"Solidarność" ogłosiła wyjście z doraźnej polityki, a gazety na czołowych stronach eksponowały zdjęcia głosujących "za" liderów związku. Decyzji towarzyszyło mniej lub bardziej słyszalne westchnienie ulgi. Prawicowi wodzireje cieszyli się, gdyż przez trzy lata mocno im dojadło tłumaczenie, jakimż to cudem mienią się prawicą, skoro decydujący głos w AWS ma związek zawodowy?
Odetchnęli też sami związkowcy. Cokolwiek bowiem sądzić o sensowności zaordynowanej przez Balcerowicza kuracji schładzania gospodarki, szeregowym liderom związkowym trudno było zachować twarz wobec ludzi, których dotknęły masowe zwolnienia, i nad którą to z kolei kuracją polityczny parasol musiała trzymać właśnie "Solidarność".
Z ulgą decyzję związku przyjmą też zapewne dziennikarze. Wyjątkowych zdolności ekwilibrystycznych wymagało bowiem odróżnianie sytuacji, gdy lider związku mówił jako związkowiec i gdy prawił jako polityk prawicy. A już wyjaśnienie sytuacji, gdy Krzaklewski przed Sejmem protestował przeciw polityce rządu, który powołał - kwalifikowało autora do grona kandydatów do Pulitzera. A na poważnie - "Solidarność" wcale od polityki nie odeszła i nie odejdzie, dlatego tę jej ostatnią uchwałę należy traktować z przymrużeniem oka. Wobec zbliżającej się katastrofy wyborczej prawicy, związek sprytnie, choć chwilowo, zdystansował się od masy upadłościowej pod nazwą AWS, ale oznacza to jedynie, że gdy władzę przejmie formacja politycznie "Solidarności" wroga - związek ruszy do ofensywy. I całkiem zresztą słusznie, bowiem w gospodarce rynkowej nie ma niczego dziwniejszego jak związek zawodowy, który nie stoi okoniem wobec rządzących, lecz - mniej lub bardziej jawnie - u steru władzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
