Zbigniew Górniak: Im bliżej trona...

Redakcja
Zbigniew Górniak: "Życie zasuwa jak mały samochodzik i musi być stale zarządzane".
Zbigniew Górniak: "Życie zasuwa jak mały samochodzik i musi być stale zarządzane".
Życie nie potrafi już toczyć się ot, tak sobie, jak leniwa rozlana rzeka albo chmury po bezkresnym niebie. W sposób wolny i powolny. Życie nie dość, że zasuwa jak mały samochodzik, to musi być jeszcze stale zarządzane. Ileż my już zmałpowaliśmy od Zachodu odmian zarządzania! Mamy więc "zarządzanie kryzysem". I "zarządzanie informacją". A nawet "zarządzanie informacją w kryzysie".

W Polsce jednak wypracowaliśmy unikat na skalę światową, a mianowicie - zarządzanie wolnością. Bo wolność, aby była wolnością prawdziwą, musi mieć nad sobą zarząd oraz radę nadzorczą. Najlepiej widać to na przykładzie specjalnych wolnych stref ekonomicznych, które coraz gęściej otaczają nasze miasta, zamiast obwodnic.

Taka wolna strefa to, wydawałoby się, kawałek gruntu ze skrzynką elektryczną, hydrantem, kanalizacją oraz ogrodzeniem, za którym firmy stawiają nowe fabryki, bo za siatką obowiązują nieco łagodniejsze restrykcje gospodarcze. I dzięki tym niższym podatkom oraz ulgom mogą się w tej enklawie rozwijać szybciej, co stanowi kolejny paradoks eurosocjalizmu, bo to tak, jakby w lagrze panowała większa swoboda niż na wolności. Już dawno w którymś z felietonów sugerowałem jak głupek, że skoro w tych strefach jest tak dobrze, to może rozszerzmy je na cały kraj: od Ustrzyk po Świnoujście i od Gołdapi po Kudowę. Ale kto by tam słuchał głupka? No, ale nie o to mi teraz chodzi. A o co?

Otóż skoro taka wolna strefa to po prostu plac, to do jej administrowania wystarczy kto? Poborca opłat i dozorca, który od czasu do czasu złapałby też za kosiarkę i byłby na tyle rozgarnięty, aby w razie awarii zadzwonić po hydraulika albo na pogotowie energetyczne. Ale nie! Tu jest Polska! A w Polsce wolność nie może się panoszyć jak burek po podwórku. W Polsce wolność musi być wytresowana. I wydojona.
Bo w Polsce nadal jak za cara. Im bliżej trona, tym więcej wymiona (rym mój, prawa autorskie niezastrzeżone). A zatem u nas władza musi koniecznie ustanowić nad taką wolną strefą wieloosobowy zarząd, który ma nad sobą jeszcze liczniejszą radę nadzorczą. I oczywiście to władza decyduje, kto w nich zasiądzie z kilkunastotysięczną pensją plus premia roczna, plus trzynastka. A jak foteli brakuje, bo w końcu żaden zarząd ani rada nie są z gumy, to się płodzi z taką wolną strefą córkę-spółkę, a potem nawet i spółkę-wnuczkę, bo w końcu demografia w Polsce - ważna rzecz. Z całą jaskrawością zobaczyliśmy ten mechanizm przy okazji ostatniego (i trwającego jeszcze) festiwalu nepotyzmu i kumoterstwa, w którym o Grand Prix ścigali się Donald’s Boys Band z Ferajną Waldka.

Tę formę zarządzania wolną rzekomo gospodarką należałoby wcisnąć do słoja z formaliną, tak jak się robi ze złośliwymi odmianami raka, i pokazywać studentom, ale nie medycyny, lecz ekonomii. Także za pośrednictwem Youtube, żeby mogli sobie to oglądać ci absolwenci, którzy przegrali rywalizację z kumotrami i teraz siedzą na zmywaku w Londynie. Bo mieli czerwony pasek na świadectwie, ale nie mieli czerwonego tatusia.

Kumotrzy rzecz jasna też są absolwentami i też wybitnymi, niektórzy nawet Harvardu, tudzież Cambridge. Nie wierzycie? To spytajcie Dyzmy, studiowali razem z nim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska