Firma telekomunikacyjna jeszcze przed świętami zlikwidowała nadajnik umieszczony na budynku cegielni. W zamian jednak nie zamontowała nowego urządzenia. Nie poinformowała też abonentów, że nie będą mieli połączenia z siecią.
- To kpina z ludzi i skandal! - oburza się na operatora Arkadiusz Grzybek, abonent "Ery", prowadzący działalność gospodarczą w Pokoju. Poza telefonem komórkowym ma abonament na aparat stacjonarny z tej sieci. Umowę podpisał przed świętami.
- Zapewniali nas, że mają najlepszy zasięg a kraju. A tutaj zero łączności. Od wczoraj straciłem co najmniej kilka tysięcy złotych, bo ludzie nie mogą się do mnie dodzwonić.
Nie inaczej jest w Świerczowie. Tamtejsi przedsiębiorcy, abonenci "Ery", również nie mają łączności z klientami.
- Taka duża firma, a klientów ma w nosie. Aby odczytać esemesy lub połączyć się ze światem, musimy jeździć do Namysłowa lub pod Brzeg, czyli tam, gdzie są czynne nadajniki - oburzają się ludzie.
W przysłanym do nas oświadczeniu operator twierdzi, że to przejściowa awaria, która zostanie usunięta w ciągu kilku dni.
- Ciekawe, że w każdym z punktów "Ery", jakie odwiedzaliśmy mówią, że awaria może potrwać nawet cały pierwszy kwartał nowego roku - dodają mieszkańcy Świerczowa.
Więcej czyta jutro w papierowym wydaniu "Nowej Trybuny Opolskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?