny, zadbany, ale wielce zatroskany - opowiada poseł PiS Sławomir Kłosowski. - Frasowała go agresywność tonacji hymnu państwowego oraz to, jego zdaniem, niepotrzebne machanie szablą w tekście. Przyniósł więc własną wersję, której muzyka była łagodna, a słowa opiewały piękno kraju oraz ludzi go zamieszkujących. Odśpiewał mi ją w biurze. Nie wiedziałem
- wstać czy siedzieć? Poradziłem mu więc, by uruchomił procedurę legislacyjną, czyli zebrał sto tysięcy podpisów pod wnioskiem o zmianę hymnu i więcej go nie widziałem.

Do lidera PO, posła Leszka Korzeniowskiego przyszedł z kolei człowiek z fachowym CV, zaświadczeniami zaliczonych kursów oraz propozycją: - Chcę być dyrektorem generalnym Urzędu Marszałkowskiego. W rewanżu za załatwienie posady wstąpię do waszej partii.

Korzeniowski mówi, że z miejsca wyrzucił go za drzwi. - Chyba nawet powiedziałem mu coś mało parlamentarnym językiem - wspomina.

Biura poselskie jak magnes przyciągają ludzi przemęczonych upałami. Jeden z posłów pamięta człowieka, który zarzekał się, że przewidział zamach na Jana Pawła II, dzięki temu, że widzi czakramy. Poseł z szacunku dla wyborcy skontaktował go więc z opolskim oddziałem ABW, bo a nuż jego zdolności przydadzą się w rozwikłaniu spraw służących ochronie państwa. Ludzie z ABW nie skorzystali jednak z propozycji.

- Do mnie przychodzili czasem ludzie, którzy mieli długi w bankach - wspomina wieloletni "baron" i poseł SLD, Jerzy Szteliga: - Myśleli tak: skoro media przepytują polityków co jakiś czas - co pan zrobił dla regionu, to czemu polityk nie miałby zrobić czegoś konkretnie dla mnie? Pamiętam też gościa, który postanowił przejść na judaizm, wiec chciał zrezygnować z obywatelstwa polskiego. Był przekonany, że gdyby je zachował, spotkałby się z nietolerancją.

Do posła PO Tadeusza Jarmuziewicza na początku jego posłowania przychodzili ludzie bardzo oryginalni: - Emeryt z kasetą VHS, na której uwiecznił swój taniec w skórach na rurze, potem człowiek z opasłą dokumentacją dowodzącą tego, że Polacy mają najlepszy kontakt z kosmitami. Także bezdomna, której załatwiłem mieszkanie, a ona zapytała przytomnie, czemu za prąd nie płacę?

- Wielu ludzi traktuje polityków, jeśli już nie jak tych, którzy potrafią załatwić każdą sprawę, to przynajmniej niczym spowiedników - mówi Kłosowski. - Spotkania z ludźmi to część naszej pracy parlamentarnej
- dopowiada Korzeniowski. - Na pewno żaden z polityków nie poważy się na lekceważenie ludzi, którzy przychodzą do nas ze swoimi problemami.
Czasem tylko trudno zachować powagę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska