Zakochali się na winobraniu

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Mouloud Salah z Afryki 7 lat temu we francuskim Lyonie spotkał miłość swego życia. Dziś z polską żoną mieszka w Kędzierzynie-Koźlu, a od tygodnia jest obywatelem RP.

Mouloud pochodzi z portowego miasta Bir Knadem leżącego na północy Algierii nad Morzem Śródziemnym. Tam przeżył prawie 32 lata.
- Mieszkałem tam z przerwami. W sezonie letnim jeździłem na zarobek do Francji, gdzie pracowałem przy zbiorze winogron - tłumaczy Mouloud Salah. - To właśnie dzięki takim wyjazdom teraz mieszkam w Kędzierzynie-Koźlu.
Ściślej mówiąc, wszystko się stało za sprawą uroczej Polki, którą Mouloud poznał w Lyonie w 1994 roku. Pani Krystyna, dziś żona Moulouda, wówczas także pracowała we francuskich winnicach.
Ona słówka, a on jabłka
- Pamiętam jak dziś. Była piąta po południu. Przechadzałem się po parku. Nagle spostrzegłem siedzącą na ławce piękną kobietę - opowiada Mouloud.
- Czytałam słownik polsko-francuski. Ja wkuwałam słówka, a on jadł jabłka. Od razu wydał mi się uroczy. Rozmawialiśmy pięć godzin - wspomina pani Krystyna.
Los ponownie przeciął ich ścieżki już na drugi dzień. Spotkali się na jednej z ulic francuskiej metropolii. Wtedy już nie zapomnieli o wymianie adresów. Pierwszy napisał Algierczyk. Potem przez kolejny rok następne listy krążyły pomiędzy Kędzierzynem-Koźlem a Bir Knadenem.
W celu poznania narzeczonej
- Wreszcie postanowiłam zaprosić Moulouda do Polski - wspomina pani Krystyna. - Okazało się, że nie jest to wcale taka prosta sprawa, bo trzeba było załatwić dla niego wizę. Jak już się udało, okazało się, że jest ona ważna tylko tydzień.
Aby turysta z północnej Afryki mógł zostać na dłużej i poznać uroki naszego kraju, każdego tygodnia musiał przedłużać wizę.
- Jeździliśmy do Opola i użeraliśmy się z biurokracją - mówi pani Krystyna. - Wymyślaliśmy różne powody. Doszło do tego, że gdy już skończyły się nam pomysły, sama urzędniczka podpowiedziała, by w uzasadnieniu napisać "w celu bliższego poznania narzeczonej".
I tak po kilku miesiącach doszło do ślubu, który odbył się w Kędzierzynie-Koźlu.
Ma kłopoty z pisaniem
Początki w nowym kraju nie były łatwe. Najwięcej problemów sprawiała Mouloudowi bariera językowa. Łamał sobie język na typowych dla słowiańskiej mowy głoskach: sz, cz i ż. Polskiego uczył się siedem lat. Pomagała mu w tym żona. Dziś włada nim biegle, niczym rodowity Polak. Nawet za pierwszym razem udało mu się zdać testy (tylko z jednym błędem) na egzaminie na prawo jazdy na samochody ciężarowe.
- Jednak mam kłopoty z pisaniem - mówi. - Jeszcze dokładnie nie znam polskiej ortografii. Porównując z językami arabskim i francuskim, polskie zasady pisowni są najtrudniejsze. Ale nie ma rady - i tego trzeba się nauczyć.
Już pierwszego dnia na polskiej ziemi przekonał się na własnej skórze, że bez znajomości języka daleko nie da sobie rady. Miał problemy z trafieniem z lotniska na Dworzec Centralny w Warszawie. Kiedy w końcu tam dotarł, nie mógł sobie poradzić z kupnem biletu. Nawet nazwy Kędzierzyn-Koźle poprawnie nie potrafił wymówić.
- Dobrze, że jedna z kasjerek władała francuskim, to mi pomogła. Teraz nie mam problemu z załatwianiem różnych spraw w urzędach czy robieniem zakupów. Nawet córce czytam polskie bajki na dobranoc - opowiada, sadzając na kolanach 6-letnią Wiktorię.
W zimie bez szalika
Drugą ważną rzeczą, po nauce języka, było dla Moulouda przyzwyczajenie się do niskich temperatur panujących w środkowej Europie zwłaszcza jesienią i zimą. Z tym jednak poszło mu jak z płatka. Jak sam mówi, nie lubi ubierać się po uszy. Drażni go noszenie szalika, czapki i rękawiczek.
- Pod kurtkę ubieram jeden sweter i to mi wystarcza. Niskie temperatury to dla mnie nic strasznego - wyjaśnia nowy mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla. - W końcu w Algierii, szczególnie nocami w zimie, też nie panują upały.
Mąż zjada wszystko
Polska kuchnia, znana z tłustych dań, nie stanowi problemu dla Moulouda. Lubi zjeść bigos, placki ziemniaczane, a prawdziwym rarytasem są dla niego gołąbki.
- Jeśli chodzi o jedzenie, nie mam z mężem najmniejszych problemów. Jada wszystko, co mu ugotuję - tłumaczy pani Krystyna. - Mouloud także umie gotować, więc gdy idę do pracy na popołudniówkę, to mąż obejmuje władzę w kuchni. Robi bardzo dobry, ale pikantny bigos. Jego firmowym daniem jest ryba, ziemniaki i sałatka z kapusty kiszonej. Jak się czegoś nowego nauczy gotować, przyrządza to bez przerwy.
Teraz sen z oczu młodego małżeństwa spędza brak pracy dla Moulouda.
- Szukam jej wszędzie, ale nie mogę znaleźć. Znam dwa języki obce, mam prawo jazdy na samochody ciężarowe i nic - mówi zrezygnowany. - Może odezwie się do mnie jakiś pracodawca? To moje największe marzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska