Dramat - tak o warunkach panujących na kozielskiej pediatrii mówi Halina Tarasek, mama 3-letniego Piotrusia. - Mojego syna trzeba było nosić na rękach po dworze, chociaż miał 40 stopni gorączki. To się po prostu nie mieści w głowie.
Budynek oddziału dziecięcego jest oddalony od głównego pawilonu szpitala o 200 metrów. Tylko tam mogą być przeprowadzane wszystkie ważniejsze badania i konsultacje.
- U siebie mamy jedynie aparat do USG. Cała reszta, m. in. rentgen i laboratorium jest w głównym budynku - tłumaczy Danuta Gmyrek, ordynator oddziału dziecięcego.
Nie tylko konieczność biegania z dziećmi pomiędzy budynkami denerwuje rodziców.
- Sale są bardzo ciasne. Mam wrażenie, jakbym siedziała w celi więziennej - mówi pani Krystyna, która niedawno opuściła kozielską pediatrię i modli się, by więcej tam nie wrócić.
Zdarza się, że w sali o powierzchni 8 metrów kwadratowych przebywa trójka dzieci wraz z mamami. Żeby choć na chwilę zmrużyć oczy, kobiety rozkładają materace pod łóżkiem dziecka.
O ciężkiej sytuacji w kozielskim szpitalu czytaj w piątkowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?