„Z najwyższego punktu widzenia”: To nie jest sport

Marcin Możdżonek
Dzisiaj słów kilka o niestety modnych ostatnio tzw. walkach freak fight. Dlaczego niestety? A no dlatego, że z wydarzenia sportowego, jakim są walki MMA, zrobiono komercyjną szmirę dla gawiedzi. Czym w ogóle są tego rodzaju walki? Sama nazwa freak fight oznacza dziwną walkę. I tak na samym początku, kiedy wprowadzono ów termin do świata gal mieszanych sztuk walki oznaczał on - ni mniej ni więcej - walki zawodników, którzy na co dzień trenowali zgoła odmienne dyscypliny sportu.

I tak jedne z pierwszych jakie mogliśmy zobaczyć były te organizowane przez federację KSW. Swoje rękawice krzyżowali w nich na przykład Mariusz Pudzianowski, były strongman z Bobem Sappem, byłym futbolistą amerykańskim. Jeszcze wtedy gale MMA nie były tak popularne, jak ma to miejsce teraz i ten ruch marketingowy był w pewnym sensie uzasadniony. Włodarze puszczali oko do kibiców: chodźcie i zobaczcie co dla was mamy. Zawalczą dwie osoby, które mają za sobą sportową historię. Dwóch atletów spróbuje sił w nowej dyscyplinie i to przyciągnęło uwagę kibiców, a same gale stały się niezwykle popularne, co rozwinęło tę dyscyplinę w naszym kraju. Mnóstwo młodych amatorów zapisało się do klubów MMA i wylewało litry potu trenując ciężko pod okiem profesjonalistów. Tak też jest i dziś. Osobiście cieszę się że młodzi ludzie chcą trenować i ruszać się na sali sportowej bez względu na wybraną przez siebie dyscyplinę. Niestety, obecnie freak fighty to patologia sportowej rywalizacji.

W ubiegłym tygodniu obejrzałem konferencję prasową przed kolejną galą jednej z organizacji, której twarzą jest były reprezentant Polski w piłce nożnej. Proszę mi wierzyć na słowo, po 15 minutach wyłączyłem komputer. Tyle w zupełności wystarczy żeby stwierdzić, że mamy do czynienia z upadkiem, w którym biorą udział nie tylko znane osoby i byli sportowcy, ale i dzieci, które zasiadają na trybunach. Uszy więdły od języka tam prezentowanego przez uczestników tego „wydarzenia”. Chamstwo i prostactwo wręcz wylewało się z tego cyrku dla niepoznaki nazywanym sportowym eventem. Choć to ze sportem nie ma wiele wspólnego. Jest to nic więcej jak tylko rozrywka niskich lotów dla niewymagającego odbiorcy.

Proszę sobie wyobrazić (nie polecam oglądania tego), że jedną z atrakcji wieczoru była walka pięćdziesięcioletniej kobiety ze swoją dziewiętnastolenią, niedoszłą synową. Starsza pani ma kilka wyroków sądowych na swoim koncie, a młodsza bez krępacji opowiada, jak zażywała narkotyki wraz z jej synem. Nieprawdopodobne, ale to się naprawdę dzieje. I znów pytanie dlaczego do tego dochodzi? Odpowiedź jest stosunkowo prosta – duże pieniądze.

Niestety, ale dopóki ktoś to ogląda to idzie za tym również wielka kasa, liczona w dziesiątkach milionów złotych. Trudno z tym walczyć, a zakazy nie wchodzą w grę. W końcu mamy wolny kraj, ale możemy sami coś z tym zrobić. Mówmy głośno o tym, że jest to coś złego i demoralizującego wszystkim dookoła. Zwłaszcza młodszemu pokoleniu, które może nie dostrzegać długofalowych skutków tego typu procederów. Ja mówię zdecydowane i stanowcze NIE!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Z najwyższego punktu widzenia”: To nie jest sport - Sportowy24

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska