Znieczulica, czyli nikt nic nie widział

Lina Szejner
Lina Szejner: Nikt nie chciał niczego widzieć. I to dopiero jest przerażające, bo dotyczy wielu ludzi - rodziny, sąsiadów, znajomych i instytucji
Lina Szejner: Nikt nie chciał niczego widzieć. I to dopiero jest przerażające, bo dotyczy wielu ludzi - rodziny, sąsiadów, znajomych i instytucji
Blokowe "oko i ucho" może zdziałać wiele dobrego

Lina Szejner: Nikt nie chciał niczego widzieć. I to dopiero jest przerażające, bo dotyczy wielu ludzi - rodziny, sąsiadów, znajomych i instytucji

Proces Josepha Fritzla, gwałciciela córki, którą więził przez prawie ćwierć wieku, wstrząsnął sytym, niemieckim społeczeństwem. Ludzie starają się omijać miasteczko Amstetten, gdzie rozegrał się dramat, jakby się bali, że "zaraza" może przejść na nich. Na pytanie, jak mogło do tego dojść, próbują teraz odpowiedzieć psychiatrzy.

Ale całe niemieckie społeczeństwo zadaje sobie też inne, bardzo istotne pytanie - jak to się stało, że choć dramat rozgrywał się przez 24 lata w samym środku niewielkiego miasteczka, nikt niczego nie zauważył i nie usłyszał. Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że nikt nie chciał niczego widzieć, ani słyszeć. I to dopiero jest przerażające, bo dotyczy wielu ludzi - rodziny, sąsiadów, znajomych, a w dalszej kolejności organizacji powołanych do pomocy ofiarom przemocy domowej.

Jeszcze bardziej dziwi to, że tragedia wydarzyła się w zamożnym kraju, z dobrze rozwiniętą samorządnością, w którym budżet nie skąpi na utrzymanie różnego typu organizacji pomocowych dla chorych, starych, niepełnosprawnych i ofiar przemocy właśnie.
Myślę, że to, co się wydarzyło w Niemczech, powinno i nas skłonić do refleksji nad tym, na kogo mogą liczyć ofiary przemocy.

Najłatwiej powiedzieć, że to nie u nas doszło do takich zdarzeń. Jednak w tym samym wydaniu "Wiadomości", które podały informacje o wyroku dla zwyrodnialca, usłyszeliśmy o psychopatycznych zastępczych "rodzicach", którzy prześcigali się w wymyślaniu możliwie najbardziej okrutnych sposobów znęcania się nad kilkorgiem małych dzieci, dla których mieli stworzyć bezpieczny, spokojny dom. Parę dni wcześniej z ekranu usłyszeliśmy o zakatowaniu na śmierć kilkuletniego chłopca przez konkubenta jego matki, jeszcze wcześniej mówiono o zmarłej kobiecie, która po śmierci ważyła 30 kilo, a mąż nie wołał do niej lekarza i zapewne "leczył" głodówką. Nie będę przytaczać więcej faktów bestialstwa i zwyrodnienia, o których niemal codziennie donoszą nam media. Wynika z nich jednoznacznie, że mamy własne potwory, z którymi nie potrafimy czy też nie chcemy walczyć.
Nikt nie słyszy skowytu katowanych dzieci, bitych kobiet, maltretowanych starych ludzi. Jest moda na to, by się nie interesować cudzym życiem. I bardzo to wygodne. Często nie można też liczyć na urzędy powołane do takich kryzysowych interwencji. Tłumaczą się, że nic nie zrobiły, bo nie wiedziały...

A co zrobić, żeby wiedzieć, żeby w porę interweniować i uratować - dziecko, kobietę, starca? Jeśli zawodzą instytucje, najlepiej zatrudnić blokowe plotkary, takie jak te, które wysiadują na ławce w jednej z często teraz emitowanych reklam. One wszystko widzą i wszystko wiedzą, więc doniosą komu trzeba o tym, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami mieszkań. A jak już doniosą, to i dopilnują, by się właściwa instytucja sprawą zajęła. Rozwiązanie proste i skuteczne, choć nieprofesjonalne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska