Formalnie właścicielka "miniżłobka" jest jedynie nianią, wynajmowaną przez rodziców do opieki nad dziećmi. Z dostępnych informacji wynika, że rodzice rano przyprowadzili do żłobka zdrowego, dziewięciomiesięcznego synka. Gdy przyszli po niego po godz. 15, dziecko nie żyło.
Lekarz z pogotowia miał stwierdzić początkowo, że doszło do tzw. śmierci łóżeczkowej, czyli nagłego zgonu podczas snu. Ale szczegółowe przyczyny śmierci chłopczyka będą znane dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok. Trwają m.in. badania toksykologiczne.
Kobieta, która opiekowała się dziećmi w "miniżłobku" przy ul. Braterskiej pisze o sobie w internecie, że jest nianią od dziewięciu lat. Skończyła studia na Akademii Wychowania Fizycznego, kierunek - turystyka i rekreacja. Zajmowała się dziećmi od 3. tygodnia życia do 4. roku życia.
- Początkowo opiekowałam się jednym dzieckiem, z czasem trojgiem i od dwóch lat pięciorgiem. Posiadam kwalifikacje z możliwością sprawdzenia - pisze na swojej stronie opiekunka. O tragedii nie chce rozmawiać. - Wszystko zrobiłam jak trzeba, każde dziecko traktuję jak swoje. Tyle mam do powiedzenia - ucięła.
Trwają czynności śledcze, są przesłuchiwani świadkowie. Najbardziej istotna będzie opinia biegłych z zakresu medycyny sądowej - informuje krótko Jolanta Kosztubajda-Michniewicz z Prokuratury Rejonowej Wrocław Krzyki-Zachód.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?