Zmarł ostatni Polak, który skoczył o jeden most za daleko

Artur  Janowski
Artur Janowski
Fot. Archiwum heleny rajczuk
Dziś do Grodźca w gminie Ozimek przyjadą tłumy wojskowych, by pożegnać kapitana Józefa Wojdyłę.

Operacja „Market-Garden” przeprowadzona w Holandii, jesienią 1944 roku była największą bitwą z udziałem wojsk powietrzno-desantowych przeprowadzona podczas II wojny światowej. Jednocześnie była to niezwykle krwawa i dramatyczna potyczka. Opowiada o niej m.in. znakomity film wojenny „O jeden most za daleko”.

Wśród tych, którzy wtedy skoczyli z nieba, wprost pod lufy niemieckich karabinów, był Józef Wojdyła z Grodźca. Dziś o godzinie 14 w kościele w Grodźcu rozpocznie się pogrzeb 93 letniego spadochroniarza, który był ostatnim, żyjącym w Polsce żołnierzem uczestniczącym w bitwie pod Arnhem.

Dlatego do Grodźca zjadą wojskowe delegacje z całego kraju. Zapowiedział się m.in. gen. bryg. Grzegorz Hałupka, dowódca 6 Brygady Powietrznodesantowej im. gen. bryg. Stanisława Franciszka Sosa-bowskiego. Będą też harcerze ze Szczecina, którzy co roku odwiedzali Wojdyłę.

- Dziadek wiele przeszedł, wiele przeżył, ale zawsze się uśmiechał i takim go zapamiętamy - opowiada Tomasz Woj-dyła, wnuk spadochroniarza.

Helena Rajczuk - córka innego opolskiego weterana spod Arnhem - Leona Skrzyniarza, który zmarł w 2005 roku - podkreśla, że Wojdyła był postacią nietuzinkową.

- W czasie wojny przeszedł, przejechał, przepłynął i przeleciał niemal połowę świata z głęboką wiarą, że do Polski kiedyś powróci - podkreśla Rajczuk, autorka książki „Ostatni desant”, opisującej losy polskich spadochroniarzy.

Wojdyła urodził się 19 kwietnia 1924 roku w Biłce Szlacheckiej pod Lwowem i miał zaledwie 15 lat, kiedy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa.

Józef Wojdyła zawsze mówił, że Polskę trzeba kochać pracą - a nie gadaniem

Zimą 1940 roku razem z rodziną i innymi Polakami został wywieziony przez Sowietów na Syberię w okolice Nowosy-birska. Podróż trwała dwa miesiące, a z wagonów często wyrzucano zamarznięte ciała tych, którzy nie dali rady znieść gehenny. Na miejscu Wojdyła zaczął nieludzką pracę i dopiero jesienią 1941 roku dotarła do niego wiadomość, że powstaje polska armia pod dowództwem generał Władysława Andersa. Aby się do niej dostać 17-letni Wojdyła musiał skłamać i dodać sobie dwa lata. Tego oszustwa nigdy Opolanin nie żałował.

Już jako żołnierz armii Andersa wyszedł z ZSRR, a potem jako młodego i silnego mężczyznę skierowano go do elitarnego ośrodka szkolenia wojsk powietrzno - desantowych w północnej Szkocji.

- Tam bardzo dobrze radził sobie w ćwiczeniach na drzewach, a i w wodzie nikt mu nie umiał dorównać, więc otrzymał przezwisko „Tarzan” - opowiada Rajczuk. - Ćwiczeniom na szkoleniach często towarzyszył tzw. „kurs korzonkowy”. Wywiezieni do lasu, czy w góry, całkowicie zdani na siebie, żołnierze sam zdobywali pożywienie. Józef nie miał problemów. Był dobry w łapaniu królików, czy w łowieniu ryb w saku, wykonanym ze spodni.

Józef Wojdyła był także przeszkolony na kursie Cichociemnych, zrzucanych do Polski, ale ostatecznie historia rzuciła go pod Arnhem.

Niezwykle ryzykowne lądowanie kilkunastu tysięcy spadochroniarzy miało umożliwić wojskom amerykańsko-brytyjskim obejście umocnień nadgranicznych w północnych Niemczech i odcięcie niemieckich wojsk w zachodniej Holandii.
Niestety lokalna przewaga Wehrmachtu i błędy alianckiego dowództwa spowodowały, że bitwa zakończyła się klęską spadochroniarzy.

Opolanin był wówczas sanitariuszem, ale często musiał sięgać po karabin, a w czasie walk odwrotowych został ranny odłamkiem moździerza.

Po wojnie wrócił do kraju i zamieszkał w Grodźcu, gdzie osiadła jego rodzina. Przez wiele lat pracował w hucie Ozimek, udzielał się społecznie. Dziś podczas ostatniej podróży pożegnają go tłumy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska