1944: Warszawa

fot. P. Stauffer
Stecki: - Linda u nas nie zagra.
Stecki: - Linda u nas nie zagra. fot. P. Stauffer
Rozmowa z Krzysztofem Steckim, opolaninem, współautorem (wraz z Tomaszem Zatwarnickim) scenariusza do filmu o powstaniu warszawskim.

W listopadzie 2006 roku dwaj opolanie, Krzysztof Stecki i Tomasz Zatwarnicki, tekstem "1944: Warszawa" wygrali ogólnopolski konkurs na scenariusz filmu o powstaniu warszawskim. W minioną środę w siedzibie Instytutu Sztuki Filmowej podpisali umowę z Wytwórnią Filmów Fabularnych i Dokumentalnych w Warszawie, która kupiła prawa do ich scenariusza. Jest to pierwszy krok w kierunku powstania filmu.

- Podpisując umowę, sprzedaliście prawa do waszego scenariusza. Nie boisz się, że możecie go nie poznać na ekranie?
- Takiej obawy nie ma. Zachowaliśmy tzw. autorskie prawa pierwotne. Z drugiej strony, choć jesteśmy do swojego tekstu przywiązani jak do dziecka, liczymy się z tym, że wytwórnia czy reżyser zechcą - ze względów artystycznych - jakieś sceny z filmu usunąć czy prosić nas o dopisanie nowych. Na takie zmiany jesteśmy otwarci. Ponieważ mamy sporą wiedzę o powstaniu, możemy też być konsultantami w sprawie kostiumów, szczegółów uzbrojenia itp.

- Czy po podpisaniu umowy możecie być pewni, że film powstanie?
- Tak. Scenariusz musi wprawdzie zostać zatwierdzony do realizacji, ale to jest raczej formalność. W najbliższym czasie scenariusz zostanie oszacowany przez producenta pod kątem przyszłych kosztów filmu. Nie będą one małe, bo takiego obrazu nie da się nakręcić w małym studiu i w dwóch plenerach. Obraz będzie wymagał pietyzmu w odtworzeniu szczegółów mundurów, uzbrojenia, sprzętu itp., a to wszystko kosztuje.

- Wytwórnia poszuka tych pieniędzy?
- Właśnie teraz rozpoczyna się etap kształtowania budżetu filmu. Będzie to prawdopodobnie najdroższa produkcja w historii polskiego kina. Szacujemy, że koszt filmu wyniesie kilkadziesiąt milionów złotych. W kosztach produkcji uczestniczył będzie m.in. Instytut Sztuki Filmowej, czyli instytucja publiczna, i to jest jeden z gwarantów tego, że film powstanie.

- Przez pół roku, które upłynęło od rozstrzygnięcia konkursu, wiele się mówiło o tym, że warszawskie środowisko chętnie by was pozbawiło wpływów na scenariusz i pieniędzy za jego napisanie. Czujecie się pod tym względem bezpieczni?
- Suma, jaką nam po negocjacjach zaproponowano za scenariusz, jest tajemnicą handlową. Powiem tylko, że jesteśmy zadowoleni z kwoty, jaką nam, debiutantom w branży, zaproponowano. Do tego dojdą jeszcze tantiemy, kiedy film już trafi na ekrany.

- Kto będzie reżyserem filmu?
- Jeszcze nie wiadomo, ale byliśmy pytani o nasze typy. Chcielibyśmy, aby reżyserem był ktoś, kto ma doświadczenie w pracy przy filmach batalistycznych. Toteż pomyśleliśmy o Januszu Kamińskim, autorze zdjęć do filmów "Helikopter w ogniu" czy "Szeregowiec Ryan". Ze względu na międzynarodowy marketing dobrym reżyserem byłby Mel Gibson, ale to raczej sfera marzeń. Więc być może film powinien zrobić debiutant ze świeżym spojrzeniem.
- Dobrze, żeby reżyser filmu o powstaniu warszawskim nie był Polakiem? Przecież Gibson niczego o powstaniu nie wie.
- O losie szkockich górali też nie wiedział wiele, a przecież w filmie "Braveheart - Waleczne serce" pokazał ich tak, że cały świat zrozumiał ich racje. Film powinien wyjść poza granice Polski, by przekonać publiczność na świecie, że Warszawa była nie tylko miejscem powstania w getcie warszawskim. Bo przecież sierpniowe powstanie w roku 1944 było - przy takim samym szacunku dla każdej przelanej krwi - o wiele większe od powstania z kwietnia roku 1943.

- Spodziewacie się udziału w filmie plejady gwiazd kina?
- To nie bardzo jest film dla gwiazd w stylu Bogusława Lindy czy braci Pazurów. Bohaterowie powstania to 18-20-latkowie. Aktorów trzeba więc będzie szukać raczej wśród debiutantów, studentów szkół teatralnych i filmowych. Marzy nam się powtórzenie zjawiska, które miało miejsce przy "Kolumbach". Tamten film wykreował nieznanych wcześniej Jana Englerta czy Władysława Kowalskiego na gwiazdy.

- Ile czasu potrzeba, by film znalazł się w kinach?
- Zdjęcia rozpoczną się najwcześniej w roku 2008. Wszystko dlatego, że nie ma jeszcze scenografii. Będzie ona budowana od podstaw i to nie - jak jest zwyczajem przy innych filmach - z drewna i styropianu. Na potrzeby tego filmu zbudowany zostanie w plenerze fragment przedwojennej i wojennej Warszawy. Ta scenografia stała wraz z całym zapleczem sprzętowym i ludzkim będzie wykorzystywana w przyszłości do produkcji innych filmów oraz do celów edukacyjnych. Pisząc scenariusz, postawiliśmy na absolutną wierność wszystkim detalom. To będzie film oglądany bardzo wnikliwie przez warszawiaków, potomków powstańców i pasjonatów powstania. Nie możemy sobie pozwolić na żadną łatwiznę. Dlatego też premiera filmu planowana jest wstępnie na rok 2010.

- Niewielu powstańców jej doczeka.
- Bardzo tego żałujemy, że obejrzą go prawdopodobnie tylko nieliczni, najmłodsi powstańcy. Niestety, w poprzednim systemie politycznym powstanie było nieprawomyślne i zostało zepchnięte na margines. Na duży epicki film o powstaniu czekamy już bardzo długo. Zegarów cofnąć nie można. Ale właśnie ze względu na żyjących jeszcze powstańców trzeba się bardzo śpieszyć. Szkoda każdego dnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska