Bankier.pl: Nie można żyć nie korzystając z kredytów?

(oprac. dora)
Podstawowym objawem kryzysu finansowego jest mocne ograniczenie dostępu do kredytów. (fot. sxc)
Podstawowym objawem kryzysu finansowego jest mocne ograniczenie dostępu do kredytów. (fot. sxc)
Do takiego wniosku można dość słuchając wypowiedzi większości ekonomistów, ministrów, bankowców i przedsiębiorców. Wszyscy wmawiają nam, że bez „ożywienia” akcji kredytowej czeka nas gospodarcza katastrofa lub w najlepszym wypadku wieloletnie stagnacja. Czy to jednak prawda?

Podstawowym objawem kryzysu finansowego jest mocne ograniczenie dostępu do kredytów. Banki niechętnie pożyczają pieniądze obawiając się, że recesja pogorszy kondycję finansową kredytobiorców, i że w związku z tym nie będą oni w stanie spłacić swoich zobowiązań.

Zresztą same banki mają masę własnych problemów

Straty na już udzielonych kredytach drenują fundusze własne. Nawet sami prezesi nie wiedzą, jaka jest jakość aktywów zapisanych w księgach bilansowych.

Zobacz: Kredyt na mieszkanie w walucie tylko dla VIP-ów

Ta niepewność sprawia, że zamarł rynek międzybankowy – banki dysponujące nadwyżkami finansowymi nie chcą pożyczać gotówki właśnie z powodu obaw o stan bilansów zarówno własnych jak i swoich konkurentów.

Efekt? Problemy finansowe niektórych przedsiębiorstw, które muszą płacić wyższe marże lub w ogóle nie mają dostępu do finansowania. Potencjalni nabywcy nieruchomości są odprawiani z kwitkiem, a posiadaczom kart kredytowych cięte są limity zadłużenia.

W takiej atmosferze przy pikujących wskaźnikach makroekonomicznych (chociaż w Polsce jeszcze nie jest tak źle, jak w krajach rozwiniętych czy republikach bałtyckich) słyszymy lamenty nad opłakaną kondycją „rynku kredytowego”. Bankowcy i przedsiębiorcy domagają się rządowych gwarancji na udzielone kredyty. Rząd chce spłacać kredyty hipoteczne bezrobotnym, a deweloperzy alarmują, że grozi nam zapaść w budownictwie mieszkaniowym. Wszystkie te grupy nacisku domagają się od rządów i banków centralnych pieniędzy. Najlepiej tanich i bez ryzyka (dla nich).

Zobacz: Rodzina na swoim - jak dostać kredyt mieszkaniowy z ulgą?

- Ekonomiści i prezesi banków wmawiają nam, że więcej udzielonych kredytów oznacza większy popyt konsumpcyjny, wyższe inwestycje i co za tym idzie podobno większą produkcję i dochody pracowników - tłumaczy Krzysztof Kolany z Bankier.pl. - W związku z tym pomoc dla banków staje się wręcz wyznacznikiem interesu narodowego.

Żądania te najsilniejsze okazały się w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, gdzie Fed, EBC, Bank Anglii do spółki z rządami USA, Niemiec, Belgii, Francji, Holandii ratowały przed upadkiem renomowane instytucje finansowe. Oczywiście na koszt podatników i przyszłych pokoleń.

W Polsce siła nacisku bankowców jest nieco mniejsza (bo i kondycja banków jest ciut lepsza), lecz lobby bankowe nadało kształt publicznej debacie na temat polityki gospodarczej.

- Wyobraźmy sobie teraz, że polscy decydenci posłuchają rad bankowców i przedsiębiorców. RPP tnie stopy procentowe do zera. NBP zaczyna skupować obligacje skarbowe. Rząd hojnie udziela gwarancji przedsiębiorcom. Akcja kredytowa banków znów rośnie w dwucyfrowym tempie – pieniądz płynie do gospodarki szerokim strumieniem – o to przecież chodzi, prawda? - pyta Krzysztof Kolany z Bankier.pl. - Jakie są tego efekty: otóż tani i łatwo dostępny kredyt sprawia, że konsumenci znów masowo szturmują sklepy, biura deweloperów, salony samochodowe, a styliści i psychoterapeuci mają zapełnione kalendarze.

Zobacz: A co się dzieje, gdy po ograniczoną ilość dóbr ustawiają się kolejki chętnych z pełnymi portfelami?

Polska: kto skorzysta na takim fiskalno-monetarnym pobudzaniu gospodarki?

W pierwszej kolejności zarobią banki, które jako pierwsze będą miały do dyspozycji tani pieniądz. W pierwszych miesiącach (a może nawet latach) boomu kredytowego instytucje finansowe i pośrednicy będą świetnie zarabiać na prowizjach, menedżerowie wypłacą sobie sowite premie, a akcjonariusze pokaźne dywidendy.

Zarobią też właściciele sklepów, którzy będą mogli jako pierwsi podwyższać ceny, więc (przynajmniej na początku) przychody będą rosły szybciej od kosztów. Fabryki będą miały pełne arkusze zamówień, ale coraz szybciej drożejące surowce (bo każdy będzie chciał produkować coraz droższe towary) sprawią, że produkcja przestanie być opłacalna. I w końcu największym beneficjentem będzie rząd, który odnotuje szybko rosnące nominalne wpływu z podatków.

Zobacz: Jaka powinna być idealna pożyczka na wakacje?

Pozyskaną gotówkę będzie można rozdać emerytom, rolnikom, górnikom, pielęgniarkom, policjantom, urzędnikom, kolejarzom i innym silnym grupom nacisku. Minie trochę czasu (może nawet cały cykl wyborczy) nim ludzie ci zorientują się, że za „podarowane” pieniądze mogą kupić coraz mniej towarów czy usług.

W ten sposób kolejna „stymulacja” gospodarki przez państwo (rząd lub bank centralny) zakończy się recesją i kryzysem jeszcze głębszym niż poprzedni i znów pojawiają się żądania dalszego „wsparcia dla gospodarki”. Tyle że w pewnym momencie świat nie wytrzyma kolejnego załamania – po prostu bańka kredytowa przerośnie możliwości finansowe wszystkich państw na Ziemi. Wówczas kredyty nie zostaną spłacone, a dług przestanie istnieć. Pytanie tylko, do jakiego etapu w historii cofnie się wówczas globalna gospodarka.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska