Myślałem, że to nas nie dotyczy. Że zagrożone są tylko obszary wschodniej Polski, daleko od nas. Ostatni przypadek pokazał, że nikt nie może się czuć bezpiecznie - komentuje Piotr Hanusiak, rolnik i hodowca trzody chlewnej spod Prudnika.
4 listopada na lokalnej drodze pomiędzy Nową Solą a Sławą w województwie lubuskim znaleziono padłego dzika. Wyglądał jak ofiara wypadku. Próbki zwłok pojechały do badania w Państwowym Instytucie Weterynarii, które wykazało, że locha chorowała na afrykański pomór świń (ASF).
Następnego dnia teren w promieniu 5 kilometrów został zabezpieczony płotem z elektrycznym pastuchem. Myśliwi i inne służby zaczęły intensywne sprawdzanie strefy skażonej i buforowej. 17 listopada opublikowano wiadomość, że na ASF padł też drugi znaleziony dzik w tym rejonie.
Od kilku dni w poszukiwaniach dzików uczestniczy także wojsko. Do tej pory ASF potwierdzono u w sumie 20 sztuk. W większości ich zwłoki znaleziono w stanie posuniętego rozkładu, w leśnych ostępach.
Myśliwym nakazano strzelać do każdego dzika w strefie zagrożonej wirusem, trwa budowa drugiego ogrodzenia. Choroba w ciągu 3 miesięcy, nagle i ogniskowo pojawiła się 300 kilometrów na zachód, od miejsc gdzie obserwowano ją w sierpniu.
Wirus przekroczył linię Wisły, która miała być naturalną zaporą dla dzików. To tylko 200 km od Opola.
- Nie ma obszaru, który nie były zagrożony ASF. W każdej chwili może się pojawić także u nas - mówi Wacław Bortnik, opolski wojewódzki lekarz weterynarii. - Przyczyny wystąpienia kolejnego ogniska ASF są badane. Nie można wykluczyć nawet celowego działania.
Jak podkreśla dr Bartnik, od początku występowania choroby w Polsce - służby weterynaryjne monitorują i sprawdzają każdy znaleziony przypadek padłego dzika. Myśliwi dostają od państwa dodatkową zachętę finansową, aby dokonywać odstrzału dzików (600 zł. za lochę, 300 za dzika). Kontrole obrotu zwierzętami hodowlanymi i mięsem są szczególnie dokładne.
Trwa też uświadamianie rolników i całego społeczeństwa, czym jest ASF i jakie skutki może wywołuje. Stwierdzenie choroby w gospodarstwie powoduje wybicie całego stada, co dla rolników może oznaczać nawet bankructwo. Jeśli choroba przeniesie się na Wielkopolskę, gdzie produkuje się 30 proc. trzody, wzrost cen odczują też konsumenci.