Kiedy wojska rosyjskie zbliżały się do Charkowa, z miasta uciekały samochodem 52-letnia Iryna Perlifon i jej 29-letnia córka Karolina.
Karolina opowiadała dziennikarzowi „The Sun”: Moja mama prowadziła auto, ale wpadła w panikę i zatrzymaliśmy się. Zobaczyliśmy dwóch rosyjskich żołnierzy. Baliśmy się najgorszego, ale oni chcieli nam pomóc.
Ukryli kobiety koło garaży i zostali z nimi przez 15 minut. Wtedy pojawili się inni żołnierze i zaczęli strzelać.
Karolina opowiadała, że "zaprzyjaźniony" żołnierz błagał kolegów, by nie strzelali. "Płakał, było dużo krzyków. Słyszałam tylko strzały. Gdy spojrzałam w górę, wszędzie była krew. Byłam przekonana, że umrę, bo dostałem odłamkiem" - opowiada kobieta.
29-latka wstała i zaczęła się trząść. Zauważyła matkę, która została trafiona w głowę. Zdała sobie sprawę, że ona nie żyje. Nie żył też jeden z żołnierzy, który chciał ukryć kobiety.
Karolina pobiegła do auta, z trudem zabrała rannego i odjechali. Rosjanin poprosił ją, by go wysadziła. Nie wie, co się z nim potem stało, ani co stało się ze sprawcami masakry.
Wiemy ile osób zginęło w powodzi
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?